MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W kryzysie najlepiej pomyślmy o karpiu

Beata Sypuła
fot. ZYGMUNT WIECZOREK
Z Adamem Szejnfeldem, wiceministrem gospodarki, rozmawia Beata Sypuła

Mittal buduje dwie największe huty na świecie w ojczystych Indiach i wygasza produkcję w Polsce. Taki jest pesymistyczny scenariusz. Redukcja zatrudnienia w hutach na terenie Polski staje się faktem. Czy rząd ma dla tej branży plan awaryjny?

Kryzys finansowy, który szaleje na świecie, także w Europie, zaczyna dotykać realnej gospodarki wielu krajów. Hutnictwo jest dla niej papierkiem lakmusowym. Tak rozwój, jak i kryzys w gospodarce jest odczuwany bardzo szybko. Pamiętajmy jednak, że jest to sektor globalny, rynki lokalne nie są decydujące dla branży i nie determinują jego sytuacji. Dziś na świecie ani w Polsce nie ma mądrego, który mógłby powiedzieć, jak się potoczy historia i czy kryzys w 2009 roku będzie się stabilizował czy, niestety, pogłębiał.

Zatem proszę powiedzieć, jak daleko jesteśmy od dna?

Jako Polska - bardzo daleko. Nie ma żadnych przesłanek, by sądzić, że kryzys pogłębi się do poziomu, jaki dotknie kraje zachodnie.

Jednak Mittal zwalnia, branża motoryzacyjna ulokowana u nas zawiesza produkcję...

Przemysł motoryzacyjny to kolejny przykład papierka lakmusowego gospodarki, ma wielki wpływ na polski eksport, ale jest to sektor bardzo wrażliwy na koniunkturę. Ograniczenie w świecie popytu na auta niewątpliwie przełoży się na polską gospodarkę. Jest tylko pytanie: jak dalece? Na rynkach finansowych i w gospodarce światowej rozchwianie jest tak znaczne, że trudno prognozować, jak to się w 2009 roku skończy. W dużej mierze los naszej motoryzacji zależy od tego, jak duża będzie pomoc dla tego sektora w pakietach antykryzysowych poszczególnych państw. Ich decyzje, kto wie, czy nie są ważniejsze niż podejmowane przez nas. U nas świetny wzrost gospodarki oparty był przez minione lata na dwóch filarach: eksporcie i popycie wewnętrznym. Na razie eksport będzie spadał, co przyniesie skutek w postaci spadku poziomu wzrostu gospodarczego, tworzenia nowych miejsc pracy, utrzymania tempa wzrostu płac, czyli tego, co dla ludzi jest ważne. Natomiast nie musimy się martwić o radykalny spadek popytu wewnętrznego.

I dlatego nie możemy się spodziewać obniżki podatku VAT? Mamy jeden z najwyższych w Europie, a on, jak wiadomo, podnosi ceny niemal wszystkich produktów.

Na pewno nie będziemy podejmowali działań, które nie będą miały swojego uzasadnienia. Pamiętać trzeba o skutkach takich decyzji, które nie przyjdą pojutrze, ale także po roku, po dwóch latach. Nie można więc używać narzędzia, którego działanie da się odczuć z opóźnieniem. Jeśli wpływ podatków do budżetu będzie niższy, to oznacza, że i wydatki muszą być mniejsze. A dziś niektórzy mówią o dofinansowaniu banków czy przemysłu motoryzacyjnego, ale z drugiej strony nawołują, by obniżyć akcyzę czy VAT. Rodzi się pytanie: a z czego brać pieniądze? Przypomnę tylko żądania obniżenie akcyzy, gdy cena baryłki ropy dochodziła do 150 dolarów. Gdzie bylibyśmy dzisiaj z dochodami akcyzowymi, gdy cena baryłki spadła trzykrotnie? Pakiet antykryzysowy, który przyjął polski rząd, zsumowany z działaniami wielu rządów, może przynieść efekt, ale dopiero po wielu miesiącach. Dlatego rozważnie musimy podchodzić do propozycji obniżenia tego czy innego podatku.

