MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Afery wracają (echem) na nasz Śląsk

Jan Dziadul
Jan Dziadul
Jan Dziadul arc.
Wystarczy, że ktoś puści bąka o przekrętach w handlu węglem to - jak trafnie zauważył Marek Twaróg - oczy kraju kierują się na śląskie kopalnie. Bo w jakimże innym kokonie pospolite poczwarki wykwitałyby w tak frapujące węglowe afery? A kto za nimi może stać, jak nie nasi "czarni baronowie"?

Hola, rodacy - nie tym razem! Dzisiejsze węglowe przekręty (za którymi stoją rzekomo podbydgoskie składywę-gla.pl), to wynik deficytu węgla i puszczonego na żywioł rynku wewnętrznego. Jeśli pańskie oko konia tuczy, to w przypadku górnictwa oko to jest powleczone zaćmą. Pan (państwo) wycofał się z właścicielskiego nadzoru nad swoim majątkiem i przyznaje: nie mam pomysłu, co dalej. Dzisiejsi czarni baronowie to kupa wystraszonych prezesów i dyrektorów kopalń oraz spółek. Jedyną ich obsesją jest znalezienie pieniędzy na kolejną wypłatę.

To sfrustrowani bossowie, którzy nie wiedzą, co zrobić z węglem zalegającym przykopalniane składy liczonym w miliony ton. Spuścić na cenie poniżej kosztów wydobycia nie mogą, bo grozi im prokurator. Paragraf - niegospodarność. Na to mógłby sobie pozwolić państwowy właściciel, ale jakoś się nie kwapi. Na eksport nie da się tego wypchnąć, bo jakość marna jak na standardy europejskie. A może (chodzą mi po głowie przypadki z lat 80.) takie węglowe hałdy mogłyby ulec, w sposób naturalny rzecz jasna, powiedzmy - samozapaleniu? Kto wie, o co chodzi, ten wie. Nikomu nie będę podpowiadał.

Kiedyś to byli baronowie! Wszystko się wzięło z tego - przypomnę - że do 1990 roku kopalnie nie sprzedawały węgla, tylko go produkowały - więcej i więcej. I dostarczały pod wskazany adres. Byłym pracownikom Węglozbytu łza się w oku kręci za tamtymi latami. Kolejki z całego kraju (różne spółdzielnie, pegeery - wymieniam tylko najmilszych klientów) z koszykami prawdziwków, przednimi kiełbasami, swojską wódeczką i innymi cymesami - żeby tylko zdobyć węgiel na zimę. I ta sprawna w latach PRL-u dystrybucja urwała się po zmianie ustroju. Padły energochłonne przemysły - a kopalnie fedrowały na całego. Rosły więc hałdy, przy których dzisiejsze, to mały pikuś. W kopalniach nie było mądrych - jak i gdzie to wszystko opchnąć?

Wytworzyła się taka sytuacja, że jedynym towarem deficytowym w górnictwie stał się żywy pieniądz. Ale przecież my, Polacy, mamy rozumy nie od parady. W sytuacjach kryzysowych - szczególnie. Wiadomo też, że na wojnach i biedzie najłatwiej się wzbogacić. Tak więc nasze kopalnie, bez których nadal Śląska nie widzimy, oplecione zostały siecią prymitywnych i wyrafinowanych intryg. Wet za wet.

Z tych prostych warto wspomnieć znikające spółki. Na początku lat 90. między samodzielnymi kopalniami a odbiorcami węgla (energetyka, wielki przemysł) pojawiło się tysiące pośredników. Ktoś podpowiedział wówczas, że na tym właśnie polega wolny rynek. Tak więc kopalnie sprzedawały węgiel elektrowniom za płotem - z pomocą obcej firmy. Pośrednik nie mógł działać bez zgody węglowych szefów. Zaczęła obowiązywać korupcyjna zasada: żyj i daj żyć innym.

Do tego kopalnie sprzedawały każdemu, kto się zgłosił - stosując odwleczone na miesiące terminy płatności. Potem okazywało się, że takie spółki-krzaki znikały, a wraz z nimi diabli brali całe składy węgla.

Kombinowano też z jakością - z kopalni wychodził towar marnego sortu i w takiej też cenie, a w głębi kraju pojawiał się - w łańcuszku pośredników - jako prima sort. Albo: lipny eksport. Węgiel dla zagranicy miał sporo niższą cenę niż na kraj, był zwolniony z VAT-u, a kolej dawała eksportowi niższe taryfy. Sfingowany eksport próbowano zablokować koniecznością przedstawienia dokumentów granicznych - że transport wyjechał z kraju. Pojawili się więc usłużni celnicy, a kiedy ich namierzono i trudno było znaleźć chętnych do fałszowania dokumentów - pojawiły się na Ukrainie, Czechach i Słowacji (ale w Niemczech już nie!) spółki importujące polski węgiel. Jednym przejściem pociągi wyjeżdżały z Polski, innym wracały.

W śród wyrafinowanych metod do najciekawszych należał handel wierzytelnościami kopalń - długi skupowano od tych firm, którym górnictwo nie płaciło. W skrótowym slangu chodziło o to, że za "50-60" brano węgiel wart na bramie kopalni "100" i więcej. Przed laty prokuratura podawała, że w skali kraju toczy się 200 tzw. węglowych śledztw. Jednak w większości poza Śląskiem. Nasze kopalnie próbowały ciulać, ale bardziej były ciulane.

Tamte historie to jednak przeszłość. Elementem wspólnym z dzisiejszym stanem górnictwa jest tylko brak żywych pieniędzy. Handel węglem jakoś się ucywilizował. To rynek wart 10 mld zł rocznie - smakowity kąsek dla potencjalnych kombinatorów.

Jan Dziadul,
publicysta


KATASTROFA SAMOLOTU POD CZĘSTOCHOWĄ: OPINIA EKSPERTA, ŚWIADKOWIE, RELACJA
*Kobieca strona Mundialu 2014 jest najciekawsza SPRAWDŹ
*Jakie będzie lato? Zobacz prognozę pogody na lipiec 2014 i zaplanuj urlop
*Jakie imię dla dziecka? Zobacz Księgę Imion Męskich i Żeńskich i wybierz
*Dawniej Dom Prasy, dzisiaj Biuro Obsługi Mieszkańców Katowic ZDJĘCIA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera