Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy zakładają zbiórki pieniężne na potęgę. To już plaga

grażyna kuźnik
Na leczenie...Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Na leczenie...Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE K_kapica_afk
Na co zbierają Polacy, prosząc o datki? Często na lepszy samochód, remont mieszkania, raty i wysokie rachunki. Ale też na iPoda, konsole i telefony, "naprawę moich ząbków", rakietę eksperymentalną, renowację mercedesa, ratowanie małżeństwa, założenie wioski słowiańskiej. Na własną dyskotekę, salon fryzjerski, "małpi gaj dla dorosłych" - cokolwiek to jest, na jakiś biznes, "bo otwieranie go nie jest proste", kupno mieszkania w Warszawie dla mężczyzny, którego życie nie rozpieszczało.

Zwykle do apelu o zrzutkę dołączane są łzawe historie, ale czasem proszący nie mają żadnych skrupułów i wykładają wprost, o co im chodzi. Jak Mariusz, który zwraca się do ludu o zakupienie mu wypasionego samochodu za prawie milion złotych. Nazywa go ,,resorakiem z chłopięcych marzeń”. Na portalu ,,Zrzutka” pisze: ,,W czasach, gdy jedni zbierają na kajak, a inni na rachunki za prąd, bo nie mają ochoty pracować, przychodzę z propozycją zrzutki. Na wstępie zaznaczam - jestem młodym, zdrowym mężczyzną zarabiającym znacznie powyżej średniej. I nie będzie tu o chorych dzieciach ani o biednych zwierzętach! Oczywiście, że mogę kupić samochód bez zrzutki, ale nie chcę się żonie narażać, gdyż ona będąc z natury rozsądniejszą uznaje, że 90 tys. lepiej przeznaczyć na dom i ma oczywistą rację.” Jak więc Mariusz wyjaśnia sens publicznej zbiórki na jego auto?

Otwarcie przyznaje: "Dlaczego uważam, że warto się dla mnie zrzucić? Bo nie brakuje mi pieniędzy i nie mam zamiaru udawać fałszywej litości. Polecam bezczelną zrzutkę na dostatniego, pracującego i realizującego marzenia człowieka."

Mariusz będzie mógł jednak marzyć dalej, bo otrzymał od ludzi tylko 21 zł. Ale za to można przecież kupić dwa, może nawet trzy resoraki, tyle, że na półkę. Taki efekt pewnie też za to, że rodaków nazywa "leniwym i pozbawionym ambicji społeczeństwem", ale ci zamożni też jakoś nie pospieszyli z wpłatą pieniędzy "na resoraka".

Nie przeocz

Aby uspokoić organizm

Inną grupą są pesymiści zbierający na wszelki wypadek, bo uważają, że w życiu im się nie powiedzie, a kasa się przyda. Pewna kobieta prosząca o wsparcie ma argumenty: "Jak każdy boję się o swoją przyszłość, dlatego postanowiłam zrobić zrzutkę. Życie w kraju nie jest łatwe, szczególnie jak ma się 30 lat, kredyt na karku, a w głowie siedzi tylko jedno marzenie... mieć wymarzone dziecko." 30-latka dodaje, że ma męża, buduje dom, ale jak zajdzie w ciążę, to będzie musiała zrezygnować z pracy, a wtedy z budżetem może być krucho. "Aby uspokoić organizm", potrzebuje od dobrych ludzi 50 tys. zł.

Wielu zbierających nie ukrywa, że słabo sobie radzi, ale liczy na zrozumienie, przecież: "Życie nie było łaskawe, jak dla większości z nas." No prawda, ten fakt trafia do przekonania. A kto nie pomoże, jak nie ten, kto też był w trudnej sytuacji? W odruchu życzliwości nawet nie sprawdzi, czy zbiórka jest wiarygodna.

W ubiegłym roku zatrzymano 33-latka ze Szczecina za założenie fikcyjnej zbiórki na ofiary wielkiego pożaru, ale był to już jego 20 apel o pomoc. Mężczyzna ściągał z internetu cudze, prawdziwe zdjęcia i dorabiał do nich dramatyczne fabuły. Na brak wpłat nie narzekał. Z takim doświadczeniem w szarpaniu nerwów może teraz w więzieniu śmiało zająć się pisaniem powieści.

Najlepiej w Ameryce

Inną grupą próśb w sieci są apele o pomoc w leczeniu za granicą. Jest ich coraz więcej, sumy są ogromne. Czasem chodzi o terapie, które w Polsce nie są refundowane, albo o leczenie eksperymentalne, których skutek nie jest dostatecznie uznany przez polską medycynę. Są też pacjenci, którzy nie ufają polskiej służbie zdrowia, wolą leczyć się za granicą, w jakimś prestiżowym ośrodku, chociaż terapia jest dostępna w kraju. Wtedy jednak nie mogą liczyć na zwrot kosztów przez NFZ.

Zdaniem wielu lekarzy, takie zbiórki często napędzają pośrednicy, różne fundacje, firmy i portale, które pobierają prowizje od zgromadzonych środków. Stąd taki wysyp próśb o pomoc, a chodzi o fortuny, setki tysięcy czy nawet o kilka milionów złotych. Jeśli tych pieniędzy się nie uzbiera, to pacjent - zwykle dziecko, ma szybko umrzeć. Im więcej straszenia śmiercią i cierpieniem, tym lepiej. Ludzie nie wiedzą, że czasem historie pod apelami piszą wynajęci specjaliści od manipulacji.

W apelach zwykle nie ma dokładnych informacji, jakie możliwości wyczerpano, zanim zapadła decyzja o leczeniu za granicą. Czy potrzebna jest komisja, która mogłaby ocenić, czy terapia za granicą jest potrzebna? Dopiero gdyby zbadała, że tak, zbiórka publiczna mogłaby ruszyć. Na razie w tej dziedzinie panuje chaos. Często dla zysku pośredników utwierdza się brak zaufania do polskich lekarzy.

Rzadko rodzice przyznają, że terapia jest możliwa w Polsce, ale oni wolą leczyć dziecko za granicą, dlatego proszą o wsparcie. Trudno rodziców potępiać, przemawia przez nich strach o dziecko, rozpacz i desperacja. Ale problem w tym, że do takich zbiórek namawiają często pośrednicy.

Przykładem jest afera Łukasza Mejzy, którego premier Mateusz Morawiecki odwołał pod koniec grudnia ubiegłego roku z funkcji wiceministra sportu i turystyki, kiedy wydało się, że firma Mejzy namawiała ciężko chorych na zagraniczne, niesprawdzone leczenie, kosztujące niebotyczne sumy.

- Apeli o pomoc w zbiórce funduszy na leczenie za granicą jest bardzo wiele, chwytają za serce, zwłaszcza, jeśli chodzi o małe dzieci, trzeba jednak wiedzieć, że nie wszystkie są wystarczająco uzasadnione. Można nawet powiedzieć, że większość z nich nie jest uzasadniona - uważa Krzysztof Łanda, lekarz, założyciel i ekspert Fundacji Watch Health Care, gromadzącej sprawdzone dane dotyczące świadczeń zdrowotnych i procedur medycznych, do których dostęp jest utrudniony.

Uwierz na słowo

Trzeba się zastanowić, czy zbiórka na bardzo kosztowne leczenie w innym państwie ma sens. Krzysztof Łanda tłumaczy:

- Przed wpłatą na ten cel warto po pierwsze sprawdzić, czy leczenie za granicą, o którym mowa, jest technologicznie skuteczne, po drugie, czy dane leczenie może być wykonane w Polsce, a po trzecie - jaka organizacja czy serwis firmuje taką zbiórkę i jaka jest jej marża.

Weryfikacje powinny wykonać same organizacje, ale oczywiście tego nie robią.

Krzysztof Łanda nie dziwi się:

- Zarabiają przecież na takich ogłoszeniach i to dużo, pobierają wysokie prowizje od uzyskanych przez zbiórkę funduszach. Dlatego zależy im na tym, żeby apeli o pomoc w leczeniu za granicą było jak najwięcej, bo o to w nich chodzi, właśnie o najwyższe sumy. Operacja za granicą, często w Stanach Zjednoczonych, kosztuje majątek. Na leczeniu, które może być wykonane w kraju, zarabiają amerykańskie czy inne zagraniczne szpitale, no i stowarzyszenia, czy fundacje lub inne firmy, które rozpowszechniają apel.

.

Manipulowanie rodzicami chorego dziecka jest dość łatwe. Matka czy ojciec chcą zrobić wszystko, co możliwe, dla ratowania dziecka. Chcą mieć nadzieję i ją dostają.

- Rodzice są oszukiwani przez stowarzyszenia, portale, fundacje, czyli pośredników, że tylko za granicą, w drogich klinikach można wykonać dany zabieg, a w każdym razie tylko tam wykona się go dobrze - podkreśla Krzysztof Łanda.

Jego zdaniem, pomija się fakt, że to bardzo często nieprawda. Organizacjom zależy na rozgłaszaniu takich opinii, bo to jest dla nich opłacalne. Nic by przecież nie zyskały, gdyby dziecko zoperowano z środków Narodowego Funduszu Zdrowia, zbiórka byłaby niepotrzebna, prowizji brak.
Krzysztof Łanda:

- Naiwni ludzie, wzruszeni specjalnie opracowanym opisem, wpłacają pieniądze. Czasem chodzi naprawdę o ,,wdowi grosz”, ktoś biedny odejmuje sobie od ust, żeby dołożyć swoje parę złotych. To często cyniczne granie na cudzych emocjach.

Jak podaje portal Spider’s Web, ze sprawozdań finansowych Siepomaga wynika, że pensje zarządu miesięcznie wynosiły około 22 tys. zł. Nastąpiła niemal czterokrotna podwyżka w trzy lata. Takie portale pobierają prowizje, ale problem w tym, że nie ma górnej granicy. Pośrednikom zależy więc na tym, żeby zbiórki były wysokie.

Jeśli zdarza się, że leczenie nie może być wykonane w Polsce, wtedy w ogłoszeniach powinno znaleźć się wiarygodne zaświadczenie o konieczności leczenia za granicą.

- Ale zwykle nie widuję tych podstawowych informacji i dlatego w takich zbiórkach udziału nie biorę - stwierdza ekspert.

Nie krytykuj, czubku!

W Polsce działa kilkadziesiąt platform z apelami o wsparcie finansowe. Najbardziej znane to Siepomaga, Zrzutka, Pomagam i Polak potrafi. Nie jest jednak tak, że każde słowo w apelach o wsparcie przyjmowane jest z zaufaniem. Sceptyków jest może więcej niż zwolenników.

Ale dlaczego wyciągamy na ślepo pomocną dłoń? Może zgodnie z regułą wzajemności wierzymy, że jak pomagamy, to i nam kiedyś ktoś pomoże? Pomaganie łagodzi samotność, daje wrażenie, że jesteśmy w bliskim kontakcie ze społeczeństwem. Działa też naśladownictwo, skoro inni dali, to ja też. Poza tym pomaganie daje nam poczucie, że jesteśmy po dobrej stronie mocy. A to wpływa pozytywnie na naszą kondycję psychiczną.

Niestety, emocje buzują tak wśród zwolenników, jak i przeciwników finansowego wspierania potrzebujących. "Obyś zgnił, oby tobie nikt nie podał szklanki wody, jak cię sparaliżuje. Nie chcesz pomagać, to nie pomagaj czubku, ale nie krytykuj kogoś!" - to jeden z komentarzy pod dosyć wątpliwą zbiórką. Według tych opinii, pod każdą publiczną zbiórką należy umieszczać tylko aprobujące posty. Panuje duży strach przed odstraszaniem innych.

Pan Marek zbiera na mieszkanie, ale internauci zaraz mu podliczyli, że nie wypracował sobie renty ani emerytury, żyje z renty socjalnej, więc mieszkania nie utrzyma, ma dorosłe dziecko, ale od lat nie utrzymuje z nim kontaktu, nawet i to mu wyciągnęli, że jest tęgi, zażywa dużo lekarstw i stale działa u niego bojler, co drogo kosztuje. A inni, pracujący, wyłączają bojler kiedy mogą, bo ich nie stać. Ktoś pisze, że nie da ani grosza na lenia. Ktoś inny ostro reaguje: "Nie chcesz, to nie dawaj, ale dlaczego drwisz w chamski sposób z ludzkiego nieszczęścia?".

Niektórzy się denerwują: "Nie idzie internetu otworzyć, żeby ktoś ręki nie wyciągał!". "Wstyd i żenada te zbiórki." Riposty: "Mam wielką nadzieję, że będziesz konać w bólach!", "Obyś zdechł bez pomocy, potworze nieużyty".

Kredyt w banku to ryzyko

Zbiórki chodzą własnymi drogami, nie wiadomo, co spodoba się darczyńcom. Wpłacano chętnie na godny posiłek dla samotnych staruszków, dom dla dzieci z rodzinnego domu dziecka, na ciężko chore maluchy i maski dla służb ratowniczych. Nie dostał jednak ani grosza pomysłodawca "Małpiego gaju dla dorosłych" na Zrzutce. Wyjaśniał, że gaj ma być z możliwością zakupu alkoholu, z trakcjami na wieczory kawalerskie i panieńskie. Nie ścisnęła też nikogo za serce prośba o wpłaty na wymarzoną własną dyskotekę, zakup oświetlenia i nagłośnienia.

Nie wzruszył nikogo taki wpis: "Bycie własnym szefem to coś, czym nikt by nie pogardził. Lecz otworzenie własnego biznesu nie jest proste. Potrzebny do tego jest pomysł i oczywiście fundusze, które ciężko zdobyć. Ja już mam dobry pomysł, ale brak funduszy uniemożliwia mi dalsze kroki, takie jak zakup niezbędnego sprzętu czy wynajmu lokalu. Kredyt w banku to jest ryzyko, na które nie mogę sobie pozwolić, ale chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego." Niedoszły biznesmen prosił o 250 tys. zł wsparcia, nic nie otrzymał.

Musisz to wiedzieć

Nie spodobało się też Muzeum Bimbrownictwa, którego inicjatorzy prosili o 120 tys. zł na rozruch, ani wioska słowiańska, o której marzyła pewna, jak się sama określiła, wiedźma. Chciała 250 tys. zł, lecz czary nie zadziałały.

Nie spodobała się długa mowa człowieka, który pragnął nowego samochodu. Zmarł mu ojciec dający dotąd kasę, żona akurat rzuciła pracę, a oszczędności poszły na remont pokoju dla dzieci. Zero wpłat. Podobnie nie doczekał się grosza chłopak, który na YouTubie założył kanał i zbierał na bogate nagrody dla widzów. Ani inny z zamiarem osiedlenia się w stolicy, potrzebował 450 tys. zł na mieszkanie, bo lokale są drogie.

Ratowanie małżeństwa ktoś wycenił na 30 tys. zł, tyle, ile miał długów; młoda żona z ich powodu chciała odejść. A ktoś po prostu przyznał: "Zrzutka dobrowolna powstała bez żadnego celu, ile się uzbiera, to na coś przeznaczę." I szczerze, i krótko.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera