Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajne miasteczko pod Gliwicami. Pierwsi mieszkańcy już go nigdy nie odwiedzili

grażyna kuźnik
Brama i dawny Dom Zebrań w Wilczym Gardle.
Brama i dawny Dom Zebrań w Wilczym Gardle.
To miejsce warto zobaczyć w czasie wakacji, bo jest jedyne w swoim rodzaju. 85 lat temu szef sztabu nazistowskich bojowek SA Victor Lutze osobiście położył tutaj kamień węgielny pod budowę osiedla. które natychmiast otoczono wielką tajemnicą. Dyscyplina i germańska magia - takie miało być nazistowskie Wierne Miasteczko pod Gliwicami, nazwane później Wilczym Gardłem. Największe osiedle dla hitlerowskich funkcjonariuszy, ukryte głęboko w lesie, na terenie należącym do wsi Smolnica, było jednym z psychopatycznych pomysłów III Rzeszy.

To miejsce warto zobaczyć w czasie wakacji, bo jest jedyne w swoim rodzaju. 85 lat temu szef sztabu nazistowskich bojowek SA Victor Lutze osobiście położył tutaj kamień węgielny pod budowę osiedla. które natychmiast otoczono wielką tajemnicą. Dyscyplina i germańska magia - takie miało być nazistowskie Wierne Miasteczko pod Gliwicami, nazwane później Wilczym Gardłem. Największe osiedle dla hitlerowskich funkcjonariuszy, ukryte głęboko w lesie, na terenie należącym do wsi Smolnica, było jednym z psychopatycznych pomysłów III Rzeszy.

Dzisiaj ta dzielnica Gliwic nie chce pamiętać o mrocznej przeszłości. - Rzadko się o przeszłości osiedla mówiło, a to niesamowita historia. Bunkry po prostu zasypano, dziwne znaki zniknęły, wokół wyrosły drzewa. Kiedyś jako dziecko znalazłem niemiecki pistolet. Odebrano mi go bez wyjaśnień, skąd się wziął - opowiadał autorce jeden z mieszkańców, który zaraz po wojnie urodził się w Wilczym Gardle.

Wilcze Gardło nie istniało do powojnia na mapie, trudno było do niego trafić, a główna droga początkowo udawała polną ścieżkę. Trakt wygięty na kształt odbitej w lustrze litery „S” o długości 1,5 km, miał na łukach ukryte punkty karabinów maszynowych. Każdy pojazd musiał przejeżdżać pod lufami, nikt obcy nie mógł się do tego azylu przemknąć.

Okoliczna ludność mało wiedziała o leśnym miasteczku na moczarach. Podczas budowy nikt nie zapuszczał się w te strony, a miejsce zamaskowano tak dobrze, że nie zdołała go odkryć nawet Armia Czerwona. A gdyby tu dotarła, nikogo by nie zastała, hitlerowcy zdążyli uciec z Wiernego Miasteczka, chociaż w ostatniej chwili.

Dlaczego właśnie na Górnym Śląsku powstało gniazdo SA? Nie bez powodu. Bojówki tego hitlerowskiego ruchu wywodziły się z batalionów szturmujących podczas III Powstania Śląskiego w 1921 roku Górę Świętej Anny. Nawet „noc długich noży” w czerwcu 1934 roku, gdy z polecenia Hitlera wymordowano najważniejszych przywódców SA, nie zmieniła wysokiej pozycji organizacji na Śląsku.

Legenda SA na Śląsku rosła. Miała też swojego bohatera, bojówkarza SA Horsta Wessela, który w 1930 roku w awanturze zginął z rąk sutenera. Hitlerowska propaganda wykorzystała fakt, że sutener był kiedyś związany z komunistami i uczyniła z Wessela męczennika ruchu. Pomniki SA-mana znajdowały się w każdym większym mieście niemieckiego Śląska.

Kiedy w 1937 roku formacja SA powróciła częściowo do łask Hitlera, zapadła decyzja o budowie odizolowanej i samowystarczalnej osady dla jej najlepszych działaczy. Osiedle na obrzeżach Gliwic, z pomocą starogermańskiej symboliki, miało stać się siedzibą najwierniejszych, ale jednakowych i bez większych roszczeń. Tu nie wolno było się wyróżniać.