Jednak pan jako liberał, a to nie obelga, tylko komplement, pamięta, że obniżenie akcyzy na mocne alkohole przed kilku laty spowodowało zwiększenie wpływów do budżetu. Tymczasem pański rząd robi krok przeciwny: podnosi teraz akcyzę na auta i alkohole.

Bo są postulaty, z którymi rząd się zgodził, że należy dofinansować gospodarkę, by przeciwdziałać kryzysowi, a po drugie - stworzyć zabezpieczenie dla grup najsłabszych, które mogą ucierpieć na kryzysie. Ponad 1 mld złotych zasili fundusz solidarnościowy i z czegoś te pieniądze musiały pochodzić.

A kiedy ten fundusz zniknie? Mam wrażenie, że rząd tworzy sobie zapasową kieszeń na wydatki ekstra.

Mam nadzieję, że fundusz solidarnościowy nie będzie istniał po wsze czasy, bo i sam kryzys nie będzie trwał wiecznie. Jednak fundusz jako element finansów publicznych będzie przejrzysty i pod kontrolą. To są trudne decyzje: z jednej strony są naciski, by tworzyć osłony dla najsłabszych grup społecznych poszkodowanych przez kryzys, a z drugiej strony zabieranie komuś pieniędzy, by ten fundusz tworzyć, rodzi krytykę, że się podnosi akcyzę. Przy okazji: nie rośnie ona na artykuły podstawowe, ale na auta o dużej pojemności i na alkohol. Choć oczywiście jest słuszne to, co czytam między wierszami w pani pytaniu: jak taki ruch się odbije na popycie i wpływach do budżetu w średnim i długim okresie. Dlatego trzeba po takie instrumenty sięgać w absolutnej ostateczności.

Czyli znaleźliśmy się jednak w takim absolutnie ostatecznym punkcie?

Jeśli chodzi o kryzys, to sam nie wiem, kto ma większy udział w jego nakręcaniu. My wszyscy to chyba robimy i zatraciliśmy ogląd, kto ma w tym większy udział: banki, politycy, media, świat gospodarczy... Jeśli mógłbym coś poradzić, to może pomyślmy bardziej o karpiu, zupie grzybowej, dobrym nastroju na święta. Im mniej będziemy się kryzysem zajmować, tym mniej będzie on groźny.

Na Śląsku nie mamy się z czego cieszyć: monokultura motoryzacyjna, kłopoty energetyki, zwolnienia w hutnictwie, brak wsparcia inwestycji w górnictwie...

Na Śląsku skupisko przemysłu wrażliwego, czyli podatnego na światową koniunkturę, jest duże i potęguję skalę zagrożeń, ale nie ma on potencjalnie gorszej sytuacji niż inne regiony kraju. Co do sektora energetycznego, to wiadomości są tylko dobre. Jako jeden z nielicznych będzie teraz doinwestowany. Stał się na świecie sektorem numer jeden. Z wielu powodów. Potrzebne będą inwestycje w nowe technologie, moce przesyłowe, w ekologię i wiele innych dziedzin związanych z energetyką. W Komisji Europejskiej inwestycje w moce przesyłowe i energetykę zajmują pierwszoplanowe miejsce. To może Śląskowi pomagać. Co do górnictwa: póki się nie nauczymy na błędach z przeszłości, to nie nauczymy się budować przyszłości. Dlatego z przeprosinami, ale chcę powiedzieć, że gdyby górnictwo w ostatnim czasie wykorzystało fantastyczną, nie istniejącą od wielu lat koniunkturę, to dziś nikt nie musiałby się zastanawiać, skąd wziąć dodatkowe 10 mln ton węgla i kilkaset milionów złotych na nowe inwestycje. Niestety, w Polsce tak jest, że jeśli wszystko idzie dobrze, nie myślimy o przygotowaniu się na gorsze czasy. W ciężkich czasach, jak obecnie, o pomoc jest jednak trudno, bo jest na nią więcej chętnych.

W polityce trzeba mieć szczęście. Paweł Poncyljusz, poprzedni wiceminister gospodarki z Prawa i Sprawiedliwości, miał do koniunktury w górnictwie szczęście...

Ale go nie wykorzystał!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikzachodni.pl Dziennik Zachodni