Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina wg Tuska. Felieton Artura Adamskiego dla Dziennika Zachodniego

Artur Adamski
Strumień nie tylko skrajnie niespójnych, ale wzajemnie ze sobą sprzecznych deklaracji, jakimi liderzy totalnej opozycji miotają od momentu zapowiedzianego przez Prawa i Sprawiedliwość podniesienia świadczenia „500 plus”, składnia do przypomnienia ich wcześniejszych wypowiedzi na ten sam temat.

Do najbardziej pamiętnych należy tyrada Jana Vincenta - Rostowskiego, który piastując przez dwie kadencje funkcje wicepremiera i ministra finansów nie zauważał permanentnego wykradania z budżetu państwa setek miliardów złotych, za to mentorskim tonem potrafił ogłosić, że na wsparcie polskich rodzin „piniendzy nie ma i nie będzie”. Wtedy nieszczęśni szefowie ówczesnego rządu trzymali się przynajmniej tej samej narracji, gdyż i Donald Tusk w owym czasie szydził z prorodzinnych zapowiedzi PiS -u dopytując, w którym to miejscu owe pieniądze dla polskich rodzin „miałyby być zakopane”. Krótko potem Zjednoczona Prawica udowodniła, że wystarczy nie rozkradać państwa, by pieniędzy starczyło nie tylko na wsparcie rodzin, ale też odkupywanie kolejnych składników majątku narodowego, beztrosko i często za bezcen wyprzedawanych przez rządy Tuska i Kopacz a do tego na mnóstwo inwestycji, ostatnio także wojskowych.

Niemal wykrzyczane przez Tuska żądanie, by świadczenia dla rodziców nagle były jeszcze większe od zaplanowanych przez PiS, do tego wprowadzone natychmiast i czemu towarzyszyć ma podniesienie do poziomów niejasnych, ale niebotycznych kwoty dochodów wolnych od podatków nie mogło nie przypomnieć, że stoi ono w krańcowo jaskrawej sprzeczności z całym dotychczasowym politycznym credo Donalda Tuska. Wśród bezliku należących do całkowicie innego świata jego czynów i słów przypomniane zostały także te jakby mające zniechęcać Polki i Polaków do wychowywania dzieci, których posiadanie nazwane przez niego zostało „udręką”. A także słowa z marca roku 2012, kiedy to Tusk stwierdził, że modelem rodziny dla państwa opłacalnym najbardziej, jest - rodzina bez dzieci.

Najoczywistszą z wątpliwości, nasuwających się po spotkaniu z takim poglądem, jest pytanie o to, o interesie jakiego państwa była tu mowa? Bo chyba nie polskiego? Jeśli przecież pominąć przykłady zbiorowości świadomie ograniczających swą populację, by uniknąć klęski głodu czy ekscesy totalitaryzmów w rodzaju komunizmu chińskiego, wielką troską władz każdego państwa zawsze było zapewnienie mu chociaż prostej zastępowalności pokoleniowej. Od tysiącleci niemal wszędzie zabiegano o to na wiele sposobów. Już w czasach prehistorycznych jednym z najcenniejszych łupów wojennych była ludność, którą uprowadzano i osiedlano na własnym terytorium. Z jednego z odcinków serialu „Ja Klaudiusz” pamiętać powinniśmy cesarza Oktawiana Augusta osobiście zwracającego się do kolejnych obywateli z niemal żądaniem, by płodzili i wychowywali dzieci. Bo przecież każdy, dla kogo własne państwo stanowi jakąkolwiek wartość pragnie, by także w przyszłości miał je kto stanowić. Prof. Jerzy Łojek, jeden z naszych najznakomitszych historyków, pisząc o największych, generalnych problemach polskich dziejów, podkreślał fundamentalną rolę demografii. Zauważał, że mniej troszczyć się o nią muszą mieszkańcy zakątków peryferyjnych i z tej przyczyny – bezpiecznych. W przeciwieństwie jednak do np. Skandynawów Polska, od wschodu i zachodu sąsiadująca z narodami wielokrotnie liczniejszymi, nie może sobie pozwolić na luksus skromnej demografii. „Gdybyż było nas choć o połowę więcej – ani nie doszłoby nigdy do żadnych rozbiorów ani nie zmiażdżyłaby nas żadna wojna światowa” – wnioskował Jerzy Łojek.

Historia pełna jest też strasznych działań, prowadzonych przez jakąś zbiorowość w celu depopulacji któregoś z sąsiadów. Niektóre starożytne ludy odeszły w niebyt, gdyż po ich zdominowaniu bezwzględni zwycięzcy wprawdzie nie pozbawiali ich życia, ale kastrując wszystkich chłopców i mężczyzn doprowadzali do zaniku i wykreślenia danej zbiorowości z kart dziejów. Analogiczne zamiary od 1939 roku realizowali w Polsce Niemcy wytwarzając warunki bytowe mające powodować biologiczną degradację, co pokolenia naszych ojców i matek skłaniać miało do propagowanej przez okupanta i najszerzej dostępnej aborcji.

Jakby nie dość było tego, że od lat dzietność Polaków należy do najniższych, nie brak i dziś głosów, wg których i tak jest nas za dużo. Pół biedy, kiedy jest to bełkot pomyleńców opętanych bredniami w rodzaju maltuzjanizmu czy postawa osobników niezdolnych do myślenia kategoriami choć milimetr szerszymi od komfortu swego indywidualnego istnienia. Jeśli jednak do roli przewodnika zbiorowości pretenduje ktoś, wg kogo dzieci to udręka a najlepszym modelem rodziny jest małżeństwo, które ich nie ma, to ktoś taki zasługuje jedynie na miano grabarza tej wspólnoty, którą zamierza kierować. I nie jest – nikim więcej.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera