Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Niemiec o wypadku na Tour de Pologne: Pech, kilka metrów, kilka sekund...

Rafał Musioł
Arkadiusz Gola
Rozmowa z Przemysławem Niemcem, byłym znakomitym kolarzem, a obecnie współpracownikiem Czesława Langa przy organizacji Tour de Pologne i specjalistą od zabezpieczania wyścigów.

Jak wygląda zabezpieczenie medyczne w peletonie?
Standardowo kolarzom towarzyszą dwie karetki, a w kolumnie samochodów jedzie główny lekarz wyścigu. W przypadku podzielenia się stawki lekarz zazwyczaj towarzyszy ucieczce, jedna karetka tuż za główną grupą, a druga za całym peletonem. Do tego dochodzi cała infrastruktura służb wspomagających, kontakty ze szpitalami i dodatkowymi zespołami reanimacyjnymi.

Może pan opisać procedury w przypadku upadku zawodnika?
Kluczową rolę odgrywa radio. Zarówno to wyścigu, jak i poszczególnych grup. To pierwsze jedzie na czele kolumny razem z sędzią głównym i przekazuje informacje dla wszystkich, także karetek. Zazwyczaj jednak informację o upadku pierwsi przekazują jego świadkowie, na przykład koledzy z drużyny, do wozu technicznego ekipy, a stamtąd informacja trafia do radia wyścigu. Tak było w przypadku tragedii, jaka dotknęła Bjorga Lambrechta. Jego koledzy zobaczyli, że wpada do rowu. Nie wyglądało to groźnie, zwłaszcza, że peleton jechał 35 kilometrów na godzinę, czyli w kontekście zawodowego ścigania tyle, co nic. Niestety, pech, zbieg okoliczności, jeden moment, kilka metrów, to wszystko sprawiło, że wypadek zakończył się tragicznie...

Wszystkie procedury zostały dochowane?

Tak, na filmach widać, że lekarz pojawił się błyskawicznie. Pierwsi byli stojący tuż obok kibice, oni szybko zaczęli sygnalizować, że z belgijskim zawodnikiem jest źle. Sekundy później zatrzymał się wóz Lotto Soudal. Akcja reanimacyjna, transport do szpitala, wszystko odbywało się profesjonalnie. Niestety, obrażenia były zbyt duże, by chłopaka udało się uratować.

Śmierć kolarza na Tour de Pologne 2019. Mieszkańcy maleńkiego Bełku w szoku

Tragiczny wypadek na Tour de Pologne 2019. Zginął 22-letni k...

Koledzy z zespołu, którzy widzą wypadek, nie powinni się zatrzymać?
Moment jego upadku naprawdę nie wyglądał groźnie, zresztą na tym etapie leżało jeszcze kilku innych zawodników. Zatrzymanie się w peletonie jest niemożliwe, wiąże się z ryzykiem dla jadących obok i z tyłu zawodników. Jak już wspomniałem, daje się znać do kolumny, że coś się wydarzyło. Trzeba ufać, że potem wszystkim zajmą się już profesjonaliści. Szczerze mówiąc, gdy byłem zawodnikiem nie zdawałem sobie do końca sprawy, jak wygląda organizacja takiego wyścigu, ile osób jest w to zaangażowanych, jak wiele kwestii trzeba zabezpieczyć. Dopiero teraz, w nowej roli, przekonuję się o skali przedsięwzięcia.

Pan w swojej karierze tez był świadkiem tragicznego wydarzenia.

Podczas Giro d’Italia w 2011 roku zginął 26-letni Wouter Weylandt. Widziałem jego upadek na własne oczy. To traumatyczne przeżycie. Wtedy jednak zjeżdżaliśmy z przełęczy, szybkość dochodziła do 85 kilometrów na godzinę, zakręt za zakrętem, ale akurat w tym miejscu droga była szeroka i prosta... I właśnie tam doszło do tragedii (Belg zahaczył pedałem o murek i koziołkował przez 20 metrów. Aby zacząć reanimację trzeba było rozcinać mu kask - przyp. red.)

Jak po takim doświadczeniu wystartować do kolejnego etapu?

To nie jest proste. Dlatego właśnie odbywają się takie etapy jak ten wtorkowy. Gdy nie ma ścigania, jest czas na uczczenie pamięci kolegi, ciszę i dużo refleksji.

Nie przegapcie

Zobaczcie koniecznie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera