Nowi jeźdźcy Apokalipsy

Tymczasowa komisja zakładowa "S" liczy na razie tylko czterech śmiałków. Wśród nich jest motywowany genetycznie Przemek Kowalski, którego ojciec był delegatem na I Zjazd Krajowy Solidarności. Kiedy wieść się rozniosła po sieci w całym kraju, koledzy z innych marketów serdecznie założycielom gratulowali. Cud boski, że stać ich było na tyle. W wolnej Polsce, w 29. rocznicę założenia i 20. reaktywacji "S", do działalności związkowej muszą ludzi namawiać tajni emisariusze Piotra Dudy, szefa śląsko-dąbrowskiej "S". Robią to chyłkiem, między półkami z makaronami i poduszkami.

Mam nadzieję, że sprawę nagłośnią wszystkie media i echa tej wieści dojdą do skandynawskiego właściciela, Larsa Larsena. Zapyta on wówczas polskich dyrektorów, dlaczego psują mu dobrą markę i działają na szkodę firmy, szykanując pracowników do tego stopnia, że boją się założyć wolne związki zawodowe? W Europie, zwłaszcza w socjalnej Skandynawii, cywilizacyjną miarą jest właśnie ich obecność w firmie i działalność dla dobra wspólnego.

Życie w Polsce nadal jednak pokazuje, że związkowcy mają pod górkę. Nie dostają premii, a jeśli chcą awansować, szybko ze związku muszą się wypisać i przywdziać skórę hieny żywiącej się padliną. Popędzać własnych kolegów, posiłkować się donosem i wyzyskiem, zastępując Kodeks pracy mobbingiem. Nic dziwnego, że w siewierskim Elektroluksie zakładową "S" w końcu pomogli założyć... Szwedzi. O perypetiach polskich kolegów poinformowali władze koncernu. A Biedronka? Kres wyzysku nastał, gdy ludzie przeciwko pracodawcy poszli do sądu, a o ciemiężonych pracownikach dowiedział się portugalski właściciel. Efekt? Przed paroma dniami otrzymał on od Krajowej Izby Gospodarczej laur Pracodawca Godny Zaufania. A wszystko zaczęło się od spiskujących między półkami pracowników...