Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawód nauczyciela daje ogromną satysfakcję

Monika Krężel
Fot. Mikołaj Suchan
Lubię młodzież, wielu rzeczy się od niej uczę - mówi Mariusz Leorman, nauczyciel w Zespole Szkół Ekonomiczno-Usługowych w Gliwicach

Z Mariuszem Leormanem, nauczycielem w Zespole Szkół Ekonomiczno-Usługowych w Gliwicach, zwycięzcą w konkursie na najlepszego wychowawcę województwa śląskiego, rozmawia Monika Krężel
Za co kocha się uczniów?
Za całość. Chociaż chyba przede wszystkim za to, że są szczerzy, a także bezkompromisowi. Myślę, że moi uczniowie nigdy mnie nie okłamali, mamy do siebie zaufanie. Potrafią do mnie przyjść ze swoimi sprawami i jakoś staramy się je rozwiązywać. A gdy widzą, że niekiedy nie czuję się zbyt dobrze, jestem zmęczony, to w klasie jest idealny spokój. Potrafią wyczuć moje nastroje, co też się ceni.

Jakie cechy powinien mieć dobry wychowawca?
Trzeba lubić dzieci i młodzież. Jeśli ktoś nie lubi dzieci, wykonuje pracę z przymusu czy z przypadku, uczniowie błyskawicznie to wyczuwają, rozszyfrują taką osobę. Wtedy nie nawiążą się między nimi bliższe więzi. Kolejna rzecz to szczerość, nauczyciel nie powinien kłamać. Wychowawca powinien też pomagać uczniom we wszystkich sprawach, także osobistych, jeśli do niego się zwrócą.

Ostatnio klasa chciała rozmawiać o różnych rodzajach miłości. Wyszła fajna, dojrzała dyskusja

Młodzież chętnie zwierza się panu ze swoich problemów?
Tak, często mówią mi o wszystkim. Pamiętam, jak kilka lat temu byłem wychowawcą klasy w szkole zawodowej. Jedna z dziewczyn była molestowana przez ojca, dowiedziałem się o tym. Sprawa trafiła do sądu, ale dziewczyna odwołała zeznania, bo matka ją do tego przymusiła. Miałem przez to trochę nieprzyjemności. Jest jeszcze jedna rzecz, która umacnia więzi z uczniami. Są to wspólne wycieczki i wyjazdy. Rok temu byłem z moją w klasie w Wiśle na trzydniowej wycieczce. Obawiałem się, jak klasa się zachowa, czy ktoś nie przemyci alkoholu itd. Okazało się, że było super. Chodziliśmy cały czas po górach, nie było żadnych incydentów. A właściciel pensjonatu, w którym mieszkaliśmy, przysłał pismo do naszego dyrektora z podziękowaniem za takie zachowanie. Napisał, że taka grupa jeszcze mu się nie zdarzyła.

Pańscy uczniowie nie palą papierosów?
Myślę, że parę osób podpala, ale robią to dyskretnie. W tym roku kończą 18 lat. Za rok zdają maturę.
Czy wychowawca powinien być dyspozycyjny w stosunku do swoich uczniów.
Tak, ja z moimi mam kontakt esemesowy i telefoniczny. Jeśli coś się dzieje, to od razu interweniuję. Dzwonię, żeby pamiętali, że mają na przykład poprawić oceny. Na początku, w pierwszej klasie, zastanawiałem się, czy to dobry pomysł, że znają mój numer telefonu komórkowego. Bałem się, że będą wydzwaniać do mnie bez przerwy. Okazało się, że w ogóle tego nie nadużywają, dzwonią tylko w pilnych sprawach.

W uzasadnieniach do konkursu pańscy uczniowie napisali, że ich wychowawca "zawsze nas zrozumie, w każdej sprawie możemy na niego liczyć, ma superpodejście do uczniów, jest miły, uśmiechnięty, zaradny, potrafi nauczyć itd.". Fajnie jest mieć taką klasę?
To jest najlepsza klasa spośród wszystkich, które do tej pory miałem. Większa część moich uczniów pochodzi z małych miejscowości położonych wokół Gliwic. Te dzieci są dobrze poukładane, wychowane, u niech jest i "dziękuję", i "przepraszam", nie ma chamstwa, brzydkich odzywek. Czasem są rozgadani, ale wiadomo, to jest przecież młodzież. Nigdy nie przekraczają granic, wiedzą, na co sobie mogą pozwolić. Ujęli mnie podczas pierwszej klasowej wigilii. Zastanawiałem się, czy ją zorganizować, bo a nuż ktoś będzie jadł czipsy i nie zachowa się odpowiednio. A oni przygotowali białe obrusy, sianko, tradycyjne potrawy wigilijne i śpiewali kolędy. Moja klasa potrafi też sobie kupić innych, zyskać sympatię. Do tego uczniowie trzymają się razem, jeden staje murem za drugim. Ostatnio była taka sytuacja, że jedna z dziewczyn nie chodziła do szkoły, była groźba, że może nie zdać do ostatniej klasy. Moi uczniowie pojechali do jej domu prywatnym samochodem i przekonywali, że musi się uczyć. Teraz nadrabia zaległości i są duże szanse, że jej się uda.
Uczniowie napisali, że lubią swojego wychowawcę, bo zawsze staje po ich stronie. Walczy pan o nich jak lew?
Czasami za bardzo. Trzeba jednak porozmawiać z jedną czy drugą osobą o tym, że dziecko ma słabsze stopnie i nie uczy się dlatego, że ma bardzo ciężką sytuację w domu.

Ma pan szczęście do wychowanków?
Chyba tak. Do dzisiaj pamiętam moją drugą świetną klasę ze Szkoły Podstawowej nr 7 w Gliwicach. Byłem tam wychowawcą w połowie lat 80., zwiedziliśmy razem kawał Polski, byliśmy w Tatrach, Pieninach, Bieszczadach. Jestem przewodnikiem beskidzkim, więc było mi łatwiej prowadzić moją klasę i organizować rajdy. Do dzisiaj mam z moimi uczniami kontakt, oni dzwonią, piszą, ostatnio widzieliśmy się na szkolnym festynie. Wiem, co u nich się dzieje, jedna z osób zaprosiła mnie na swój ślub. Dostaję od nich ciągle kartki z wakacji i życzenia na Dzień Nauczyciela. Byłem też wicedyrektorem szkoły zawodowej w Gliwicach. Tam też miałem wychowawstwo. Była to klasa trudniejsza, bo wielozawodowa, ale też do dzisiaj z niektórymi osobami się kontaktuję.

Co robi pan z klasą na godzinie wychowawczej?
Bardzo różne rzeczy. Najwięcej czasu zajmują nam sprawy bieżące, ale dyskutujemy też na różne tematy. Ostatnio klasa chciała porozmawiać na temat różnych rodzajów miłości. Wyszła fajna, dojrzała dyskusja.

Praca wychowawcy kojarzy się z uzupełnianiem tony papierów, dokumentacji. Jak to połączyć z pracą dla uczniów?
Przerost biurokracji jest tak ogromny, że napawa nas zgrozą. Mówię o nauczycielach, wychowawcach i dyrektorach. To liczenie dziennika, usprawiedliwień, nieobecności, dbanie, żeby prawa strona podliczonych cyfr zgadzała się z lewą doprowadza niektórych do szaleństwa. Do tego dochodzi pisanie sprawozdań, nie tylko w formie elektronicznej, ale i na papierze. Tak jest we wszystkich szkołach. Podobnie jest ze zdobywaniem stopni awansu. Na szczęście zmieniły się trochę przepisy, nie trzeba już tak skrupulatnie zbierać papierków do swojej teczki. Ja nie lubię czegoś takiego. Nie muszę mieć potwierdzenia na papierze, że coś zrobiłem.

Dlaczego zdecydował się pan na pracę w szkole?
Nie wyobrażam sobie pracy za biurkiem, lubię, jak się coś dzieje. Zauważyłem też, że lubię kontakt z młodzieżą, ja też się od niej wielu rzeczy uczę i dużo od niej dostaję. To bardzo miłe, jak po latach dzwonią i pamiętają o mnie. Nie dałby mi tego żaden inny zawód. Nigdy nie chciałbym być dyrektorem czy wicedyrektorem, mimo że skończyłem studia podyplomowe z zarządzania placówkami oświatowymi. Wolę uczyć.

Jak ważne są kontakty z rodzicami uczniów?
Bardzo ważne, ale trudniejsze niż z młodzieżą. Różnie bywa z rodzicami. Jest grupa, która niezbyt chętnie pojawia się na wywiadówkach. Zwykle chodzą ci, którzy tak naprawdę nie po-winni, bo ich dzieci dobrze się uczą i nie ma z nimi problemów. Jest też oczywiście grupa rodziców bardzo zaangażowanych.

Za rok pana klasa zdaje maturę. Trudno się będzie rozstać?
Chyba się popłaczę, jak będą odchodzić, bo to takie fajne dzieciaki.

***
Mariusz Leorman jest wychowawcą 27-osobowej klasy trzeciej, hotelarskiej, Technikum nr 5, wchodzącego w skład Zespołu Szkół Ekonomiczno-Usługowych im. Króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w Gliwicach. Uczy w szkole od 1985 r., skończył biologię. Pracował też w SP nr 7 w Gliwicach, przez 5 lat był zastępcą dyrektora w jednej ze szkół zawodowych. Zwyciężył w konkursie na najlepszego wychowawcę, ogłoszonym przez "Polskę Dziennik Zachodni" w ramach programu "Szkoła bez przemocy".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!