Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patrick Kingsley „Duńczycy. Patent na szczęście” RECENZJA: równość, hygge i nowa kuchnia nordycka

Maria Olecha-Lisiecka
Maria Olecha-Lisiecka
Patrick Kingsley, „Duńczycy. Patent na szczęście”
Patrick Kingsley, „Duńczycy. Patent na szczęście” Mat. pras. wydawnictwa Czarna Owca
Baśnie Andersena, klocki Lego, malownicza Kopenhaga, filozof Søren Kierkegaard, pyszne masło, świetny serial „Forbrydelsen” (jego amerykański odpowiednik to „The Killing”), piłkarz Tottenhamu Christian Eriksen i hygge – to moje pierwsze skojarzenia z Danią. Patrick Kingsley ma ich znacznie więcej i postanowił o Danii napisać, a konkretnie o duńskiej definicji szczęścia, w książce „Duńczycy. Patent na szczęście”.

Duńczycy są ponoć najszczęśliwszym narodem na świecie. Od lat prowadzą we wszelkich rankingach. Jak to możliwe? Wystarczy spojrzeć na statystyki: średnia płaca za godzinę w Danii to, w przeliczeniu na złotówki, 55 zł. Aż 96 proc. dzieci w wieku od trzech do pięciu lat ma opiekę w placówkach dofinansowywanych przez państwo. Dlatego też 74 proc. kobiet, które mają dzieci, może pracować zawodowo. Ponad 90 proc. Duńczyków to rdzenni mieszkańcy tego kraju. 36 proc. Duńczyków dojeżdża do pracy na rowerze, a 98 proc. domów w Kopenhadze jest podłączonych do centralnych dzielnicowych systemów ogrzewania. Szacuje się, że do 2025 roku Kopenhaga będzie pierwszą światową stolicą o zerowym bilansie emisji dwutlenku węgla.

Takie między innymi dane przytacza w swej książce „Duńczycy. Patent na szczęście” Patrick Kingsley. Autor próbuje przybliżyć skandynawski kraj pokazując, skąd Duńczycy czerpią radość życia, skąd wywodzi się ich hygge, które zawładnęło nie tylko Skandynawią, ale i Europą. A wszystko za sprawą książek poświęconych właśnie hygge.

Okrywamy się ich kocami, oglądamy ich seriale i ustawiamy wieże z ich klocków, ale tak naprawdę ile wiemy o samych Duńczykach? Tymczasem to ludzie szczęśliwi. A szczęśliwi rodzice wychowują szczęśliwe dzieci.

Autor rozpoczyna od duńskiego systemu edukacji, znanego na całym świecie. Duńskie dzieci słyną z tego, że lubią chodzić do szkoły i lubią się uczyć, a w wakacje tęsknią za nauczycielami, lekcjami i kolegami z klasy. Nie do pomyślenia w Polsce, prawda?
Duńczycy uczą swoje dzieci, by zawsze szukali pozytywów. Sami dają im swoją postawą pozytywny przykład. Ale nie jest to idealne państwo. Autor wprost pisze o tym, że duńska młodzież ma bardzo łatwo dostęp do alkoholu i narkotyków. Pije więcej niż młodzi ludzie w innych krajach. Z drugiej strony, pijany Duńczyk, jak podaje autor, ponoć zawsze zatrzyma się przed przejściem dla pieszych i poczeka na zielone światło…

Inny przykład: mimo głęboko zakorzenionej w społeczeństwie idei współpracy i równości, wspieranej przez państwo, aż co trzecia partia w tym kraju jest skrajnie prawicowa. Takich kontrastów jest więcej.
Najbardziej zainteresował mnie rozdział poświęcony kuchni. Nordycka rewolucja w jedzeniu to efekt nowatorskiego i oryginalnego projektu pn. „Nowa kuchnia nordycka” powstałego w 2004 roku. Zwolennicy tegoż kierunku gotują od kilku lat wykorzystując lokalne i sezonowe produkty skandynawskie. Dziś rewolucja ta wkroczyła do duńskich restauracji, które szczycą się gwiazdkami Michelina.

Co znajdziemy w duńskim menu? Między innymi czosnek niedźwiedzi, mlecze, sałatę morską, mięso z lokalnych farm, świeżo złowione przez lokalnych rybaków ryby, wina z małych duńskich winnic. Najbardziej zaskoczyła mnie informacja, że do restauracji serwujących dania nowej kuchni nordyckiej trzeba się zapisać... z miesięcznym wyprzedzeniem!

Książka nie jest kompendium wiedzy o Danii. „Moja książka jest częściowo reportażem, częściowo dziennikiem podróży, ale na pewno nie jest pisaną z perspektywy Anglików wyczerpującą publikacją zawierającą prawdę ostateczną o duńskim stylu życia” - pisze autor we wstępie. To kluczowe zdanie.

W książce widać dziennikarską rękę Kingsley’a, który stara się ciekawie podjeść do tematu. Narracja jest momentami relacją i opisem pewnych wydarzeń, jakie autor przeżył w Kopenhadze, a inne fragmenty przypominają z kolei reportaż. Całość czyta się nieźle, ale nie jest to lektura, którą pochłania się jednym tchem. Dla znawców i miłośników Skandynawii będzie to jedna z wielu książek na ten temat, ponieważ nie wnosi zbyt wiele nowego.

Patrick Kingsley, „Duńczycy. Patent na szczęście”, wydawnictwo Czarna Owca, 2017, 200 stron

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!