Grający dwa szczeble wyżej piłkarze z Suwałk od początku byli faworytem spotkania w Jastrzębiu. Gospodarze pokazali już w tych rozgrywkach Pucharu Polski, że nic sobie nie robią z tych kalkulacji. Wcześniej odprawili też wyżej notowane zespoły Radomiaka (II liga), Olimpii Grudziądz (I liga) i Górnika Łęczna (Ekstraklasa).
Mecz z Wigrami rozpoczęli bardzo ostrożnie, wręcz bojaźliwie. - Rzeczywiście, źle weszliśmy w to spotkanie, ale później było już o wiele lepiej - przyznał napastnik GKS Wojciech Caniboł.
Gospodarze zagrali w dość w eksperymentalnym składzie. W porównaniu do ostatniego meczu PP z Łęczną zabrakło aż pięciu zawodników.
- Nasza sytuacja kadrowa wygląda tragicznie, na ławce miałem trzech juniorów, którzy grali do tej pory po kilka minut w pierwszym zespole i nie małem żadnego pola manewru- tłumaczył trener Jarosław Skrobacz.
Szkoleniowiec GKS Jastrzębie przy ustalaniu składu nie mógł brać pod uwagę pauzujących za kartki Piotra Pacholskiego, Tomasza Musioła oraz Daniela Szczepana. Z kolei kontuzje wykluczyły z tego meczu Kamila Szymurę i Oskara Mazurkiewicza, a cały mecz na ławce przesiedział Farid Ali.
- To są nasi kluczowi zawodnicy - tłumaczył trener Skrobacz.
Brak doświadczenia i zbyt bojaźliwa gra zemściła się na gospodarzach już w 12 minucie Po rzucie rożnym obrońców gospodarzy uprzedził Kamil Zapolnik i goście objęli prowadzenie.
Po bramce dla Wigier gra się wyrównała, a nawet lekką przewagę uzyskali gospodarze, ale im bliżej było bramki Karola Salika tym było gorzej. Wydawało się, że piłkarze z Suwałk kontrolują przebieg wydarzeń, ale te wymknęły im się spod kontroli w 42 minucie.
Najpierw po bezsensownym faulu w środku boiska z boiska wyleciał Mateusz Radecki (piłkarz Wigier już wcześniej ukarany był za faul żółtą kartką), a chwilę potem arbiter podyktował wątpliwy rzut karny dla GKS. - Nie było żadnego kontaktu, widziałem napastnika gospodarzy, więc cofnąłem ręce i nogi - bił się w pierś bramkarz Wigier.
Jedenastkę pewnie wykorzystał Caniboł. Grając z przewagą jednego zawodnika gospodarze zwietrzyli swoją szansę i postanowili zaatakować jeszcze z większym animuszem. Goście umiejętnie jednak blokowali dostęp do swojej bramki i czekali na kontrę. Po jednej z nich znany z występów w Podbeskidziu Bielsko-Biała Kamil Adamek po raz drugi pokonał Grzegorza Drazika.
Gospodarze mieli w końcówce doskonałą okazję na wyrównanie. Po akcji Caniboła przed bramkarzem gości znalazł się Tomasz Dzida. 17-latek z kilku metrów uderzył jednak wprost w bramkarza. - Pewnie, że szkoda tej akcji, bo mogliśmy na rewanż jechać w lepszych nastrojach, ale nie mam pretensji, na pewno Tomek chciał jak najlepiej - bronił swojego zawodnika szkoleniowiec Jastrzębia.
Mimo porażki trener Skrobacz nie traci nadziei, że jego zespół zdoła jeszcze awansować do półfinału. - Pewnie, że w nich wierzę. Skoro potrafiliśmy w tak eksperymentalnym składzie strzelić im bramkę, to grając na wyjeździe w pełnym składzie i bez żadnego obciążenia też możemy to zrobić. Nie zwieszamy głów, walczymy do końca - zapowiada trener Skrobacz.
Spotkanie rewanżowe odbędzie się 30 listopada.
*Śląskie jest NAJ... Ciekawe, czy to wiecie ROZWIĄŻCIE QUIZ
*Tragedia w Częstochowie. Para 18-latków zginęła w wypadku
*25 lat więzienia dla Krakowiaka, a on stoi z kamienną twarzą ZDJĘCIA
*Równica bez schroniska? Niestety to koniec
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?