Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z notatnika recenzentki: Marsjańska wokaliza ( „Wojna światów” w Teatrze Zagłębia)

Henryka Wach-Malicka
W Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, Weronika Szczawińska zrealizowała „Wojnę światów” wg H. G. Wellsa. Rzecz, luźno opartą na powieściowym oryginale, wraz z reżyserką, adaptował dramaturg Piotr Wawer jr., także autor opracowania muzycznego. „Opracowanie” nie sprowadza się tu jednak do klasycznego doboru tła muzycznego, lecz jest autorską, precyzyjną, momentami bardzo skomplikowaną, partyturą.

Rozpisaną na głosy (lub milczenie) aktorów, ruch ich ciał, powtarzanie niektórych fraz tekstu czy pojedynczych sylab. Taki zabieg stylistyczny nie jest w pracy Weroniki Szczawińskiej nowością, lecz jej teatralnym charakterem pisma. Oparcie spektaklu na rytmie wymaga natomiast od aktorów piekielnej dyscypliny i czujności, nawet kilkunastosekundowe spóźnienie się z kwestią, rozbija bowiem płynność narracji innych postaci. Trudno sobie wyobrazić, jak ciężką pracę wykonać musieli aktorzy Teatru Zagłębia, by sprostać wyzwaniu, ale sprostali mu koncertowo. Równie trudno jednak zrozumieć czemu ten wysiłek miał służyć.

Przerost formy czyni spektakl po prostu nieczytelnym. W intencjach realizatorki, w interpretacji, w uzasadnieniu wybranej konwencji. Kto zna powieść, od biedy odnajdzie na scenie kilka myśli i egzystencjalnych lęków, jakimi Wells dzielił się z czytelnikami. Kto zna historię opartego na książce słuchowiska, które część słuchaczy wzięła za prawdziwą informację o ataku Marsjan na Amerykę i w panice próbowała uciekać z domu, ten odnajdzie w ścieżce dźwiękowej spektaklu odgłosy, imitujące szum stacji radiowej. I tyle.

Pozostały czas (ponad godzinę) wypełniają jęki, kaszlnięcia, pomruki, szumy, pantomimiczne gesty, dziwne miny i konwulsyjne ruchy bohaterów, połączone czasem urywkami zdań. Jeśli to miało wywołać w widzach uczucie nieokreślonego niepokoju (np. przed obcymi), to sorry, ale masz problem, Teatrze Zagłębia. To nie jest przedstawienie, o którym chciałoby się myśleć, dyskutować i w ogóle coś za jego przyczyną przeżywać. Trudno się nim przejąć, bo tak naprawdę nie ma czym. Ze sceny nie pada zachęta do rozmowy, nie ma osi, wokół której koncentrować by się mogła nasza, odbiorców uwaga. Jest tylko precyzyjna wokaliza plus sprawny ruch.

Problemem sosnowieckiej inscenizacji nie jest jednak jej hermetyczna, matematyczna struktura. Problemem jest jakieś, w gruncie rzeczy, zlekceważenie tekstu oryginału, w którym liczba pytań jest przecież większa niż odpowiedzi. Nie wszystkie są do dziś aktualne (rok wydania: 1898), ale niektóre brzmią ostrzej niż ponad wiek temu. Dlaczego ludzkość, można pytać za Wellsem, rości sobie prawo do podporządkowania i nieokiełznanego wykorzystania potencjału Ziemi? Dlaczego jedni ludzie, grzęznąc w schematach (politycznych, obyczajowych) upokarzają i skazują na niebyt innych ludzi? Czy Marsjanie to Marsjanie, czy raczej symbol wszystkich obcych, których z definicji (!) uważamy za wrogów. A może nasz, człowieczy lęk przed Kosmosem ma jednak jakieś sens?

Jest o czym myśleć, ale nie po tym spektaklu. Dlatego polecam... książkę. Nota bibliograficzna: Herbert George Wells „Wojna światów”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!