Jura Krakowsko-Częstochowska oraz Beskidy co roku przyciągają mnóstwo turystów. Wybierają hotele w okolicy, których jest sporo. Każdy oferuje coś innego – piękne widoki, ustronne miejsce, spa, czy wiele innych atrakcji. W tym roku o turystów było wyjątkowo ciężko. Branża hotelarska już odczuwa tego skutki, a końca kłopotów nie widać.
Ten rok jest praktycznie stracony
- Ten rok uważamy za stracony. Turystyka na Jurze charakteryzuje się dużą sensownością. W okresie, kiedy u nas przypada początek sezonu, tj. kwiecień, maj, czerwiec, czyli sezon szkoleniowy, komunijny, weselny, Wielkanoc, majówka, długi weekend czerwcowy, nie świadczyliśmy usług z wiadomych powodów. Pierwsze rezerwacje zaczęły spływać dopiero pod koniec czerwca. Względnie normalnie pracowaliśmy tylko do początku października, kiedy to znów odczuwalny był wpływ nowych obostrzeń - mówi Katarzyna Bacior z hotelu Fajkier na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. - Jesień z kolei jest sezonem konferencyjnym i weselnym. W tym roku tego nie ma. Nie wspomnę już o okresie Świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku, kiedy to rok w rok odnotowywaliśmy 100-procentowe obłożenie. Wypracowane fundusze z sezonu jesiennego pozwalają przeżyć martwy sezon pierwszego kwartału, który zbliża się wielkimi krokami. Ten rok zamkniemy ze spadkiem przychodów o około 80 procent – dodaje.
Każdy hotel próbuje coraz to nowych ofert, czy promocji, dzięki którym mogliby ugościć choć garstkę osób. Sytuacja jest wręcz dramatyczna – każdy turysta jest na wagę złota. Wiele z obiektów, nieco się „przebranżowiło”, zaczęli oferować catering, którego dotychczas nie mieli. To też jednak nie jest łatwe – taka oferta jest szczególnie wykorzystywana do organizacji imprez, większych spotkań, których przecież teraz nie ma. Hotele zaczęły więc oferować także wyjazdy, przystosowane do pracy „home office” w hotelowym pokoju. Zainteresowanie i tak nawet nie przypomina tego, co dzieje się zazwyczaj w obiektach na Jurze.
- Sytuacja jest tragiczna. Obecnie nie jesteśmy w stanie zarobić nawet na koszty stałe, które na takim obiekcie są ogromne, a nie zapominajmy, że zaczął się sezon grzewczy. Priorytetem jest dla nas również utrzymanie etatów naszych pracowników. Nasze rozgoryczenie i bezsilność sięga zenitu. Rozumiemy powagę sytuacji związaną z epidemią, ale jeśli "ktoś" nie pytając nikogo o zdanie, podejmuje decyzję o zamknięciu naszego biznesu, to powinien natychmiast mieć dla nas gotowe rozwiązania. A tym czasem mija kolejny miesiąc. Może po Nowym Roku? Tylko jak przetrwać ten czas? - podkreśla Katarzyna Bacior.
Ratują ich tylko kredyty
Podobnie sytuacja wygląda w Beskidach, gdzie dziś, kto może stara się wykorzystać ostatnie dni, kiedy na stokach i przy hotelach działają stoki narciarskie. A tak jest na przykład w Wiśle przy hotelu Stok. Niestety jest bardzo ciężko.
- Niestety, tak restrykcyjne obostrzenia i zakazy oznaczają dla nas to co dla reszty hotelarzy. Całkowite pozbawienie dochodu i wielka niewiadoma – jak dalej utrzymać miejsca pracy w tej ilości, w której są obecnie. Pracownicy są dla nas najważniejsi, są z nami od lat. Czasami zatrudniamy całe rodziny. Sytuacja jest właściwie beznadziejna – mówi Ewa Kawulok, zastępca dyrektora ds. sprzedaży w hotelu Stok w Wiśle.
Nie przeocz
Jak dodaje na dziś ratują nieco sytuację kredyty, zaciągnięte przez właściciela, ponieważ pomoc państwa była niestety bardzo znikoma. Od początku listopada, po wprowadzeniu obostrzeń i możliwości pobytów tylko służbowych gości było tutaj bardzo mało.
- Patrząc na infrastrukturę, jaką dysponujemy koszty są ogromne. Hotel posiada 205 pokoi, duży basen ze strefą wellness, spa, kręgielnia i oczywiście stacja narciarska z zimowym placem zabaw, karczmą i wypożyczalnią. Ogromnym zaskoczeniem było dla nas zamknięcie stoków narciarskich. Zainwestowaliśmy sporo w zmianę samej organizacji pracy w kontekście obostrzeń, naśnieżenie stoku i zatrudnienie pracowników sezonowych też zwiększyło koszty – podkreśla Ewa Kwulok. Jak podkreśla obecnie hotel, dzięki kredytom, nie zwolnił ani jednego pracownika. Nie zostały również zmniejszone etaty ani wynagrodzenia.
Zobacz koniecznie
A czego oczekują teraz hotelarze?
- Decyzje są przekazywane stanowczo za późno. Wiele poniesionych kosztów można byłoby uniknąć, gdyby informacja była rzetelna i na czas. Po ogłoszeniu kolejnych obostrzeń powinny być ogłoszone propozycje pomocy. Tego również nie ma. Strat nie odrobimy przez kolejne dwa, trzy lata. Jeśli oczywiście będziemy mogli w pełni funkcjonować – podkreśla Ewa Kawulok.
Bunt na Podhalu
Tymczasem jak informuje portal wp.pl na Podhalu są tacy, którzy nie zamierzają się podporządkować wprowadzonym właśnie obostrzeniom, ograniczającym działalność branży hotelarskiej. Jak przekazało wp.pl architekt Sebastian Pitoń z Kościeliska wystąpił z apelem, żeby nie podporządkowywać się działaniom rządu w sprawie górskiej turystyki.
- Powołując się na stare, polskie prawo – liberum veto, wolny, nie pozwalam, oświadczam, że nie zamierzam stosować się do żadnych tych bezprawnych rozporządzeń rządu, które niszczą nasze życie. Jak chcecie sobie zamykać hotele, i co tam chcecie, wszystkie swoje biznesy, to sobie zamykajcie, ale od naszych wam wara. Liberum veto. Wolny nie pozwalam – stwierdził w mediach społecznościowych Łukasz Pitoń.
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?