Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Londyn 1948: Igrzyska, miłość i wielki pech

Grażyna Kuźnik
Wacław Kuźmicki prowadzi w wyścigach. W Londynie wygrał  konkurencję dziesięcioboju w biegach  na 1500 m
Wacław Kuźmicki prowadzi w wyścigach. W Londynie wygrał konkurencję dziesięcioboju w biegach na 1500 m archiwum domowe
Wacław Kuźmicki z Katowic jest jedynym żyjącym polskim sportowcem, który brał udział w igrzyskach olimpijskich w Londynie w 1948 roku. Gdyby nie wypadek w czasie treningu, miał duże szanse na medal - pisze Grażyna Kuźnik

Kiedy 91-latek ogląda dzisiaj w telewizji londyńskie widowisko, nie myśli już o swoim sportowym dramacie. Ale o żonie Irenie, która nigdy nie zwątpiła w jego talent, chociaż w sporcie prześladował go pech. Stracił żonę kilka lat temu. Irena Hejducka, świetna sprinterka urodzona w Katowicach, zrezygnowała dla niego ze startu w igrzyskach. Bo ona dostała powołanie, a on nie. Na świecie nie było chyba podobnego protestu. Tym bardziej w Polsce, gdzie wyjazd na igrzyska był nie tylko szansą na karierę, ale też na poznanie świata poza żelazną kurtyną. A jaki to jest piękny świat, trochę przekonał się Wacław, wyjeżdżając na pierwsze powojenne igrzyska w Londynie. Nie zaproszono tam Niemców, Japończyków ani Rosjan. Zobaczył po raz pierwszy w życiu telewizję, kolorowe sklepy, pięknie ubranych sportowców, nowoczesny sprzęt. On na olimpiadę w Londynie przywiózł tylko jedną parę butów sportowych, które uszył u szewca za własne pieniądze. Sam musiał sposobem zdobyć do nich kolce.

Amerykanie nie wierzyli własnym oczom, kiedy zobaczyli Polaków w dynamowskich, szerokich spodenkach, w dziwnym, zmajstrowanym ręcznie obuwiu. Kuźmicki wspomina: - Nasi sportowcy nie wiedzieli nawet, że istnieją już metalowe tyczki do skoków. Przywieźli stare, bambusowe, które wciąż się rozpadały.

Polski sport jeszcze nie stanął na nogi po wojennej katastrofie. Z Londynu w 1948 roku przywieźliśmy tylko jeden medal, brązowy. Zdobył go nieżyjący już bokser Aleksy Antkiewicz "Bombardier z Wybrzeża". Ale medali mogło być więcej.
- Gdybyśmy tylko mieli cząstkę tego, co posiadali nasi zachodni rywale, nasze wyniki byłyby inne. My mieliśmy jedynie talent i wielki entuzjazm. Wojna się skończyła, warto było żyć - wspomina były wieloboista.

Polska ekipa nie przywiozła do Londynu nawet własnego lekarza. Kiedy Kuźmicki na treningu miał wypadek, zabrakło mu fachowej opieki. Mimo to odniósł zwycięstwo w Londynie w biegu na 1500 metrów. Startował, chociaż ryzykował życiem.

Spartańskie igrzyska

Dla chłopaka z Bacieczek koło Białegostoku udział w igrzyskach olimpijskich był spełnieniem marzeń. Urodził się w 1921 roku w rodzinie młynarza, jeszcze przed wojną zaliczył sportowe sukcesy. Był urodzonym sportowcem, tak jak czwórka jego braci. Wszyscy wysocy, silni, wszechstronnie utalentowani. I przystojni. Kazimierz i Konstanty, inżynierowie rolnictwa, biegali na długie dystanse, zdobywali medale i mistrzostwa kraju. Eugeniusz, też inżynier, wygrywał wszystkie wyścigi do czasu, gdy stwierdzono u niego chorobę serca. Mieczysław został księdzem. Zawsze był pierwszy na mecie przed braćmi i twierdził, że ma najlepsze poparcie z góry.

Wacław był mistrzem Polski w trójskoku i w pięcioboju, ale skończył też studia ekonomiczne i Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Katowicach.

Na igrzyska w Londynie z Kuźmickich powołano tylko Wacława. Miał startować w dziesięcioboju; czyli w dziesięciu konkurencjach rozgrywanych na otwartym stadionie. Biegi, skok w dal i wzwyż, pchnięcie kulą, rzut dyskiem i oszczepem, skok o tyczce, płotki.

Na drogę dostał reprezentacyjne ubranie, owszem, ale za małe, z nogawkami do połowy łydek i rękawami do łokci. A kto by się tam przejmował elegancją. Cudem udało mu się je wymienić z innymi sportowcami i już był gotowy na sukces. Igrzyska w Londynie 64 lata temu były spartańskie. Żywność w Wielkiej Brytanii na kartki, kwatery dla Polaków w skromnych domkach ze wspólnymi ubikacjami i prysznicami. Ale jak się dowiedział, to były koszary, w których w czasie II wojny światowej stacjonował Dywizjon 303. Polacy, pamięta Wacław, dostawali 20 szylingów dziennie kieszonkowego, a działacze dwa funty. Dojeść jednak za to nie bardzo było można.

- Bo jedzenie nas zaskoczyło - wspomina. - Anglicy podawali nam mnóstwo talerzyków i sztućców, zastawa była piękna, a na niej po łyżeczce dżemu albo sosu. Chodziliśmy strasznie głodni.

Kuźmicki siedział przy stole obok polskiego generała, który od tej rozmaitości nakryć całkiem tracił głowę. Ordynans mu podpowiadał, jakim widelczykiem spożywać te marne potrawy. Może to właśnie generałowi sportowcy zawdzięczali pomoc kucharza z polskiej ambasady? Bo zaczął donosić Polakom normalne schaboszczaki i befsztyki.

Największy podziw w Londynie budzili Amerykanie. Przywieźli ze sobą na igrzyska, jak niosła wieść, 24 tony wołowiny i 36 ton żółtego sera. Ich kondycja potwierdzała, że to dobra inwestycja. Wacław obserwował, jak pięknie poruszają się amerykańscy dziesięcioboiści: - Ruchy mieli miękkie, elastyczne, krok długi. Jak Polacy mieli z nimi wygrać po latach nędzy i głodówki?
I dlatego, że Amerykanie byli tacy świetni, zdecydował się na wspólny z nimi trening. Żeby coś podpatrzeć, sprawdzić się. Fatalna decyzja. Był wtedy w doskonałej formie. Skoczył przez poprzeczkę i dopadł go pech. Uderzył głową w betonowy podest. O tym, że podest ustawiono wbrew wszelkim przepisom, dowiedział się grubo potem. O odszkodowaniach nikt wtedy nie wspominał.

Gazu, jesteś dobry

Stracił przytomność. Nie było polskiego lekarza, w brytyjskim szpitalu rozpoznano wstrząs mózgu. Wacław pamięta ból i gniew: - Leżałem dwa dni, półprzytomny, bez jedzenia i picia, nikt się mną nie zajmował, bo koledzy ćwiczyli. Mdlałem i wymiotowałem na przemian. Dopiero kucharz z polskiej ambasady zaniepokoił się, że nic nie jem. Przyniósł mi czekoladę. Ten ludzki gest dodał mi sił.

Trener położył na półżywym zawodniku kreskę, ale Kuźmicki zjawił się na Wembley. Na własną odpowiedzialność. Do wieloboju stanęło 38 zawodników. Najbardziej obawiał się tyczki. Ale skoczył. Dawał jakoś radę z kolejnymi dyscyplinami.

Ostatnią konkurencją był bieg na 1500 metrów. Przeganiali go Amerykanie, gdy nagle z trybuny usłyszał po polsku: "Wacek, gaz, jesteś dobry!". Słowa dopingu go uskrzydliły. Wygrał bieg z dużą przewagą. Ostateczne zajął 16. miejsce. Wygrał Amerykanin.

Dziesięciu zawodników w ogóle nie ukończyło tego morderczego dziesięcioboju. Ale Kuźmicki był załamany. Nikt nie wspominał o jego wypadku, tylko o spadku formy. Miał nadzieję, że za cztery lata w Helsinkach naprawdę pokaże, co potrafi. Od razu zaczął przygotowania.

Był wtedy zakochany w Irenie Hejduckiej, młodszej o osiem lat zawodniczce Pogoni Katowice i AKS Chorzów. Legenda rodzinna mówi, że to ona go sobie wybrała, bo wyglądał jak przedwojenny amant. W prasie nazywano go nawet "asem o frakowej urodzie". Zajęty sportem, studiami, nie zwracał uwagi na dziewczyny. Irena kiedyś go po prostu pocałowała. Dopiero wtedy oczy mu się otworzyły. Nie zmarnował szansy i chociaż studiował w Poznaniu, a ona kończyła liceum w Katowicach, uczucie się rozwijało. Pobrali się zaraz po olimpiadzie w Londynie, po jej maturze.

Byli pierwszym małżeństwem sportowym w powojennej Polsce. Zamieszkali w Katowicach. Kuźmicki był w świetnej kondycji, z pasją przygotowywał się do igrzysk, marzył o nich. Powołania nie dostał. Nie z powodu wyników, ale dlatego, że zdaniem działaczy, był już za stary.

Irena się wściekła. Wiedziała, ile dla męża znaczy udział w igrzyskach. I wtedy Hejducka, nadzieja polskiego sportu, zrezygnowała z udziału w olimpiadzie w Helsinkach, kadry narodowej i w ogóle z biegania. Miała zaledwie 22 lata. Wybuchł skandal. Była niewzruszona.

Nigdy tego nie żałowała. Powtarzała mężowi, że jeśli ludzie mają miłość, wszystko inne jest tylko dodatkiem. Nawet olimpiada.
Pamięć o sukcesach szybko mija. Bo kto pamięta, że w Londynie w 1948 roku jednak dostaliśmy złoty medal? W Konkursie Sztuki i Literatury dla Zbigniewa Turskiego za symfonię "Olimpijską". Do pisania muzyki zawsze potrzebny był talent. Do współczesnego sportu, którego uprawianie kosztuje majątek, może go już nie wystarczyć.

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO


*Marsz Autonomii 2012: ZDJĘCIA, WIDEO, OPINIE
*Olimpiada w Londynie 2012: RELACJE, ZDJĘCIA, CIEKAWOSTKI
*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!