Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Katalońska smuta i żale

Marek S. Szczepański
W ostatnim tygodniu marca Barcelona, stolica autonomicznej Katalonii, wyglądała bardzo wiosennie. Było słonecznie, leniwie, a platany, którymi obsadzona jest po obu stronach główna promenada miasta, La Rambla, w innych częściach Hiszpanii jeszcze zahibernowane, tutaj się zazieleniły. Ale spokój barcelońskiej ulicy to tylko pozory i złudzenia. Katalonia nie jest, gdyby użyć słów poety Johna Donne'a, samoistną wyspą i dzieli, choć w mniejszej skali, problemy całego kraju. A tych jest bez liku.

Połowa młodych Hiszpanów do 26. roku życia jest bez pracy, dwa miliony rodzin żyją wyłącznie na garnuszku państwa, a bezrobocie osiągnęło niebotyczny poziom 26 proc. Nic zatem dziwnego, że Madryt stał się areną ostrych starć młodych Hiszpanów z policją, w tym bez pracy i perspektyw życiowych absolwentów szkół wyższych. Część barcelończyków podróżowała specjalnie do stolicy, aby wesprzeć desperacki bunt.

Stolica Katalonii, jedno z najpiękniejszych miast Europy, a może i świata, powoli się wyludnia, przyrost naturalny jest ujemny, a widoki na przyszłość - mało radosne. Mieszkańcy miasta narzekają na drożyznę, rosnące ceny wynajmowanych mieszkań, niepewność pracy. Gdzieś w tle kipi konflikt etni-czny, zwłaszcza w imigranc-kiej dzielnicy el-Raval. Pakis-tańczycy, Filipińczycy, Maro-kańczycy czy Ekwadorczycy stanowią tutaj blisko połowę mieszkańców. Rdzenni Hiszpanie z niepokojem patrzą na widoczny gołym okiem problem narkomanii i alkoholizmu.

Oczywiście, kraj ma rygorystyczne zapisy prawne zabraniające publicznego korzystania z używek, ale prawo swoje, a życie codzienne swoje. Przewodnicy wszystkich wycieczek już w pierwszym zdaniu os-trzegają przed plagą kieszonkowców, bez skrupułów wykorzystujących drobną nawet chwilę nieuwagi w metrze, autobusie, tramwaju czy w miejscach tłumnie uczęszczanych.

Mimo wszystko Barcelona wciąż zachwyca, a sama Katalonia znajduje się w lepszym położeniu ekonomicznym niż reszta kraju. W mieście żywo dyskutowane jest referendum na Krymie, które pozwoliło półwyspowi na zmianę państwowej przynależności. W tych dniach na wielu balkonach i loggiach pojawiły się katalońskie flagi przypominające o autonomii regionu. Nierzadko usłyszeć można, że referendum zmierzające do separacji regionu od kraju winno być jak najszybciej przeprowadzone, a w najgorszym razie autonomia winna ulec poszerzeniu. Jes-tem pewien, że rząd hiszpański na takie przedsięwzięcia polityczne nie wyrazi zgody i zrobi wszystko, aby ten bogaty region kraju, perła w koronie, pozostał integralną częścią pańs-twa. Kataloński precedens byłby wodą na młyn w Kraju Bas-ków, którzy także marzą o irredencie. W przeszłości najbardziej radykalni z nich organizowali krwawe zamachy bombowe na funkcjonariuszy rządu centralnego, policjantów czy wojskowych. Przy okazji ginęli Bogu ducha winni cywile, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu i czasie.
Nigdy nie zapomnę pierwszej podróży do Bilbao, stołecznego miasta Basków. Na wielkich plakatach rozwieszonych na lotnisku widniały zdjęcia "bandytów", jak ich określono, z ETA i informacje, na jak surowe kary więzienia i izolacji zostali skazani. Te same portrety znajdowałem później w niezliczonych barach i restauracjach baskijskich, ale podpisy były zupełnie inne. Dla ich bywalców to "bohaterowie", którzy poświęcali życie i zdrowie dla autonomii regionu. Pod zdjęciami niemal zawsze widniała prośba adresowana do niezamężnych dziewczyn, aby korespondowały z kawalerami zasiedlającymi więzienne cele. Od kilku lat w Kraju Basków jest znacznie spokojniej, a mie-szkańcy, podobnie jak Kata-lończycy, martwią się raczej mizerią gospodarczą całego kraju.

Sama zaś Barcelona z niez-miennym poczuciem dumy, nie bacząc na trudności, komunikuje przybyszom, że to właśnie tutaj żył i pracował wybitny kataloński architekt Antonio Gaudi. Zaprojektowane przezeń obiekty, zwłaszcza Sagrada Familia (Świątynia Pokutna Świętej Rodziny), ogrody Güell czy budynki mieszkalne są tłu-mnie odwiedzane, a zachwy-tom nie ma końca. Nie w pełni podzielam te ochy i achy nad twórczością Mistrza, bo część z tych obiektów robi na mnie wrażenie dojmującego kiczu. No cóż, kicz może być przedmiotem dumy i szczęścia. Og-rody są oczywiście piękne, zachwycają feerią barw, a kwitnące krzewy żarnowca czy girlandy lawendowej wisterii wręcz olśniewają.

Ci mieszkańcy Barcelony, którzy poczuli się zmęczeni wielkomiejskim życiem, wyjeżdżają na weekend do odległego o 200 km Księstwa Andory. Ten mały kraj, liczący ledwie 80 tys. mieszkańców, to raj dla turys-tów, zwłaszcza narciarzy. Wciśnięty między Francję i Hiszpanię, nienależący do Unii Europejskiej, oferuje piękne widoki, dobrze utrzymane trasy, surową i prostą architekturę, a także - dla niektórych głównie - sklepy wolnocłowe. W stołecznym mieście Andorra la Vella znaleźć można setki marketów z markowymi zegarkami, a właściwie chronometrami, z ciuchami z górnej półki, butami, su-pertrunkami, papierosami czy kosmetykami. A wszystko znacząco tańsze niźli w obu krajach UE. I jak tu nie ulec cenowej pokusie? Nawet wtedy, gdy w macierzystym kraju ekonomiczne prognozy są naprawdę ponure, a bunt wisi w powietrzu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!