Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Nie martw się, wykonujemy tę procedurę od lat”. Recenzja filmu

Adam Pazera
materiały prasowe
W światowej kinematografii (ale także i polskiej) jest wiele filmów z wyrazem „lęk” w tytule. Nie tylko z samym „lękiem” jako takim, ale znaleźć można ponadto: Lęk pierwotny, Lęk wysokości, Lęk przed wodą, Lęk przed miłością, Lęk przestrzeni, Lęk przed światem, Lęk nasz powszedni…

Zaś według Wikipedii „lęk” to: „nieprzyjemny stan emocjonalny związany z przewidywaniem nadchodzącego z zewnątrz lub pochodzącego z wewnątrz organizmu niebezpieczeństwa, objawiający się jako niepokój, uczucie napięcia, skrępowania, zagrożenia”. Encyklopedia wymienia też różne rodzaje lęków: odczuwany, domniemany, ukryty, wolnopłynący, napadowy... Tyle określenia encyklopedyczne, a jaki ma charakter (i jak go określić?) tytułowy „Lęk” w reżyserii Sławomira Fabickiego u bohaterek jego filmu?

Czy to lęk przed śmiercią, na którą dobrowolnie godzi się Małgorzata, podejmując decyzję o eutanazji, niepotrafiąca już od dwóch lat znieść bólu spowodowanego chorobą nowotworową? Czy chodzi o lęk Łucji przed rychłą utratą swej siostry, którą właśnie wiezie do ośrodka „wspomagania samobójstwa” w urokliwym mieście na pograniczu Szwajcarii i Włoch?

W pierwszych kadrach „Lęku” oglądamy dwie kobiety jadące samochodem i wydawać się może, że jadą np. na wakacje. Ale czuć jakieś napięcie między nimi: gdy prowadząca samochód Łucja, na prośbę Małgorzaty, zabiera autostopowicza z dzieckiem, chcącego dostać się do Legnicy, ta pierwsza mruknie: „Chciałaś tego specjalnie, żebyśmy nie mogły gadać”. Kiedy niespodziewany towarzysz podróży rozmyśla się (wysiada po zbyt nerwowej jeździe Łucji), wtedy z kolei Małgorzata z sarkazmem powie: „No, to sobie pomilczymy”. Stopniowo reżyser odkrywa przed widzem karty: podróż obu sióstr jest drogą ku śmierci jednej z nich. Małgorzata, wzięta prawniczka, mimo pozornie uporządkowanego życia (w czasie jazdy, co chwila w zdecydowany i konkretny sposób wydaje przez telefon polecenia swoim pracownikom) od dwóch lat cierpi na chorobę nowotworową. Nieuleczalnie chora, nie jest już w stanie znieść bólu, faszerowania tabletkami, tłoczenia w nią litrów morfiny, wiary w kolejne, eksperymentalne metody leczenia raka. Nie ma już siły walczyć: od półtora roku jest członkinią fundacji prowadzącej klinikę w Szwajcarii, która umożliwia „spokojną śmierć”. I właśnie tam, do Lugano, wiezie ją młodsza siostra. A z kolei Łucja, pozornie spokojna i wyciszona, wydaje się być przeciwieństwem stanowczej Małgorzaty.

W odróżnieniu od siostry, która jakiś czas temu rozstała się z partnerem (chyba w niezbyt przyjaznych okolicznościach - w telefonie oznaczony jest jako... „Palant”!), Łucja wiedzie spokojne, normalne życie u boku męża Patryka i dwóch córek, łącząc się z nimi co jakiś czas przez telefon. Jej pasją jest dziedzina beauty, doskonale sprawdza się w salonie kosmetycznym, właśnie otrzymuje informację o awansie.

„Lęk” jest klasycznym kinem drogi, którego akcja toczy się niemal wyłącznie w czasie dramatycznej - dla obu - podróży (Warszawa - Niemcy - Lugano) ku ostateczności dla jednej z nich, podczas której (podróży, nie ostateczności) poznajemy całą paletę siostrzanych uczuć: od wściekłości do wzajemnej troski o siebie. Mimo nieuchronnej decyzji Małgorzaty, Łucja - robiąc sobie nadzieję na zmianę decyzji - za wszelką cenę stara się opóźnić przyjazd do kliniki: w szpitalu, gdzie trafi Małgorzata po ataku, zrozpaczona Łucja prosi lekarza, aby zatrzymał siostrę o dzień, dwa - dłużej. Innym razem w zajeździe agroturystycznym po drodze, sama wsiadając na konia, „posadzi” siostrę na drugim (poprosi o „miłego, spokojnego”). Ta buntuje się na tę zwłokę i informuje, że nie potrzebuje łaski, może na miejsce dotrzeć sama. Wtedy Łucja wybucha: „A ty możesz mnie tak po prostu odwołać? Jak umierasz, to myślisz, że wszystko ci wolno!”. Jest w tym krzyku dziewczyny wściekłość, ale bardziej to krzyk rozpaczy, lęku i bezsilności. Ale emocje pulsują również w Małgorzacie: od stanowczości i wydawanych biznesowych decyzji, pozornej beztroski czy obojętności do bezgranicznej rozpaczy już na miejscu, kiedy samotnie szlocha na korytarzu. Wzruszające są z kolei te siostrzane relacje, kiedy obie leżąc w łóżku, w kolejnych hotelach po drodze, przytulone do siebie opowiadają sobie różne historie, śmiejąc się i płacząc na przemian, chcąc jak najdłużej zostawić dla siebie te czułe chwile. Natomiast porażająco sprawnie w swym profesjonalizmie funkcjonuje „przemysł śmierci” - klinika z przepięknym widokiem na rozległe jezioro i niezwykle uprzejma obsługa w osobie Sofii. Miła, schludnie ubrana kobieta grzecznie, ale biurokratycznie i rutynowo troszczy się o przybyłych. Jeśli Łucja nie da rady sama wrócić do Polski, do dyspozycji jest wolontariusz, który odwiezie gratis do Polski. Małgorzatę z kolei pyta, czy zadowolona jest z widoku za oknem, a jeśli nie czuje się na siłach dziś, to „proces” można przełożyć na jutro. Uspokaja jednocześnie: „Nie martw się, wykonujemy tę procedurę od lat”. Następnie informuje o czynnościach, jakie podejmie Małgorzata: „Będziesz piła małymi łykami, poczujesz senność, ale nie będziesz mogła mówić...”.

Siłą filmu są obie aktorki: brawurowa Magdalena Cielecka niezależnie od zagrania jednej z najlepszych ról, w „Lęku”, w roli terminalnie chorej przeszła niezwykłą metamorfozę: znacznie schudła i skróciła włosy. Marta Nieradkiewicz jako Łucja nie ustępuje Cieleckiej, prezentując całą gamę uczuć. Zgoda na podróż siostry tylko w jedną stronę, świadomość ostatniego przebywania z nią musi być strasznym wysiłkiem psychicznym, pełnym lęku i obaw, jak ona sama to zniesie. I „jej” Łucja doskonale to prezentuje, jednocześnie dając też upust swym emocjom w niemieckim pubie, ostatniego wieczoru przed dotarciem do kliniki. Stały współpracownik reżysera, Bogumił Godfrejów, wykonał kawał dobrej roboty, często kierując kamerę na obie bohaterki, na twarze, które wyrażają sprzeczne niekiedy stany.

Reżyser w swym filmie nie umoralnia, nie daje wskazówek ani nie ocenia decyzji Małgorzaty. Zrealizował swój „Lęk” (według scenariusza Moniki Sobień-Górskiej) jako opowieść o bólu i cierpieniu, odchodzeniu i miłości, zadając jednocześnie widzom pytanie, które stawia sobie: Jak zachowałbym się w takiej sytuacji? Czy dalej walczyłbym o życie ukochanej osoby, czy pozwoliłbym jej odejść na własnych warunkach?

Temat eutanazji, podnoszony już w niejednym filmie (np. niedawne „Wszystko poszło dobrze” François Ozona), jest kwestią niezwykle delikatną i dyskusyjną, budzącą szereg wątpliwości natury etycznej, moralnej, medycznej czy religijnej. Życie każdego z nas na ziemskim padole ma swój koniec i nie może być inaczej. Ale dla jednych: „(…) zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie” (prefacja za zmarłych), a dla innych: „Życie to (tylko) śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” (posługując się tytułem jednego z najlepszych filmów Krzysztofa Zanussiego, też z motywem eutanazji).

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera