Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wilkołak z Hanoweru. Kanibal, który grasował po Wielkiej Wojnie [HISTORIA DZ]

Grażyna Kuźnik
Haarmann sfotografował się ze śledczymi. Uśmiecha się, jakby to był żart
Haarmann sfotografował się ze śledczymi. Uśmiecha się, jakby to był żart arc
90 lat temu morderca Fritz Haarmann dostaje karę śmierci. Jego proces jest wielką sensacją. Ujawnia też nędzę Niemiec po I wojnie światowej.

Haarmann popełniał czyny, które należą do najbardziej zdumiewających przestępstw naszych czasów. Chociaż I wojna światowa znieczuliła ludzi na zbrodnie, ten seryjny zabójca wstrząsnął Europą. Pisały o nim wszystkie gazety. Wsród jego ofiar mogli być także młodzi Ślązacy, którzy szukali w głębi Niemiec chleba. Haarmann właśnie na takich przybyszy polował.

HISTORIA ŚLĄSKA I REGIONU W DZIENNIKU ZACHODNIM [SENSACYJNE FAKTY, NIEZWYKŁE ZDJĘCIA]

Ten dziarski czterdziestolatek z wąsikiem robił dobre wrażenie; nawet sędzia, który skazał go na ścięcie toporem, przyjaźnie z nim gawędził. Wygląd i maniery Haarmanna pomagały mu w łowach. Czatował na dworcu i wypatrywał zagubionych chłopaków, których bieda zagnała do przemysłowego Hanoweru. Obiecywał im kwaterę i pracę. "Wiłkołak", jak nazywali go dziennikarze, przerabiał ich potem na kotlety.

- Ale tylko tych ładnych i zdrowych - zeznawał na sali sądowej.

W Hanowerze niby jest detektywem i ma własną agencję, ale często widuje się go na targu, jak sprzedaje mięso z przemytu. To akurat nie dziwi, bo wtedy handlują wszyscy. Wciąż panuje powojenny głód, brakuje nawet chleba, jada się powszechnie "ersatze". Chodzą straszne plotki, że niektórzy rzeźnicy mordują ludzi i sprzedają ich mięso. Ale w przypadku Haarmanna to jest prawda.

Urodził się w 1879 roku w rodzinie palacza lokomotywy, zwanego "posępny Ollo". Może dlatego, że nie brakuje mu zmartwień z szóstym dzieckiem, synem Fritzem. Nie chce się uczyć. Sąsiedzi donoszą, że brzydko zachowuje się wobec dzieci. Ojciec wysyła wtedy synalka do szkoły wojskowej w Neu Breisach, ale szybko go stamtąd wyrzucają. Podobnie z fabryki cygar. Co z nim robić?

Fritz nadal napastuje dzieci, ojciec umieszcza go w końcu w szpitalu psychiatrycznym. Ale Fritz ucieka stamtąd i próbuje żyć na własny rachunek, to znaczy kraść. Ojciec stale depta mu po piętach.

Czy przeczuwa, że syn jest potworem? Być może, bo składa do sądu wnioski o jego ubezwłasnowolnienie. Sąd jednak odrzuca te prośby, uważa Fritza Haarmanna po prostu za złodziejaszka i dewianta, jakich wiele. Ojciec próbuje inaczej. Funduje mu małą smażalnię ryb, ale Fritz kradnie nadal. W 1914 roku trafia do więzienia na pięć lat. Przesiedzi całą wojnę.

Gdy wychodzi, ojciec już nie żyje i Fritza nikt już nie kontroluje. Zostaje konfidentem policji. To się bardzo opłaca, bo otrzymuje legitymację "detektywa" , co pozwala mu bez biletu krążyć po peronach dworca kolejowego. Może też nielegalnie handlować mięsem z przemytu, policja przymyka na to oko. Mówi się, że u Fritza towar zawsze jest świeży. Z czasem jednak klienci skarżą się, że mięso ma jakiś dziwny, wodnisty smak. Jeden z nabywców przynosi nawet porcję mięsa od Fritza na policję i zgłasza, że to chyba mięso ludzkie. Ale specjalista je bada i twierdzi, że to wieprzowina. Haarmann może zabijać dalej.

Ofiar mu nie brakuje. Do Hanoweru przybywają masy bardzo młodych mężczyzn z prowincji, którzy mają nadzieję na szczęście w tym przemysłowym mieście. Już na peronie wyławia ich sympatyczny detektyw. Obiecuje mieszkanie, pracę i prawną opiekę. Wielu daje się nabrać na legitymację i w Haarmannie widzi anioła.
Co dzieje się w mieszkaniu mordercy? Czeka tam już jego wspólnik, niejaki Hans Grans. Wspólnie zabijają chłopaka. Nie wiadomo dokładnie jak; Haarmann mówi w sądzie, że to on przegryzał gardło. Śledczy uważają, że ofiarę dusił. Potem dokładnie kroili ciało na kawałki, skrobali kości. Wiadomo, że resztki w worku zakopywali nad rzeką Leine. A popakowane mięso trafiało na targ.

Na policję zaczęto masowo zgłaszać, że zaginął chłopak, który niedawno pociągiem przybył do miasta. Rodziny nachodzą komisariaty. A nad rzeką odkopano właśnie worek ze szczątkami 27 młodych mężczyzn. Policja w Hanowerze nie radzi sobie ze sprawą, więc z Berlina przyjeżdża dwóch śledczych. Bez trudu namierzają na dworcu "detektywa", który zaczepia co młodszych przyjezdnych. Rewizja w jego mieszkaniu ujawnia stosy ubrań zaginionych chłopców, starannie posortowane. Haarmann niczego nie chciał zmarnować.

Przyznaje się do zabicia 40 ofiar. Na sali sądowej denerwują go płaczące matki. - Proszę te panie usunąć - powiedział w ostatnim słowie.

***

W Niemczech długo panowała powojenna bieda. Chleba zaczęło brakować już wkrótce po wybuchu I wojny światowej, w listopadzie 1914 roku. W 1915 roku wprowadzono reglamentację pieczywa. Przed I wojną światową Niemcy importowały sporo, bo 20 proc. żywności, w tym zboże. Ale podczas wojny brytyjska flota odcięła je od dostaw zza oceanu, zmusiła też inne kraje, żeby przestały handlować z Niemcami. Z niedożywieniem w niemieckim państwie walczyło aż 125 instytucji, ale bez skutku. W 1916 roku nastąpił już prawdziwy głód, dochodziło do aktów desperacji. Przeciętny Niemiec spożywał wtedy trzy razy mniej kalorii niż wynosi norma. W kolejnych latach jedzenia było jeszcze mniej. Przegrane Niemcy nie radziły sobie z tym problemem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!