MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powrót zakonu Bożogrobców

Michał Smolorz
Niech więc chwała będzie władcom Chorzowa, nawet jeśli ich niektórzy wyśmiewają, gdy paradują w białych płaszczach z krzyżem

Chorzów to jedno z niewielu miast w regionie, które nie boi się własnej historii i bez kompleksów odwołuje się do niej przy każdej okazji. Najpierw tamtejsi rajcowie postawili (a raczej odtworzyli, bo wcześniej dwa razy już go burzono) pomnik hrabiego Friedricha Wilhelma von Redena, wielkiego wizjonera i twórcy górnośląskiego przemysłu.

Możemy powiedzieć, że był to współtwórca całej cywilizacji przemysłowej wschodniego Górnego Śląska, który w czasach przedredenowskich był odległą, zatęchłą prowincją, w której przez całe stulecia mało co się działo.

Trzeba się było ku temu wykazać nie lada odwagą, bo stawianie pomników pruskiemu grafowi pachniało zdradą stanu, a przynajmniej awanturą z "prawdziwymi Polakami".

Skończyło się na "okupacji pomnika" przez kumpli Adama Słomki z transparentem "Pomnik Prusaka to policzek dla Polaka".

Teraz ojcowie Chorzowa ubierają się w szaty zakonu Bożogrobców, jednego z wielu zakonów szpitalnych czasu wojen krzyżowych, który w średniowieczu urządził tam uzdrowisko.

Choć to kompania ze wszech miar pokrewna Krzyżakom, na szczęście nie ma za sobą przegranej bitwy pod Grunwaldem i przeciętnemu Polakowi jest stosunkowo mało znana, więc większych emocji nie budzi.

Poza Chorzowem nieliczni odkrywają swoje historyczne fundamenty. Swego czasu Racibórz przyznał się do Josepha von Eichendorffa i przywrócił na cokół zakopany w 1945 roku pomnik.

Trochę ruszyło się w Gliwicach za czasów dyrektorowania tamtejszemu muzeum przez pana Leszka Jodlińskiego (obecnie w Muzeum Śląskim, co budzi wielkie nadzieje), który zaszczepił w mieście świadomość dziedzictwa przeszłości.

Ale i tak władze miasta działają w tej mierze bardzo ostrożnie i uwypuklają przede wszystkim dziedzictwo gliwickich Żydów, którzy - choć trwale zapisali się w rozwoju miasta na przełomie XIX i XX wieku, to przecież byli tam mniejszością, w dodatku językowo i cywilizacyjnie wtopioną w niemieckie mieszczaństwo.

Żydzi są zatem w Gliwicach takim swoistym alibi, szatą maskującą, aby broń Boże ktoś nie powiedział, że władze miejskie odwołują się do niemieckiego oblicza miasta.

Tarnogórskie "Gwarki" z pozoru są takim przywoływaniem przeszłości. Ale tylko z pozoru. Ta propagandowa impreza, koncesjonowana jeszcze w bardzo głębokim PRL-u, z historią miasta ma luźny i epizodyczny związek. Odwołuje się bowiem do uroczystego wjazdu króla Jana III Sobieskiego do miasta w drodze pod Wiedeń (albo z Wiednia).

W całym zadęciu "Gwarków" oczywiście dyskretnie pomija się podstawowe okoliczności historyczne, jak choćby tę, że było to wówczas miasto austriackie, więc wszystko odbywało się wewnątrz imperium Habsburgów, a polski król nie był wtedy "naszym" królem, tylko szacownym gościem z ościennego państwa.

A poza tym, to cała sprawa z drogą króla Jana III Sobieskiego pod Wiedeń wymaga od dawna solidnej historycznej weryfikacji.

Kiedyś próbowałem wbijać w mapę szpilki w miejscach, gdzie podobno król gościł, gdzie jadał i gdzie modlił się pod "cudownym obrazem".

Powstała droga tak pogmatwana i zygzakowata, że gdyby istotnie tamtędy przejeżdżała odsiecz wiedeńska z królem Janem III, to ta podróż musiałaby trwać ze trzy lata i Turcy dawno zamieniliby Wiedeń w otomańską metropolię.

Najgorzej jest w stolicy województwa, gdzie rajcowie i ojcowie miasta jak ognia boją się przeszłości i robią wszystko, aby broń Boże nie dopuścić wspomnień i postaci z przeszłości. Jedna mała tablica ku czci Richarda Holtzego po latach społecznej batalii - i wystarczy! Od lat obśmiewam też hucznie świętowane jubileusze renomowanych liceów, które - choć rzecz jasna istnieją od XIX wieku, jak jeden mąż datują swoje powstanie na rok 1922. A przedtem - wiadomo - czarna dziura.

Jak dotąd tylko katowicki "Mickiewicz" postanowił zerwać z tym idiotyzmem i uznać za swoją całą historię szkoły od jej powstania. Ale to wyjątek.

Pozostali dyrektorzy lękliwie spoglądają, jakie wytyczne przyjdą z Ratusza. A tam - po staremu.

Narobili nieco zamieszania uczniowie z "Kopernika", którzy zaskoczyli rajców inicjatywą uczczenia katowickiej noblistki Marii Goeppert-Mayer.

Smaczku tej sprawie dodaje fakt, że na czele owej grupy stała... egzotyczna cudzoziemka ucząca się w tym katowickim liceum.

Choć przez lata w magistracie dokonywano zadziwiającej ekwilibrystyki, aby takie inicjatywy zbywać i chować do szafy, tym razem groziła kompromitacja, więc ustąpili.

Niech więc chwała będzie władcom Chorzowa, nawet jeśli ich niektórzy wyśmiewają, gdy paradują po mieście w białych płaszczach z fantazyjnym krzyżem Bożogrobców.

Na szczęście nikomu ten krzyż nie kojarzy się z czarnym znakiem Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, więc póki co nikt prezydenta Chorzowa, Marka Kopla, do Konrada Adenauera nie porównuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!