MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ojrzyński: Trener, który przeszedł szlak świętego Jakuba i może liczyć na jego wsparcie

Leszek Ojrzyński
Leszek Ojrzyński pracuje w Bielsku-Białej od czterech miesięcy
Leszek Ojrzyński pracuje w Bielsku-Białej od czterech miesięcy Jakub Jaźwiecki
Z Leszkiem Ojrzyńskim, trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała, byłym szkoleniowcem m.in. Korony Kielce, Odry Wodzisław, Zagłębia Sosnowiec

"Rambo" czy "Komandos"? Skąd takie przydomki?
To jeszcze z czasów, kiedy pracowałem w Koronie Kielce. Musiałem od razu wprowadzić dyscyplinę, bo była w rozsypce. Jak przejmowałem Koronę, to miała najsłabszą defensywę, lepiej spisywała się pod tym względem nawet Polonia Bytom. Musiałem to wszystko ogarnąć, wprowadziłem żołnierską dyscyplinę i piłkarze przypięli mi taka łatkę. Wcześniej miałem ksywkę Arni, od Schwarzeneggera (śmiech).

To może dlatego, że w pojedynkę w obronie kolegów na korytarzu akademika postawił się pan grupie zapaśników i ponoć wyszedł pan ze starcia tylko z niewielkimi obrażeniami.
Różne sytuacje przeżywałem na studiach. To był czas młodości, życie łapało się pełną "gębą", były dyskoteki, zabawy, dorabiałem też jako ochroniarz. Potrafiłem dzielić przyjemności studenckiego życia z nauką. Po pierwszym roku otrzymałem nawet stypendium naukowe.

Mówi pan, że nie toleruje gwiazdorstwa, zespół prowadzi pan twardą ręką.
Kieruje się pracą, dyscypliną, porządkiem. Twardym trzeba być, szczególnie w piłce nożnej, bo czasami dużo niesprawiedliwych opinii jest na twój temat. Piłka nożna sama w sobie jest niesprawiedliwa i czasami można włożyć w nią dużo pracy, być w lepszej dyspozycji, a jednak przegrać mecz. Trzeba sobie z tym radzić. Mimo niewielkiego stażu doświadczyłem już dużo w swoim byciu trenerem. Kiedy zawodnicy nie mieli płacone przez pół roku, a czasami i więcej, trzeba było to wszystko poskładać do "kupy". Często rządania prezesów nie były adekwatne do tego, co oferowali i wtedy trzeba było walczyć. Były kłótnie, dyskusje, mieliśmy inne punkty widzenia. Bywało tak, że trzeba było pakować manele i szukać nowego klubu.

Miał pan "szczęście" pracować w kilku klubach gdzie się nie przelewało.
Kiedy chodziło tylko o mnie to podchodziłem do tego spokojnie. Inaczej, kiedy miałem już żonę, dzieci. Wtedy czułem się odpowiedzialny za nich i musiałem być twardy. To bolało i naprawdę nie było łatwe. Czasami trzeba było sprzedać samochód, pożyczyć pieniądze, żeby pozostać w zawodzie. Niektóre kluby do dzisiaj jeszcze się ze mną nie rozliczyły, a było i tak, że musiałem się zrzec zaległości. Dziękuję Bogu, że przez to wszystko przebrnąłem. Teraz mam okazję pracować w ekstraklasie. To było moje marzenie. Teraz muszę utrzymać Podbeskidzie w ekstraklasie, to jest wyzwanie, konkretny cel dla mnie.

W Kielcach stworzył pan słynną bandę świrów, piłkarzy jeżdżący na tyłkach, nie bojących się wsadzić głowy, tam gdzie inni boją się wsadzić nogę. Lubi pan takich piłkarzy?
Bardzo lubię, ale takich piłkarzy jest coraz mniej. My kierowaliśmy się tym, że charakter to jedno, ale do tego musi jeszcze dojść szczerość i uczciwość. To w Koronie się zazębiło. Mecze wygrywa drużyna, nie jeden zawodnik. Trzeba mieć ich kilku, wtedy można liczyć na sukces.

Da się zmusić takich piłkarzy do wysiłku?
Pewnie, że da. Piłkarz jak jest uczciwy, to wie kto jest szefem, a kto musi wykonywać polecenia. Do tego potrzebne jest też zaufanie. Jak zawodnik ma zaufanie do swojego szkoleniowca to o wiele łatwiej się pracuje. Piłkarz musi mieć też świadomość, że tylko ciężka praca przynosi efekty.

Górale to też twardziele, ludzie z charakterem. Ma pan takich w Podbeskidziu?
Pewnie, że mam. Niektórzy mają jeszcze rezerwy i mam nadzieję, że w krótkim czasie je uruchomią. Bez tego charakteru, zębu mogę to powiedzieć uczciwie my ekstraklasy nie utrzymamy. My nie mamy takich zawodników, jacy grają w klubach o większych budżetach. Mamy to co mamy. Musimy nadrabiać to charakterem.

To był cud, że Podbeskidzie rok temu uniknęło degradacji. Wierzy pan w cuda?
Cuda się zdarzają.

W pańskim życiu dużą role odgrywa wiara. Podobno był pan nawet na pielgrzymce.
Byłem na pielgrzymce szlakiem świętego Jakuba do Santiago de Compostela i bardzo się z tego cieszę. Wróciłem stamtąd już jako inny człowiek. Jestem spokojniejszy, wszystko wolę przemyśleć. Ale to nie wszystko. We wtorek byłem w Szczyrku i odwiedziłem sanktuarium świętego Jakuba.

To pana patron?
Nie, ale coś w tym jest. Moje życie się kręci wokół niego. Syn też ma na imię Jakub, wcześniej miałem kilku zawodników o tym imieniu, bardzo fajnych, mądrych chłopaków.

Wróćmy jednak do piłki. Walka o utrzymanie w ekstraklasie właściwie dopiero się rozpoczyna. Marek Sokołowski żałuje, że nie bierze w niej więcej drużyn, bo wtedy byłoby znacznie ciekawiej.
Pewnie że byłoby dużo ciekawiej, ale nie narzekajmy. Jest jeszcze kilka drużyn, które chcą awansować do mistrzowskiej grupy, więc walka będzie do ostatniego meczu sezonu zasadniczego i potem w dogrywce, w której rozegramy siedem spotkań.

Warto było czekać pół roku na Macieja Iwańskiego?
To się jeszcze okaże. Na razie rozegrał dwa mecze, mogę od niego oczekiwać więcej, każdego rozliczać będziemy jednak dopiero po sezonie.
Rozmawiał: Leszek Jaźwiecki

*PREZENTY NA DZIEŃ KOBIET 2014 - NAJLEPSZE POMYSŁY
*PIĘKNE DZIEWCZYNY CHCĄ BYĆ MISS POLONIA - ZDJĘCIA Z CASTINGU W KATOWICACH
*TVP ABC I TV TRWAM NA MULTIPLEKSIE. Jak odbierać, jak przeprogramować dekoder?
*GALA NIEGRZECZNI - DODA POBIŁA SIĘ Z SZULIM - NOWE FAKTY i ZDJĘCIA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!