Jestem jednym z tych nieszczęśników, który codziennie korzysta z komunikacji miejskiej. Nie jestem rozkapryszonym klientem. Przyzwyczaiłem się do śmierdzieli, „niezłomnych” di-dżejów bez słuchawek, drobnych pijaczków i palaczy na przystankach, umilających innym smrodliwą chmurką pokorne czekanie na spóźniony kurs. Nie czepiam się, w dzień roboczy byle korek może zatrzymać autobus.
Opanowałem też system ŚKUP. Służę nawet pomocą zagubionym ludziom, pragnącym zapłacić za usługę. „Musi pani nacisnąć, przyłożyć, nacisnąć, jeszcze raz nacisnąć, przyłożyć, nacisnąć i przyłożyć, jak nie zadziała, to przyłożyć jeszcze raz i nacisnąć”. „Jaki pan mądry”... W Brynowie jest „centrum przesiadkowe”, takie na miarę „miasta muzyki”. Trwa tam walka z czasem na śmierć i życie. Aby bezpiecznie przesiąść się z autobusu do tramwaju, trzeba przebrnąć przez cztery zmiany świateł na przejściu dla pieszych. Gdy podjedzie autobus, jest sprint - na czerwonym świetle, między autami, po trawnikach. Trzeba uważać, bo w krzakach czuwają policjanci zbierający datki na 500+.
W brynowskim „centrum walki o przetrwanie” liczy się czas. Lekkie o-późnienie staje się pierwszą upadłą kostką domina w drodze do pracy. Przeżyłem to nieraz na własnej skórze. W minioną sobotę autobus przyjechał spóźniony. W dni wolne to raczej rzadkość. W niedzielę nie przyjechał wcale albo odjechał za wcześnie. Stawiam na to drugie, bo inną linią dojechałem do celu… kilka minut za wcześnie, niż wynikało to z rozkładu jazdy. To jest właśnie ten „alternatywny” czas kierowcy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?