Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Statek „Chorzów” ratował wawelskie skarby przed hitlerowcami

Grażyna Kuźnik
Statek Chorzów
Statek Chorzów NAC
Kupiony przez woj. śląskie za 15 tys. funtów szterlingów parowiec „Chorzów” przyniósł nam dumę. Dzięki niemu ocalały arrasy, Szczerbiec i inne bezcenne polskie pamiątki.

Gdy 55 lat temu do kraju wróciły wawelskie arrasy, śląska prasa nawet nie zająknęła się o roli statku „Chorzów”. Nie chwaliła się tym bohaterskim drobnicowcem, bo kupiły go przedwojenne władze, poza tym statek po wojnie został za granicą. Ale to „Chorzów” w 1940 roku w Bordeaux zabrał na swój pokład wawelskie skarby, zdążył w ostatniej chwili przed inwazją Niemiec na Francję. Płynął z nimi pod bombami, niemal cudem dotarł do Anglii. Był to jeden z najbardziej niesamowitych i odważnych rejsów w dziejach żeglugi.

Niezbyt duży statek handlowy nie ma uzbrojenia, radia ani kabin pasażerskich, gdy z portu w Bordeaux zabiera 193 polskich żołnierzy i cywilów, uchodźców przed Niemcami. Oprócz tego zabytki o wartości nie do oszacowania. Oprócz arrasów, które już za czasów Jagiellonów kosztowały tyle, co 20 tys. najpiękniejszych rumaków, oraz miecza koronacyjnego Łokietka i innych królów polskich, także Biblię Gutenberga, „Kazania świętokrzyskie” - najstarszy dokument prozatorski w języku polskim, „Psałterz floriański” królowej Jadwigi, modlitewnik Bony, łańcuch króla Zygmunta III Wazy, buławę Stefana Czarnieckiego, wiele przedmiotów z królewskich komnat, złotych i wysadzanych drogimi kamieniami. A jeszcze znalazły się liczne manuskrypty Chopina. Wszystko to w 74 skrzyniach wylądowało na węglowcu „Chorzów”.

Kapitan statku, Zygmunt Góra, słynął z fantazji. Zdawał sobie sprawę, na co się pisze. Prof. Karol Estreicher, który pilotował ewakuację wawelskich bogactw, wspominał jednak, że kapitan był na rauszu, gdy godził się na taki ładunek.

W 1961 roku „Dziennik Bałtycki” odnalazł kapitana Zygmunta Górę, który dowodził „Warmią” w Polskich Liniach Oceanicznych. Gazeta zapytała go o rejs ze 138 arrasami na pokładzie.

- To był rejs grozy - przyznał kapitan. - Niemcy już podchodzili pod Bordeaux, na pokładzie mam tłum Polaków, ale żadnego uzbrojenia. Nawet radio jest zepsute, nie wezwę pomocy. Brakuje szalup ratunkowych, żywności, zresztą wszystkiego. Przed samym odjazdem zgłasza się do mnie prof. Estreicher, musi ratować kilkadziesiąt skrzyń z Wawelu. Nie ma innej rady, zgadzam się. W panice i zamęcie zaczęło się pakowanie.
22 czerwca 1940 roku doszło do kapitulacji Francji, „Chorzów” odbił się od wybrzeża 20 czerwca.

Wśród cywilów na pokładzie „Chorzowa” jest także poeta Antoni Słonimski. Wspominał, że na skrzyniach z arrasami, przykrytych brezentem, razem z prof. Estreicherem i kustoszem Wawelu, Stanisławem Świerz-Zaleskim, spali, jedli i czasem grali w brydża. Spokojnych chwil jest mało. Spadają bomby, opiekunowie przywiązują więc Szczerbiec do deski, żeby chociaż on się uratował, gdy statek zatonie.

- Zaraz po wyjściu z portu atakuje nas niemiecki bombowiec - opowiadał kapitan Góra. - Pociski trafiają jednak w płynący obok francuski frachtowiec. Po drodze mijamy wiele opuszczonych szalup z zatopionych okrętów, ratujemy rozbitków z przeciętego na pół przez bombę francuskiego tankowca. Jesteśmy stale narażeni na ataki łodzi podwodnych.

„Chorzów” wciąż lawiruje, zręcznie umyka wrogowi i ma wielkie szczęście. Dopływa w końcu do Fowey, małego portu na najbardziej wysuniętym w kierunku południowo-zachodnim cyplu Anglii. Skarby wawelskie są całe. Z Fowey wyruszą dalej, pociągiem do Londynu, a po ledwie kilku tygodniach znajdą się w bezpiecznej Kanadzie.

Tymczasem „Chorzów” ze swoim kapitanem pływa dalej i cieszy się opinią bohatera. W kraju jednak dalszy los statku, a także jego pochodzenie, długo są nieznane. Pismo „Nasze Morze” (nr 8, 2011 r.) ujawnia, że statek zbudowano w Danii i gdy zakupiło go woj. śląskie, miał dziesięć lat i nosił imię Helga. W 1930 roku otrzymał nazwę „Chorzów”, chociaż obecne miasto nazywało się jeszcze Królewska Huta. Stał się pierwszym drobnicowcem pod polską banderą, pływającym w regularnych liniach. Gdy wybuchła wojna, „Chorzów” był na morzu koło Szwecji, na rozkaz dopłynął do Wielkiej Brytanii. Stąd wysyłano go w konwojach do Francji. Po rejsie z Bordeaux statek trafił do remontu, potem pływał na różnych niebezpiecznych trasach. Załoga buntem wymusiła założenie instalacji radiowej i uzbrojenia, kapitan Zygmunt Góra stracił jednak za bunt stanowisko. W grudniu 1944 roku gwałtowny sztorm zagnał „Chorzów” na mieliznę, pękł pokład, ale i to statek, mocno osłabiony, przetrwał.

W 1945 roku kupił go polski armator z Londynu, Wincenty Bartosiak. Dał mu nowe imię „Stella Maris” i zarejestrował w Panamie. W 1953 roku dawny „Chorzów” stracił ostatecznie legendarne szczęście, rozbił się o skały pod Rio Grande w Brazylii.

Arrasy, Szczerbiec i inne eksponaty wawelskie wróciły z Kanady dopiero w 1961 roku. Ich powrót wywołał w kraju ogromne wzruszenie.

Kapitan Góra powiedział wtedy: - Czuję ogromną satysfakcję, że z załogą „Chorzowa” przyczyniłem się do uratowania narodowych pamiątek. Podobnie jak inni Polacy, czuję się właścicielem tych skarbów.

*Drastyczna podwyżka cen wody na Śląsku od stycznia. Ile?
*Najpiękniejszy ogród w woj. śląskim należy Karoliny Drzymały z Lublińca! [ZDJĘCIA]
*Tragiczny wypadek w Koziegłowach. 2 osoby zginęły w zderzeniu fiata z ciężarówką ZDJĘCIA
* Zaginęły: 17-letnia Małgorzata Marzec i 15-letnia Angelika Kaczor. Gdzie są?
*Sprawdzony i prosty przepis na leczo SPRÓBUJ I SIĘ PRZEKONAJ
*W pełni wyposażone mieszkanie w centrum Katowic może być Twoje! Dołącz do graczy loterii "Dziennika Zachodniego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!