Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Maraton nienawiści i bardzo dobrzy ludzie

Marek S. Szczepański
Marek Szczepańska
Marek Szczepańska arc.
W połowie marca 2013 roku w Bostonie, mieście ulokowanym na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, wybuchły chałupniczo przygotowane i umieszczone w ulicznych śmietnikach bomby. Zginęło troje obserwatorów maratonu, organizowanego nieprzerwanie od 1987 roku, a ponad stu zostało ciężko okaleczonych.

Szczególne i przygnębiające wrażenie zrobiły doniesienia o czteroosobowej rodzinie wyjątkowo okrutnie dotkniętej zamachem. Zginęło jedno dziecko, drugie straciło nogę, a mama została ciężko ranna. Tylko dlatego, że przyszli kibicować ojcu, zawołanemu biegaczowi, uczestnikowi maratonu. Mało kto zwrócił uwagę, że kolejna bomba eksplodowała w odległej o pięć kilometrów od mety maratonu bibliotece. W książnicy wybuchł pożar, ale szczęśliwie nikt nie zginął ani też nikt nie został okaleczony.

Całe to tragiczne zdarzenie uzmysławia jednak, że we współczesnym świecie nie ma już żadnych tabu, a mord dokonany przez fanatycznych islamistów na bezbronnych uczniach szkoły podstawowej w 2004 roku w Biesłanie, w Federacji Rosyjskiej, był tego pierwszą zapowiedzią. Kolejne świętości, czyli bieg maratoński, symbolizujący zmagania olimpijskie, a także biblioteka - gmach mądrości i bezpiecznej refleksji, zostały zbezczeszczone.

Od samego początku podkreślano, że sprawcami zamachu byli Czeczeni, bracia Carnajewowie. Obaj nosili znamienne imiona. Pierwszy z nich - Tamerlan, zabity przez policję, przypominał o okrutnym władcy Timurze (Tamerlanie), który przez pierwsze godziny kolejnego dnia zajmował się budowaniem potęgi królestwa, którego był władcą, a przez drugą połowę - mordowaniem przeciwników.

Problem w tym, że nikt z uczestników i widzów bostońskiego maratonu nie był w żadnym konflikcie z Timurem naszych czasów.

Drugi z braci nosił imię pierwszego prezydenta Republiki Czeczenii - Dżochara Dudajewa. Ten porywczy urzędnik, zawodowy pilot, zasłynął z lotu do Moskwy po to, aby na kremlowskich salonach objaśnić dramat własnego kraju. Zginął w zamachu bombowym w 1996 roku, choć pamięć o nim i jego kawaleryjskiej fantazji pozostała w pamięci rodaków. Ci sami bracia naruszyli spokój jednego z najbardziej nobliwych kampusów akademickich Ameryki, słynnego MIT, czyli mówiąc wprost - politechniki bostońskiej.
Wszystkie te zdarzenia sprawiły, że cała policja federalna i stanowa została postawiona na nogi i w niezwykle krótkim czasie wytropiła morderców, choć nie zdefiniowała motywów przestępczej działalności.

Sukces policji amerykańskiej sprawił, że polscy politycy opozycji, w tym speaker Prawa i Sprawiedliwości, Adam Hofman, z determinacją zajmujący się katastrofą smoleńską, jęli zestawiać te dwa wydarzenia, bezceremonialnie oskarżając polskie organy ścigania o rażące zaniedbania i indolencję rządu Donalda Tuska w tej właśnie sprawie.

A przecież różnica między zamachem bostońskim i tragedią smoleńską jest oczywista, sprawiająca, że tych zdarzeń nie wolno zestawiać ani porównywać. I wcale nie robią na mnie wrażenia informacje, że co trzeci Polak wierzy w niecne zamiary Rosjan, poruszonych podobno polityczną pozycją zmarłego w dramatycznych okolicznościach prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Smoleńskie nieszczęście, zawinione - w najgłębszym moim przekonaniu - przez polskich pilotów, służby specjalne oraz ich rosyjskich odpowiedników, było zdarzeniem spowodowanym przez ludzi pozbawionych morderczych instynktów.

Inaczej rzecz się miała ze zdarzeniami bostońskimi, spowodowanymi przez osoby określane przez ich bliskich i sąsiadów jako anielskie i z gruntu dobre. A przecież ci rzekomo dobrzy młodzi ludzie z premedytacją - i bez litości - napełnili szybkowary materiałami wybuchowymi, śrubami, nakrętkami i Bóg wie jeszcze jakim żelastwem, aby okaleczyć jak największą liczbę bezbronnych osób.

Całkowicie niezrozumiałe były też doniesienia, że bracia Carnajewowie to Czeczeni z zamordowanego przez Władimira Putina kraju. A przecież w pierwszej kolejności to Amerykanie - jeden z nich miał obywatelstwo kraju przyjmującego, a drugi zieloną kartę - kaukaskiego pochodzenia.

Nacisk na rodowód czeczeński został natychmiast wykorzystany przez władze rosyjskie, wskazujące na okrutne usposobienie zbuntowanej republiki.

W tej sytuacji nie zdziwiło wystąpienie Ramzana Kadyrowa, przywódcy Czeczenii, odżegnującego się jednoznacznie od nieszczęsnych braci.

Bostońskiej tragedii nie da się zapomnieć, podobnie jak tragicznego lotu do Smoleńska, ale żałobna cisza jest w takich przypadkach wartością bezcenną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!