Do naszej redakcji zgłosiło się dwóch pracowników bytomskiego szpitalu, który opowiedzieli nam o sytuacji wewnątrz placówki. - Jesteśmy dosyć rozgoryczeni i nie chcemy tej sytuacji pozostawić bez echa - wyjaśniają powody swojej decyzji.
W obawie o stratę pracy poprosili nas o anonimowość. Dlatego też imiona w tekście zostały zmienione.
Brak robienia testów na obecność koronawirusa
- Od początku epidemii panowała w szpitalu kompletna dezorganizacja, dyrekcja szpitala nie wprowadziła żadnych procedur, co do postępowania z pacjentem podejrzanym o zakażenie wirusem SARS-CoV2 lub zakażonym wirusem - powiedział nam pierwszy rozmówca, którego na potrzeby tego tekstu nazwiemy, Adam.
- Nie wprowadzono zasady selekcji pacjentów w namiocie przedszpitalnym jak to ma miejsce w innych szpitalach, pacjenci przywożeni byli tak jak zawsze prosto na izbę przyjęć, gdzie dopiero wśród innych osób, była im mierzona temperatura i zbierany wywiad. Jeśli było podejrzenie o zakażenie, wówczas zamykano izbę i był paraliż całego szpitala - dodaje.
- Nie było żadnego oficjalnego komunikatu, że w szpitalu są osoby zarażone, nikt o tym nie informował personelu innych oddziałów - wyjaśnia Adam, który również postanowił opowiedzieć czytelnikom o całej historii.
Jak wynika z przeprowadzonych rozmów, sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, kiedy na oddziale ortopedii okazało się, że leży pacjentka z objawami wirusa.
- Decyzją dyrekcji, bez wykonania testów w kierunku zakażenia, została przetransportowana do innego szpitala - dodaje Andrzej.
Dopiero tam badania odpowiednie zostały przeprowadzone. Okazało się, że rzeczywiście: ma ona koronawirusa.
- Znowu jedynie drogą nieoficjalną dowiedzieliśmy się o tym fakcie, chociaż dyrekcja naszego szpitala otrzymała informację o chorobie przekazanej pacjentki. Lekarze innych oddziałów niż ortopedii konsultowali również tą chorą, w bezpośrednim kontakcie, nikt nie poinformował wstecznie tych osób, że miały kontakt bezpośredni z chorą. Do wszystkiego pracownicy dochodzili sami, żeby samodzielnie poddać się badaniom w obawie o roznoszenie infekcji dalej na swoje rodziny, współpracowników - wyjaśnia Adam.
Następnego dnia, jak to określa nasz rozmówca, rozpoczęła się tzw. „szopka”. - Wbrew wszelkim zasadom, na piętrze w jednym czasie w ciasnym korytarzu zebrało się ok. 50 osób i wówczas doszło do pobrania wymazów. Pomimo pobrania testów w dniu 28 marca w chwili obecnej dalej nie mamy wyników [rozmawiamy 2 kwietnia]. W poniedziałek dzwoniliśmy do sanepidu w Bytomiu w tej sprawie – dowiedzieliśmy się, że próbki zostały źle pobrane i musiały zostać zutylizowane w związku z tym. Dyrektor nam w tym temacie nic nie powiedział. Zostaliśmy zapewnieni, że pobiorą nam kolejne badania - dodaje Andrzej.
Brak niezbędnego sprzętu ochronnego
To jednak nie koniec problemów. Już na początku epidemii, jak zapewniają nas pracownicy, w bytomskiej placówce brakowało odpowiednich ochronnych środków - maseczek czy rękawiczek. - Dostaliśmy taką informację, że w magazynach kończą się rękawiczki, że trzeba oszczędzać. I mamy z tym uważać. Potem dowiedzieliśmy się z innych źródeł, że kombinezony i dużo maseczek było schowanych w magazynach, nikt tam tego nie udostępnił. Nie wiem, czy czekały one na gorsze czasy – nie mam pojęcia - mówi Adam.
To z pewnością personelowi szpitala nie ułatwiało sprawy i byli mocno narażeni na niebezpieczeństwo związane z koronawirusem.
Jak wyglądała kwarantanna administracyjna personelu?
W ubiegłym tygodniu - a konkretnie 28 marca - w Wojewódzkim Szpitale Specjalistycznym w Bytomiu zamknięte zostały dwa oddziały: ortopedii i pulmonologii. Obecni tam byli pacjenci, u których wykryto koronawirusa.
- Personel zamknięto tak jak stał, z tymi chorymi osobami. Możliwość zrobienia testów zamkniętemu personelowi była utrudniana. Wczoraj [1 kwietnia] jeszcze słyszałem, nie wiem jak jest dzisiaj, bo sytuacja cały czas się zmienia, że nie dostali wyników swoich wymazów - kontynuuje Adam.
- Oni nie wiedzą jaki jest status prawny ich zamknięcia na oddziale. Pomimo zapytania nie wiedzą czy są w pracy, czy jest to jednak kwarantanna, czy izolacja?! Zostali zamknięci i cały czas opiekowali się tymi pacjentami. A powinni być odizolowani od innych zakażonych pacjentów. Nie było też nadzoru personelu z zewnątrz nad osobami poddanymi kwarantannie - dodaje z kolei Andrzej.
Pracownicy zgodnie twierdzą, że to wszystko zostało zorganizowane w taki sposób, jak nie powinno być w XXI wieku.
