Nie ma powodu, by wybory prezydenckie przekładać. To stanowisko Jarosława Kaczyńskiego sprzed 10 dni obowiązuje i będzie mobilizować partyjnych żołnierzy do czasu, aż prezes przemówi po raz kolejny. Tak jest i było w polityce jeszcze zanim usłyszeliśmy o koronawirusie. Jednak nawet politycy PiS, nawet Ryszard Terlecki, który straszy dziś samorządowców, wiedzą, że żadnych wyborów 10 maja nie będzie i nie się nawet nad czym zastanawiać.
Skoro wiedzą, po co w kuriozalnych okolicznościach zmienili kodeks wyborczy, podpinając zmiany pod pakiet antykryzysowy? PiS wie, że wyborów nie będzie, ale chce zrobić absolutnie wszystko, żeby wybory się odbyły, gdyby przypadkiem sytuacja z epidemią zaczęła się poprawiać. No jasne, nawet jeśli zacznie się poprawiać, wybory, setki tysięcy ludzi w lokalach wyborczych mogą nam w jeden dzień zrobić wielką Lombardię. Ale jeśli Andrzej Duda nie wygra 10 maja, może nie wygrać 10 października i na pewno nie wygra 10 maja 2021 roku, gdy ludzie będą szukać winnych utraty pracy, plajty, żeby nie wspomnieć o gorszych rzeczach.
Taka kalkulacja zawiera oczywiście elementy upiorne, ale władza w takich momentach jak ten rzadko pokazuje ludzkie oblicze. Dlatego hipotetyczny bunt, czy raczej wyborczy sabotaż samorządowców (m.in. nieudostępnienie rejestrów wyborców i lokali pod siedziby komisji) wygląda na tak ludzki i racjonalny. W miastach średniej wielkości typu Katowice, Bytom czy Sosnowiec potrzeba z 1,5 tys. osób do pracy przy organizacji wyborów. Kto i gdzie ich przeszkoli? W Katowicach mieszka ponad 90 tys. ludzi w wieku, który kwalifikowałby ich do głosowania korespondencyjnego. W Sosnowcu prawie 70 tys. Kto umożliwi im głosowanie? Może drony z „Programu dla Śląska”?
Ciężko uwierzyć, że trzeba rozwiązań ostatecznych, by wycofać się z czegoś tak absurdalnego. Całe to zjawisko pokazuje jednak, że w PiS wciąż obowiązuje polityczna doktryna sprzed koronawirusa. Świadomie czy nie, PiS testuje jak daleko może posunąć się w kolejnym obszarze państwa, w którym jego wpływy są wciąż znikome. Szaleje epidemia, a tu dalej trwa badanie wytrzymałości polskiego porządku demokratycznego i konstytucyjnego albo raczej tego, co z niego zostało. Tak, właśnie teraz najbardziej liczy się to, że Chęciński, Sutryk albo Trzaskowski woleliby innego prezydenta niż Andrzej Duda. I to, że Platformie zjechało w sondażach.
Niech w końcu PiS pomyśli, jakie państwo zostawi po swoich rządach. A przede wszystkim: komu je zostawi. Jeśli ziszczą się czarne scenariusze i z domów wyjdziemy prosto na największy kryzys ekonomiczny i społeczny, jaki kiedykolwiek przeżyliśmy, prędzej czy później będzie grozić nam inwazja szemranych populistów. Niech w końcu wszystkie Ryszardy Terleckie, zamiast wojować z samorządami i straszyć ich utratą stanowisk, spojrzą w przyszłość za 10 maja. Wszystkie prawne i państwowe luzy, które stworzono i które rodzą się w obliczu dzisiejszego chaosu, zemszczą się bezlitośnie. Wtedy widok posła Terleckiego w koszulce z napisem „Konstytucja” będzie już tylko mało zabawnym memem.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?