Zwiedziłem trochę miejsc, poznałem ludzi, stołowałem się w niejednej restauracji i korzystałem z wielu miejsc noclegowych. Czuję się na siłach twierdzić, że Polska to kraj z ogromnym potencjałem turystycznym, ale trwonionym przez głupotę, bałagan, chamstwo i drożyznę. Wraca wciąż temat męczonych koni, które pod batem zakopiańskich górali wożą turystów do Morskiego Oka. Przyglądam się temu od dawna, bo dla mnie Zakopane to w ogóle przedziwne miejsce. Temat dla nauki, socjologów i marketingowców. To jak te „święte” podróże nad „polskie morze”.
W Zakopanem obrońcy zwierząt od dawna apelują, że konie tam pracują za dużo. Nie wątpię w to. W sektorze usług turystycznych, nie tylko w Tatrach, króluje zasada wydojenia klienta przy minimalnych kosztach. Dlatego z „polskiego morza” jak i z zimowej stolicy mam tylko złe wspomnienia; marne usługi, nieuprzejmi ludzie, niedobre jedzenie, „pinkające” szpilmaszyny okupowane przez pijanych „obszczymurów” etc. Może bym to nawet zdzierżył, ale nie za te pieniądze! Jak to możliwe, że mimo to w te miejsca ciągną hordy turystów?
Moim zdaniem, to potęga machiny marketingowej, która skrycie wykorzystuje narodowe cechy Polaków: strach przed obcym (wróg!) kamuflowany nieuzasadnioną pewnością siebie. „Parawaning alienacyjny”: byle co, ale nasze! Ten „parawaning” za granicą przyjmuje formę ekshibicjonistyczną. Dla zaspokojenia „narodowego wyobcowania” biura podróży tworzą „polskie strefy” z „polskim jedzeniem” i „polską obsługą”. A gdy jakiś „baranek” wyrywa się ze stada i opuszcza strefę, w tłumie od razu go widać, dzięki „patriotycznemu” transwestytyzmowi. To coś na wzór modnej pelerynki Prezesa Polski. Niech będzie. Tylko koni żal.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?