Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szlakiem Hrabalowych pábiteli

Teresa Semik
W Detenicach znajduje się hotel rodem ze średniowiecznego horroru
W Detenicach znajduje się hotel rodem ze średniowiecznego horroru arc.
Biesiadom przy piwie pisarz Bohumil Hrabal nadał nowy wymiar. Odwiedzamy czeskie: Nymburk, gdzie mieszkał na terenie browaru oraz Kersko, dokąd wysłał bohaterów swojej książki "Święto przebiśniegu" - pisze Teresa Semik

Bohumil Hrabal (1914-1997), jeden z najważniejszych czeskich pisarzy XX wieku, wypił chyba morze piwa, głównie w gospodach. Ale też uczynił z tego biesiadowania przy kuflu z pianką rytuał godny polecenia. Dziś browar w Nymburku produkuje Postřižinské pivo, dedykowane właśnie Hrabalowi i z jego wizerunkiem na etykiecie. Pisarz osobiście zaakceptował tę formę promocji. W końcu wciąż ląduje na dworskich stołach.

"Bez przerwy pić nie można. Dlatego się dokształcam"- mówił ten mistrz czarnego humoru i absurdu. W Nymburku nad Łabą, ponad 45 km na wschód od Pragi, cztery godziny jazdy od Katowic, Hrabal spędził dzieciństwo, dokąd przeniósł się z rodziną z Brna. Miasteczko istnieje od XIII wieku i pamięta czeską dynastię Przemyślidów. Z okresu średniowiecznego zachował się tu gotycki kościół z barokowym wystrojem oraz potężne mury obronne, w dużej mierze zrekonstruowane i przebudowane.

Tutaj, w Nymburku, ojczym Hrabala dostał pracę w miejscowym browarze, pełnił funkcję zarządcy, a z czasem dyrektora.

Bohumil piwo oglądał od najmłodszych lat, bo mieszkał na terenie tego browaru w latach 1919-1947, czyli od czasu, gdy skończył 5 lat.

Dziś turyści wyjeżdżają z Nymburka z czteropakiem piw jemu zadedykowanych, o różnym smaku, z różną zawartością alkoholu, jasnym i ciemnym. Butelki z wizerunkiem pisarza szkoda potem wyrzucić.

Bywalcy gospody

Biesiadowaniu przy piwie nadał Hrabal nowy wymiar, nazywany z czeska "pábitelé". Kim jest pábitel? To człowiek, który posiada dar opowiadania niesamowitych, często wręcz niewiarygodnych historii. Przychodzi do knajpy nie po to, by duszkiem wypić kufelek, ale żeby bez końca gawędzić przy tym piwku, albo słuchać, jak inni opowiadają historie nie z tej ziemi. Czeski styl życia przy piwku wart jest naśladowania. Skupia się na pozytywnej stronie życia i radości z tego życia, choć wcale nie stroni od polityki, tematów smutnych, a nawet horrorów.

Czechom pewnie łatwiej trzymać formę w czasie tego biesiadowania, bo ich piwa są lżejsze od produkowanych w Polsce.

Z kotem na kolanach

Browar w Nymburku Bohumil Hrabal uwiecznił w opowiadaniu "Postrzyżyny" (potem sfilmował tę opowieść Jirzy Menzel). Bohaterami pisarz uczynił swoich rodziców - zarządcę browaru i jego żonę. Po latach miasto odwdzięczyło się autorowi także "Pociągów pod specjalnym nadzorem", organizując stałą wystawę poświęconą jego twórczości.

Na rozłożystym Rynku stanął jego pomnik, wykonany przez artystę Michala Jara. Na ławeczce siedzi sobie spiżowy Hrabal i zachęca, by się do niego dosiąść. Na kolanach trzyma ulubionego kota.

Kiedyś, z właściwym sobie sarkazmem, Hrabal powiedział, że jeśli już zechcą zbudować mu pomnik, to niech będzie taki, by pies mógł go obsikać. Tablica na ścianie browaru w Nymburku, która też jest Hrabalowi dedykowana, znajduje się mniej więcej na wysokości kolan.

Czy sam Hrabal był pábitelém? Ci, którzy go pamiętają, mówią, że był raczej milczkiem, a pábitel potrafi mówić i mówić bez końca. Ale Hrabal słuchał, przelewając potem te opowieści na strony swoich książek.

Trudno o polskie słowo, które oddawałoby termin pábitelé. Tłumaczka Cecylia Dmochowska określiła je "bawidułkami", tytuł "Bawidułki" nosi książka Hrabala zatytułowana w oryginale właśnie "Pábitelé".

O Polakach Bohumil Hrabal wypowiadał się dość powściągliwie. Uważał nas za "ciekawy naród, który zawsze przegrywa, a zachowuje się tak, jakby wygrywał".

Hrabal przez większość życia mieszkał w Pradze i najczęściej zaglądał na pábitelé do gospody U Zlateho Tygra (ulica Husova). Słuchał i potem pisał: "… porządna książka nie jest po to, aby czytelnik mógł łatwiej usnąć, ale żeby musiał wyskoczyć z łóżka i tak jak stoi, w bieliźnie, pobiec do pana literata i sprać go po pysku".

Magiczne Kersko

Drugim magicznym miejscem było Kersko w powiecie Nymburk, gdzie wśród dorodnych drzew Hrabal mieszkał od wiosny do jesieni, a zimą dojeżdżał tam z Pragi do gromady swoich kotów, które pozostawiał na letnisku. Miał ich z 30. Dokarmiali je też sąsiedzi, bo pisarza wszyscy tu znali. Zbłąkanemu turyście każdy przechodzień w Kersku wskaże, dokąd Hrabal spacerował, gdzie mieszkał.

Najczęściej zaglądał do Piwnicy Hajenka. Przesiadywał i słuchał opowieści pábiteli sącząc piwko.

Bohumil Hrabal rozsławił Kersko w książce "Święto przebiśniegu". Na jej podstawie powstał film Menzla pod tym samym tytułem. Niektóre sceny kręcono właśnie w Hajence. Stoi tam jeszcze rożen, na którym filmowi myśliwi smażyli kiełbaski kłócąc się, jak przyrządzić posiłek. W menu gospody jest danie z dzika z knedlikami, na pamiątkę tamtej wizyty filmowców.

Symbolem tej małej miejscowości stały się teraz koty Hrabala. Oczywiście nie te żywe, tylko ceramiczne. Wytwarza je artysta Bronislav Kuba w swoim leśnym atelier (strona www.lesniatelierkuba.cz). Przyznaje, że pomysł nasunął mu się na wspomnienie o pisarzu i jego upodobaniu do tych zwierząt.

Warto zajrzeć do pracowni mistrza połączonej z galerią. Kolorowe koty uśmiechają się do gości z każdego kąta domu i ogrodu. Artysta sam kręci glinę na kole, sam ją wypala, a potem na oczach widzów nadaje kotom miny i dekoracje.
Jadąc do Czech zachodnich, nie tylko na piwo, granicę polsko-czeską najlepiej przekroczyć w Kudowie Zdroju. Po drugiej stronie, w miejscowości Nachod, też jest browar i wysyła piwo do Polski. Zwiedzanie starej warzelni połączone jest z degustacją.

W Dětenicach straszy

Kierując się w stronę granicy polskiej, warto zajrzeć do niewielkich Dětenic i nieco zmienić klimat tej podróży. Tutaj można zatrzymać się na nocleg w najdziwniejszym hotelu świata, wpisanym do sieci "Unusual & Unique Hotel of the World".
Przed wejściem do hotelu wiszą kościotrupy, leżą narzędzia tortur. Wewnątrz jest tylko gorzej. Trafiamy do średniowiecza. W recepcji witają gości żebrak i czarownica. Na drewnianej podłodze - słoma.

Łóżko wprawdzie miękkie, ale w całym pokoju skąpe światło pali się tylko w toalecie. Muszla klozetowa obita jest drewnem, a prysznic udaje metalowa konewka. Nie ma radia, telewizora, internetu. Nie ma prądu. Surowe wnętrza wyglądają przygnębiająco, ale i zabawnie. Do tego w nocy straszy. Nie wiadomo skąd wydobywają się jęki i czy ktoś naprawdę nie wzywa pomocy. Jak w filmie historycznym albo horrorze.

Jedynka o tej porze roku kosztuje 400 koron czeskich, w sezonie jest dużo drożej.

Obok hotelu jest średniowieczna karczma z podobnym wystrojem, z programem jak sprzed wieków. W menu najróżniejsze mięsiwa, przeważnie przygotowane na żywym ogniu. Problem w tym, że nie ma sztućców i jeść trzeba rękami.

Na oczach biesiadników fakir zabawia się z ogniem i wężem. Pojawiają się inkwizytorzy i wśród gości wynajdują grzesznicę, wymyślając dla niej tortury. Można tańczyć na kamiennych stołach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!