- Jeśli pacjent jest chory, to powinien być izolowany, a nie być zamknięty z personelem, który być może jest zdrowy, bez żadnych odpowiednich środków bezpieczeństwa - nie ma wątpliwości Adam.
Ponadto w poniedziałek, 30 marca, kwarantanną administracyjną objęto również oddział kardiologiczny. Dwa dni później natomiast poinformowano, że izba przyjęć nie przyjmuje nowych pacjentów, również tych przywożonych przez pogotowie ratunkowe. - Musimy powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa - mówiła w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” Iwona Wronka, rzecznik szpitala.
Robienie badań na własną rękę
Mogłoby się wydawać, że sytuacja została w miarę opanowana - tak wynikałoby z komunikatów udostępnianych przez bytomski szpital. Personel ma jednak kompletnie inne zdanie na ten temat.
- Wśród personelu otwartych jeszcze oddziałów zaczęły się zachorowania: gorączka, kaszel, bóle mięśni… Na własną rękę, nie podejrzewając, że miało się bezpośrednią styczność z chorym na COVID-19, część personelu zrobiła wymazy które okazały się dodatnie - mówi Adam.
- Po oddziale pulmonologii i ortopedii wyszły nowe ogniska zakażenia w oddziale urologii i kardiologii. Personel który zaczął chorować a miał kontakt z chorymi, a w momencie konsultowania nie wiedział, że Ci pacjenci są chorzy na COVID – 19 i nikt o tym nie poinformował ze mieli wcześniej ten kontakt, zrobił badania na własną rękę w oddziałach zakaźnych - kończy swoją myśl.
Tak jak już to zostało wspomniane, pracownicy sami dzwonili do sanepidu z prośbą o powtórkę badań, które zostały zutylizowane. - Bezskutecznie, gdyż odsyłali nas do naszej dyrekcji. Zdarzył się też przypadek u osoby na kwarantannie domowej że pomimo wystąpienia objawów sanepid nie pozwolił na przerwanie kwarantanny celem pobrania wymazu. Dopiero bytomska policja podeszła do wszystkiego zdroworozsądkowo pozwalając pojechać na umówioną w szpitalu zakaźnym wizytę - mówi nam Andrzej.
Co na to szpital?
W związku z przeprowadzonymi rozmowami, postanowiliśmy także skontaktować się z bytomską placówką i zadać kilka pytań. Odpowiedziała nam na nie Iwona Wronka, rzecznik WSS nr 4, kilka pytań. Publikujemy je poniżej.
Czy to prawda, że jeden z pacjentek, która miała objawy, nie zostały przeprowadzone testy na koronawirusa i to nastąpiło dopiero w innym szpitalu, do którego została przetransportowana?
Nie dysponując imieniem i nazwiskiem pacjentki trudno mi się odnieść do tego pytania. Niemniej nie wydaje mi się. To właśnie pacjenci z potwierdzonym COVID19 zostali natychmiast przetransportowani do placówek zakaźnych.
Czy to prawda, że próbki – które zostały pobrane od personelu – zostały źle pobrane i musiały zostać zutylizowane przez sanepid w Bytomiu?
Nie. Próbki zostały pobrane prawidłowo, nic nam nie wiadomo o utylizacji próbek. 28 marca wysłano do sanepidu dużą liczbę wymazów (82) i sanepid poprosił nas o pobranie próbek jeszcze raz z użyciem narzędzi, z którego łatwiej pobiera się materiał. To znaczy – zawsze materiał pobierany był patyczkiem zakończonym drucikiem otoczonym włosiem. Sanepid poprosił, by robić to plastikowym patyczkiem. Łatwiej z niego pobrać materiał do badań.
Zobacz koniecznie
Dlaczego personel, który miał kontakt z osobami zarażonymi, przebywa w tym samym miejscu z pacjentami, którzy mogą mieć koronawirusa? Dlaczego obie te grupy nie przebywają w oddzielnych pomieszczeniach, a pacjentami nie zajmują się lekarze z zewnątrz? Ponadto personel podobno wciąż nie ma zrobionych wyników i nie wiedzą oni czy są zarażeni?
Nie bardzo rozumiem pytania… Jeśli chodzi o kwarantannę, wszystkie osoby miały kontakt z osobami zarażonymi i dlatego przebywają na konkretnych oddziałach – kardiologii, pulmunologii i ortopedii.
Zajmują się. W razie potrzeby do pacjentów objętych kwarantanną delegowani są lekarze z innych oddziałów. O szybkości badania wymazu i przesyłania wyników decyduje sanepid.
Czy to prawda, że w szpitalu brakowało ochronnych rękawiczek, maseczek czy kombinezonów? Część z nich miała być ukryta w magazynie, a o tym fakcie personel nie został poinformowany przez władze szpitala.
Nieprawda. Odzież ochronna wydawana jest na bieżąco.
Dlaczego personel nie dowiedział się o tym, że w szpitalu przebywają osoby zarażone. Nie było podobno oficjalnego komunikatu i lekarze, pielęgniarki dowiedzieli się dopiero o tym po czasie, mimo tego że kontaktowali się z tymi osobami.
Kiedy otrzymano informację o zarażonych pacjentach, natychmiast zaczęto organizować dla nich transport do placówek zakaźnych.
Informacja o koronawirusie została przekazana pracownikom oficjalnie w trakcie odpraw przełożonych z pracownikami.
Wspieramy Lokalny Biznes!
Nie przegap
Zobacz koniecznie
Strefa Biznesu: Polska nie jest gotowa na system kaucyjny?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?