Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagrożenie koronawirusem w autobusie jest mniejsze niż wskazują ograniczenia. Karolczak: "Kierowca ma zatrzymywać pasażerów własnym ciałem?"

Marcin Zasada
Marcin Zasada
Kazimierz Karolczak.
Kazimierz Karolczak. Arkadiusz Gola / Polska Press
- Włoscy naukowcy wskazali, że wszystkie środki transportu, jak autobusy, samoloty czy pociągi odpowiadają za 0,1 proc. przypadków koronawirusa w tym kraju. To całkowicie sprzeczne z ograniczeniami stosowanymi m.in. w autobusach czy tramwajach w Polsce. A w Polsce, przeciwnie niż np. we Włoszech nie przeprowadzono w tej sprawie żadnych badań - mówi Kazimierz Karolczak, przewodniczący Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii.

Jak dotkliwe będą straty w transporcie publicznym w Metropolii wskutek epidemii i związanych z nią ograniczeń?
Około 20 mln zł. Ale to wyliczenia nieuwzględniające nowych obostrzeń, przy których sprzedaż biletów znów maleje. Więc szykujemy się na najgorsze.

Kto te straty pokryje?
Miasta. Transport jest finansowany z ich składek i zgodnie z przepisami, to miasta muszą zapłacić za faktyczne koszty komunikacji. Metropolia, zgodnie z ustawą, nie może do tego dokładać. Jakieś rozwiązanie mógłby zaproponować rząd, ale chyba nie ma takich intencji.

Podwyżka biletów?
Jest bardzo prawdopodobna, bo sytuacja jest coraz gorsza. Na razie z prezydentami umówiliśmy na pełną analizę tej sprawy na grudzień, by decyzje o podwyżce cen podejmować na podstawie wiedzy z całego roku.

Nie przeocz

Straty, bo autobusy przez całe miesiące w tym roku wożą powietrze. A Niemcy i Włosi właśnie dowodzą, że tzw. zbiorkom jest bezpieczny.
W Niemczech, we Włoszech, a także m.in. we Francji przeprowadzono badania, z których wynika, że ryzyko zakażenia w autobusach i tramwajach jest niewielkie, a łączna liczba zakażeń w środkach komunikacji publicznej to margines. Włoscy naukowcy wskazali, że wszystkie środki transportu, jak autobusy, samoloty czy pociągi odpowiadają za 0,1 proc. przypadków koronawirusa w tym kraju. To całkowicie sprzeczne z ograniczeniami stosowanymi m.in. w autobusach czy tramwajach w Polsce.

One też z czegoś wynikają. Z zaleceń Polskiej Akademii Nauk, by unikać zatłoczonych pojazdów komunikacji miejskiej, w których „łatwo zarazić się koronawirusem lub grypą”?
W Polsce, przeciwnie niż we Włoszech czy w Niemczech, nie przeprowadzono żadnych badań. Zresztą, takie wyliczenia prowadzi się dziś na całym świecie. W Stanach Zjednoczonych zarejestrowano 2,2 tys. zakażeń w transporcie na 100 tys. pasażerów, czyli dokładnie 2,2 proc. W Hiszpanii jeszcze mniej: 1,6 proc., na tej samej próbie badanych. Opinia PAN żadnymi badaniami poparta nie jest, nie podaje też żadnych podstaw wskazań, by unikać komunikacji miejskiej. Do ZTM nie zgłosił się ani jeden pasażer ze skargą, że zaraził się w autobusie. Pamiętajmy jednak, że ta opinia jest nowa, więc rząd nie mógł brać jej pod uwagę podczas wdrażania ograniczeń przy pierwszej fali epidemii. Efekt jest jednak taki, że już wcześniej niedofinansowany transport dziś jest w katastrofalnym położeniu, bo przy stuprocentowym skupieniu na walce z koronawirusem, rząd traci z pola widzenia problemy innych polityk państwa. A degradacja i wykluczenie transportowe to realne wyzwanie dla całego kraju.

Musisz to wiedzieć

Nie bardzo rozumiem, dlaczego w autobusach miałoby być bezpiecznie, skoro np. w szkołach czy sklepach do końca nie jest.
W autobusach i tramwajach jest duża wymiana powietrza. Po drugie, dystans w maseczce możliwy jest przy mniejszym ograniczeniu pojemności tych autobusów. W porządku, załóżmy, że nie wiemy tego na pewno, tak nam się wydaje. Ale rządowi wydaje się coś odwrotnego, a decyzje o ograniczeniach i tak podejmuje intuicyjnie. Dobrze, że próbuje zabezpieczyć obywateli, ale należy robić to w zrównoważony sposób, tymczasem wprowadzane od początku epidemii restrykcje są w transporcie nie tylko zbyt surowe, ale i niemożliwe do egzekwowania. Kto ma policzyć, czy autobus w Rudzie Śląskiej, dziś w czerwonej strefie na pewno przewozi tylko 30 procent pasażerów i nie więcej?

Zobacz koniecznie

Nie wiem. Kierowca? Konduktor?
A może policja? Ja też nie wiem, ustawodawca nam tego nie wytłumaczył. Ale to połowa problemu, ponieważ nie ma szans, by weryfikować pojemność autobusu na każdym przystanku. Załóżmy, że czeka na niego 100 osób. Może wsiąść tylko 30? Kierowca ma to skontrolować? I co zrobić? Zatrzymać 31. pasażera własnym ciałem? Co z resztą ludzi? Żeby zapewnić podobną ofertę przewozową w warunkach epidemii, musielibyśmy potroić tabor, czyli dokupić ze 3 tysiące pojazdów. Do tego trzeba byłoby zatrudnić podobną liczbę kierowców. Nie jest to możliwe, ani finansowo, ani czasowo, ani organizacyjnie.

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera