Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bytom. Zbierający podpisy pod referendum w sprawie odwołania prezydenta Mariusza Wołosza są przepędzani przez Straż Miejską

Magdalena Grabowska
Magdalena Grabowska
Wideo
od 16 lat
Od kilku dni w Bytomiu, m.in. na ulicy Dworcowej można spotkać grupę osób, która zbiera podpisy pod referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta Mariusza Wołosza i Rady Miejskiej. Jak twierdzą inicjatorzy akcji, są przepędzani przez Straż Miejską, która podlega Miejskiemu Urzędowi Miasta w Bytomiu. - Referendum jest zgłoszone do komisarza wyborczego, więc możemy oficjalnie zbierać podpisy na terenie miasta - mówi ze zdziwieniem Artur Kamiński, pełnomocnik inicjatora referendum w Bytomiu. Czy interwencje Straży Miejskiej są w tym przypadku uzasadnione?

Na ulicy Dworcowej w Bytomiu już od kilku dni możemy spotkać grupę, która zbiera podpisy pod referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta Mariusza Wołosza i Rady Miejskiej. Przypomnijmy, że jeszcze w kwietniu mieszkańcy Bytomia przed Urzędem Miejskim zwołali konferencję prasową, żeby ogłosić swoją inicjatywę. Jak twierdzili, nie są powiązani z żadną partią polityczną ani stowarzyszeniem. Pomysł miał zrodzić się w mediach społecznościowych, gdzie na jednej z grup mieszkańcy wyrażali swoje niezadowolenie z obecnych rządów w Bytomiu.

- Mamy dosyć arogancji władz w Bytomiu. Mariusz Wołosz poszedł do wyborów z hasłem "Bytom to nie hasiok". No niestety wynika, że było to tylko hasło, ponieważ jak pokazuje raport WIOŚ - hasiok jednak jest w Bytomiu. Na wysypisku przy Jana Pawła II są rażące zaniedbania. Jest tam bomba ekologiczna, która cyka i może dojść do zatrucia środowiska. Drugim takim miejscem jest ulica Magdaleny na pograniczu Radzionkowa i Bytomia. Tam płynie rzeka Szarlejka, także to grozi katastrofą ekologiczną - twierdzi Artur Kamiński.

Remont ulicy Dworcowej - to właśnie tutaj zbierają podpisy pod referendum

Kolejnym powodem, dla którego grupa zdecydowała się zorganizować referendum jest długo trwający remont ul. Dworcowej w Bytomiu.

- Remont, już prawie dwuletni, który miał się zakończyć w listopadzie zeszłego roku. Kolejnym terminem oddania był koniec maja. Jak widać dookoła remont nadal trwa i końca nie widać. Tłumaczenia są bardzo abstrakcyjne. Mówi się, że były złe warunki pogodowe, ale cały maj był suchy i były idealne warunki, żeby dokończyć te roboty. W dodatku są one nieodpowiednio zabezpieczone. Łatwo o wypadek. Skarżą się też przedsiębiorcy, że mają utrudnione warunki pracy i odpływają im klienci - twierdzi Artur Kamiński.

Jak wyjaśnił nam Urząd Miejski w Bytomiu, za niedotrzymanie terminu wykonawca będzie musiał zapłacić karę.

- Zgodnie z zapisami umowy za nieterminowe wykonanie przedmiotu umowy zamawiający nakłada kary na wykonawcę, lecz precyzyjna wartość dotycząca nałożonych kar, będzie mogła zostać określona po zgłoszeniu gotowości odbioru przez wykonawcę - odpowiedziało nam Biuro Prasowe Urzędu Miejskiego w Bytomiu.

Właśnie przez długo trwający remont inicjatorzy referendum postanowili zbierać podpisy właśnie na ulicy Dworcowej w Bytomiu.

- To miejsce jest szczególnie, pokazuje jak rządzą Mariusz Wołosz z Michałem Biedą naszym miastem - wyjaśnił Artur Kamiński.

Straż Miejska interweniuje. Nie można zbierać podpisów pod referendum na ul. Dworcowej?

W sobotę 10 czerwca, gdy grupa zbierała podpisy, została zatrzymana przez Straż Miejską, podlegającą Urzędowi Miejskiemu w Bytomiu.

- Była to sytuacja absurdalna. Za pierwszym razem, kiedy zbieraliśmy podpisy na ul. Dworcowej to przyjechali strażnicy, którzy poinformowali nas, że absolutnie nie mamy prawa, by je zbierać. Kazali nam się zebrać i tak zrobiliśmy - opowiada Julia Kamińska, która tego dnia zbierała podpisy pod referendum.

- Później zapytali się nas, gdzie idziemy, co było trochę alarmujące. Następnie stwierdzili, że gdziekolwiek nie pójdziemy, będziemy potrzebowali zgody gminy, zgody prezydenta, na którego zbieramy podpisy, co jest kompletnym absurdem. Natomiast tego pierwszego dnia postanowiliśmy, że nie będziemy wszczynać żadnych kłótni, więc odeszliśmy - dodaje.

To jednak nie był koniec. Następnego dnia grupa znowu została zatrzymana przez Straż Miejską.

- Kolejnego dnia sytuacja była podwójnie kuriozalna. Straż Miejska jeździła samochodem, szukając nas. Spotkali nas dopiero po całej akcji zbierania podpisów - opowiada Julia Kamińska. - Jest już zgłoszone referendum, także tutaj nie ma żadnej podstawy, żeby nas zatrzymywać, natomiast strażnik powiedział, że podstawą do tego jest nielegalne umieszczanie plakatów bez zgody zarządcy. Gdy zapytaliśmy się kim jest zarządca, okazało się, że jest nim prezydent. Ponownie okazało się, że potrzebujemy zgody prezydenta, by zbierać podpisy przeciwko niemu, co jest nienormalne - dodaje.

Jak wyjaśnia Urząd Miejski w Bytomiu, interwencja Straży Miejskiej była związana z gruntowną przebudową ulicy.

- W związku z tym, że ul. Dworcowa jest placem budowy, każdorazowe wystawienie jakiegokolwiek stoiska wymaga uzyskania zgody kierownika budowy. Takiej zgody wystawcy nie mieli, dlatego strażnicy miejscy 7 czerwca podjęli interwencję po otrzymaniu prośby od wykonawcy inwestycji przy ul. Dworcowej. Z wyjaśnień strażników miejskich wynika, że stolik został ustawiony w miejscu, w którym poruszała się koparko-ładowarka, a osoby przy stoisku nie zwracały uwagi na prowadzone prace budowlane - twierdzi Małgorzata Węgiel-Wnuk, rzeczniczka prasowa Urzędu Miejskiego w Bytomiu, dodając, że każdorazowe zajęcie pasa drogowego wymaga złożenia wniosku i uzyskania stosownej decyzji, a takiej wystawcy również nie okazali.

Według relacji Julii Kamińskiej, interwencji Straży Miejskiej było jednak więcej, a ich powód nieco inny.

- Sytuacja miała miejsce na ulicy Dworcowej i obok Rynku. - Strażnik próbował nas zastraszyć, mówiąc, że następnym razem spotkamy się w bardziej oficjalnych okolicznościach. Zasłaniał się przepisem, że strażnik ma prawo wylegitymować w uzasadnionej sytuacji. Kiedy zapytaliśmy się jaka jest ta uzasadniona sytuacja, już nie potrafił odpowiedzieć i stwierdził, że oni z nami tylko miło rozmawiają - twierdziła Julia Kamińska.

Dodała jednak, że faktycznie Straż Miejska wspominała o otrzymanym zgłoszeniu i zgodzie, z tym, że nie kierownika budowlanego lecz zarządcy.

- Swoją interwencję uzasadniali tym, że otrzymali zgłoszenie. Było prawdopodobnie wymyślone, bo podali adres niezgodny z tym, gdzie faktycznie byliśmy. Usłyszeliśmy, że mamy mieć zgodę zarządcy, czyli prezydenta na to, żeby tutaj w ogóle, jak rozumiem, przemieszczać się po mieście, na to wychodzi - dodała. - To były bardzo ogólne stwierdzenia, które miały zabrzmieć poważnie, a generalnie opierali się o ustawę o straży miejskiej. Nie było jakiegoś konkretnego związania z przepisami prawa, które zabraniają zbierania podpisów - dopowiedział Artur Kamiński.

Nie przeocz

Zobacz także

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera