Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tychy: Walentynkowa zbrodnia już w sądzie

Jolanta Pierończyk
Rodzina dziewczyny zamordowanej 14 lutego 2015 roku skarży policję. Wczoraj w tej sprawie odbyło się posiedzenie sądu.

To wszystko nie ma sensu. Po raz kolejny usłyszałam słowo w słowo to, co było napisane w umorzeniu prokuratorskim. A mojej Hani i tak nic już życia nie wróci - mówi Halina Zakrzewska, mama 27-letniej dziewczyny, która ponad rok temu w Walentynki zginęła od ciosów zadanych nożem. Zadał je mężczyzna, od którego próbowała się uwolnić po trudnym i burzliwym związku.

Wczoraj odbyło się kolejne posiedzenie Sądu Rejonowego w Tychach w sprawie przeciwko policji, która - zdaniem rodziców zamordowanej - nie zrobiła nic, by do tej tragedii nie doszło. - Sąd utrzymuje, że nasze zeznania są niewiarygodne, bo jesteśmy rodziną. Wiarygodna jest tylko policja. Sąd twierdzi, że Hania była osobą na tyle wykształconą i mądrą, by złożyć zdecydowane zażalenie. Nikt nie chce przyjąć, że sprawa nie jest taka prosta, kiedy człowiek jest zastraszany i boi się, iż groźby mogą być spełnione. A ten człowiek bez przerwy groził, że nas spali, że zniszczy. I Hania bała się o nas, o siebie, o swój salon. W takim stanie naprawdę trudno o złożenie oskarżenia, ale nikt tego nie zrozumie, kto tego nie przeżył - opowiada mama Hanny.

- Tym procesem chcieliśmy zwrócić uwagę na fakt, że nie wszystko w życiu jest takie proste. Chcieliśmy spowodować, by w przyszłości policja inaczej spojrzała na kogoś w podobnej jak Hania sytuacji - mówi pani Halina.

Chodzi o sytuację, w której ktoś próbuje uwolnić się od osoby uważającej się za wszechwładną z racji swojej pozycji zawodowej i finansowej (zabójca był dyrektorem w dużej, prężnej firmie).

- Mówił Hani na przykład, że nie uwolni się od niego. Że wykupi nieruchomość, w której znajduje się jej salon, więc i tak pozostanie pod jego władzą - wspomina Halina Zakrzewska. - A teraz pokazuje swoją siłę nawet zza grobu. Wychodzi bowiem na to, że nie wygra się z kimś, kto ma siłę i moc - dodaje. Mimo że już rok minął od lutowego przedpołudnia niedzielnego, kiedy Halina Zakrzewska zobaczyła martwą córkę, cała rodzina nie potrafi się otrząsnąć z tej tragedii.

Śledztwo w tej sprawie ciągnęło się niemal do końca zeszłego roku. Rzeczy Hani matka dostała dopiero niedawno. Wszystko w zakrzepłej krwi. Z dziurami po nożu. Zakrwawione były nawet okulary. Nie ma jedynie komórki, a tym samym SMS-ów, które Hania odebrała w ostatnich godzinach swojego życia.

Halina Zakrzewska jest już zmęczona całą sprawą. Wczorajsze posiedzenie odebrało jej nadzieję na osiągnięcie celu.

- A tym celem, wbrew temu, co niektórzy myślą, wcale nie jest chęć uzyskania odszkodowania od policji. Ten proces miał być prowadzony ku przestrodze. Żeby uświadomić, że tam, gdzie w grę wchodzi strach, niewiele może wykształcenie - mówi.
W tej chwili czeka na przesłanie z sądu dokumentu, który wczoraj został jej odczytany w sądzie. - Porównam z tymi, które już mam i zdecyduję, co dalej - powiedziała nam Halina Zakrzewska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!