MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wybierz: dżuma czy cholera

Michał Smolorz
Klamka zapadła, listy wyborcze do samorządów zostały zarejestrowane, buźki kandydatów szczerzą zęby ze słupów, latarń, billboardów i przystanków.

Jedno z tego show wynika: ustabilizowanie się kasty samorządowych wyjadaczy, stających do wyborów jak do konkursu piękności. Żadnych osobistych osiągnięć, żadnych dokonań, albo jestem radnym albo chcę być radnym, potem może posłem, a dalej się zobaczy.

Jest wprawdzie na plakatach dużo nowych twarzyczek, ale niektóre robią wrażenie, jakby dopiero skończyły gimnazjum i już chcą być radnymi. Rośnie nam nowe pokolenie "działaczy", którzy postanowili nie kalać się w życiu żadną robotą, tylko wyrosnąć na zawodowych aktywistów. Może to być mandat radnego, a jak nie, to posadka w biurze parlamentarnym, garniturek lub garsonka z elanowełny, biała koszula z krawatem i noszenie teczki za posłem lub senatorem z nieodłączną słuchawką bluetooth w uchu.

Tegoroczne wybory samorządowe każą nam wyzbyć się złudzeń, że w ciałach przedstawicielskich zasiądą autentyczne elity, ludzie, którzy w swoich środowiskach zawodowych zdobyli wiedzę, doświadczenie i autorytet. Są i tacy, ale w symbolicznej wręcz mniejszości. A przecież jeśli zajrzeć do kronik naszych miast, to na przestrzeni XIX i XX wieku - od początku lokalnej demokracji w państwie pruskim - to w kolejnych składach rajców roi się od postaci wybitnych: lekarzy, adwokatów, nauczycieli, dziennikarzy, wydawców, naukowców, aptekarzy; ich nazwiska widnieją w podręcznikach historii na poczesnych miejscach. Współczesne partie zamiast takich kandydatów, oferują nam nieopierzonych młokosów bez żadnego dorobku, szeregowych janczarów z własnych szkółek, których chcą "przetrzeć w boju". Taki sobie beztroski sprawdzian dla partyjnych młodzieżówek.

Nieco więcej statecznych twarzy jest na listach komitetów skupionych wokół obecnych birgermajstrów, ale i tam jak na lekarstwo tuzów intelektu, postaci wybitnych i powszechnie szanowanych. Dominują zawodowi nieudacznicy, spełniający się jako osiedlowi aktywiści w sporach z administracją domów o wywóz śmieci i piasek do piaskownicy. Największe osiągnięcie takiego geniusza w radzie miejskiej, to załatwienie tatusiowi świateł na przejściu przez jezdnię, aby ten mógł bezpiecznie chodzić po bułki.
Prezydenci wystawiają ich, bo tacy w niczym nie zagrażają, są posłuszną maszynką do przegłosowywania jedynie słusznych uchwał w gminnej radzie. Nie mają ambicji większych niż te światła dla tatusia. Trzytysięczna dieta radnego, to zwykle dla nich bajońska suma, przewyższająca skromną rentę (to są ci wieczni "trójkowicze"), lub głodową pensyjkę. Więc nie będą się wychylać przeciw chlebodawcy, bo w następnej kadencji ów już ich nie wystawi.

Mamy tu sprzężenie zwrotne: przedstawiciele miejskich elit nie chcą wystawiać twarzy do wyborów, aby nie przeżywać porażek z nieudacznikami, co obecny system gwarantuje. Do wyborów nie chodzi blisko 75 proc. mieszkańców śląskich i zagłębiowskich miast, zaś aktywna mniejszość, to głównie klientela tych osiedlowych lub parafialnych aktywistów.

Zacni obywatele nie chodzą do wyborów, bo... nie ma na kogo głosować, zacni kandydaci nie kandydują bo... nie ma kto na nich głosować. I tak kółko się zamyka, demokracja lokalna kuleje i nic nie zapowiada zmian. Wyrosło nam wprawdzie kilka ruchów obywatelskich, które chciałyby powalczyć i zmienić ten stan rzeczy, ale są biedne jak mysz kościelna, więc nie mają szans w tej zabawie.

Ekipy dotychczasowych prezydentów mają do dyspozycji wszystkie środki gminne: domy kultury, teatry i amfiteatry, remizy strażackie, festyny, lokalne media, środki komunikacji publicznej - korzystają z tego albo za małe pieniądze, albo wręcz za darmo pod przykrywką "statutowej działalności radnych". Ekipy partyjne mają za to do dyspozycji miliony z dotacji wypłacanych stronnictwom parlamentarnym. Grupy obywatelskie za wszystko muszą płacić same, więc w tym starciu muszą polec.

Ale są też jaśniejsze punkty w tej kampanii, głównie z powodu inwencji młodszej generacji kandydatów. Pewna pani w kwiecie rozkwitłej kobiecości (lekko po trzydziestce) obwiesiła słupy swym mocno seksualnym wizerunkiem agresywnego wampa z hasłem "Wulkan energii! Sprawdzona w boju"! Nie wiadomo wprawdzie, czy w kampanii przewidziano taniec na rurze, ale i bez tego męski elektorat zapewniony. Chyba że farorz napiętnuje z ambony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!