Hitlerowcy często korzystali z magicznych symboli, należy do nich również sama swastyka. W Wilczym Gardle stosowano runy, a zwłaszcza znak „man rune” oznaczający mężczyznę. Nie wiadomo, jaki był wystrój Domu Zebrań w Wilczym Gardle; był to główny w osiedlu, obszerny budynek z oknami jak w kościele, gdzie odbywały się rytualne, obowiązkowe mityngi, ale znane są inne sale tego rodzaju na Śląsku. Na przykład w cechowni kopalni Guido w Zabrzu, według starych fotografii, na głównym malowidle w miejscu krzyża był miecz, zamiast Chrystusa - Hitler. Malowano też czasem postać człowieka runicznego wśród gwiazd, otoczonego przez różne znaki astralne. Można sądzić, że podobne obrazy istniały także w Wilczym Gardle. W osiedlu nie było żadnej kaplicy.

Całość projektował bytomski architekt Rudolf Fischer, który w latach 20. XX wieku miał także firmę w polskich Katowicach ,,Unię Budowlaną". Wbrew plotce, w Wilczym Gnieździe nie postawił osiedla na planie swastyki, tylko orła. Umieścił jednak na zamówienie nazistów sporo tajnej symboliki. Do osiedla wchodziło się przez bramę w Domu Zebrań, potem przechodziło na rynek, miejsce manifestacji i apeli. Dalej droga prowadziła do budynku szkoły, za którą miały się znaleźć stadion z trybunami, boisko, strzelnica, basen. Sport i higiena stanowiły bardzo ważny element życia mieszkańców, wybrańcy powinni być zdrowi i silni.

Każdy z osiedlonych otrzymał dom z ogrodem. Mimo wszystko osiedle przypominało koszary. Piętrowe budynki były prawie nie do odróżnienia; na parterze kuchnia, dwa pokoje i schowek gospodarczy, na piętrze sypialnie, pokój kąpielowy. Umeblowanie w domach musiało być praktyczne i niemal takie samo. Elewacje zewnętrzne wykonano w konwencji określanej w III Rzeszy jako „styl ojczyźniany”, pełen kubicznych brył i wiejskich odniesień.

Pierwsi SA-mani wprowadzili się tutaj w 1940 roku. Osiedle powstawało szybko, kończyli je budować jeńcy angielscy i francuscy. Niewolnicy mieszkali w baraku poza osadą; wycinali las, kopali tunele i osuszali podmokły teren aż do wycieńczenia, w coraz gorszych warunkach. Z biegiem czasu sytuacja na froncie bardzo się pogarszała, brakowało tez pieniędzy na wykończenie imponujacych, sportowych obiektów. Upadek osiedla fanatyków był bliski.

Kiedy Niemcy uciekli z Wiernego Miasteczka, osadę zajęli przede wszystkim repatrianci z Francji, było też kilka śląskich rodzin z pobliskich wsi. Czy dopiero wtedy popularna stała się nazwa Wilcze Gardło? Jeszcze przed wojna o tym terenie miejscowi mówili ,,Wilki". Ale Hitler używał przydomka ,,Wolf" i czasem ktoś z bliskiego kręgu tak do niego się zwracał, po wojnie o tym pamiętano. Nazwa Wilcze Gardło tym bardziej wydawała się odpowiednia. W każdym razie nowi lokatorzy nie chcieli pamiętać o pierwotnym przeznaczeniu osiedla. Wielu z nich sprzedało duże ogrody na działki budowlane, inni dostawili przybudówki, pozmieniali budynki według swoich potrzeb. Hitlerowskie pamiątki wyrzucano jak śmieci.

- Kiedy tutaj przyjechaliśmy, nie było już ani jednego mebla, wszystko zostało wyszabrowane. Nie było też czuć wojennej grozy - wspominał repatriant z Francji. - Same domy nam się podobały. Od razu życie rozkwitło, bo wszyscy znali się z Francji, znaleźliśmy własne miejsce. Wspólnie się budowało, organizowało zabawy, przedstawienia. Prawie każdy pracował w kopalni „Sośnica”.

Mówi się, że pierwsi mieszkańcy nigdy już tutaj nie przyjechali, nie odwiedzili Wilczego Gardła. Na pewno nie szef SA Victor Lutze, patron osiedla. Zginął oficjalnie w maju 1943 roku w wypadku samochodowym na autostradzie w Poczdamie, chociaż Ukraińcy twierdzili, że w ich zamachu; tej kwestii historycy nie rozstrzygnęli. Joseph Goebbels w swoich pamiętnikach pisał o Lutze jako o człowieku „nieograniczonej głupoty”, ale III Rzesza wyprawiła SA-manowi uroczysty pogrzeb państwowy.

Podobno jednak w latach 70. ubiegłego wieku w Wilczym Gardle pojawił się pewien starszy Niemiec i robił zdjęcia. Fotografował zmienione po swojemu domy, stadion, Dom Zebrań. Milczał, o nic nie pytał i jemu też nie zadawano żadnych pytań. Mieszkańcy żyli już swoimi sprawami.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty