Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odziedziczone wulkaniczne zbocze na greckiej wyspie, czyli „Uśmiech losu”. Recenzja filmu

Adam Pazera
Polska premiera filmu odbyła się 1 grudnia
Polska premiera filmu odbyła się 1 grudnia materiały prasowe
Jeśli ktoś w swoim kilkudziesięcioletnim życiu z racji pasji oraz późniejszej profesji widział kilkaset czy nawet kilka tysięcy filmów, to przy obejrzeniu kolejnego będzie znajdował porównanie do któregoś z tych wcześniej oglądanych. Bo przecież można pisać różne, z pozoru nowatorskie scenariusze, ale zawsze znajdzie się jakiś element wspólny, kontekst, lejtmotyw, że wytrawny kinoman powie: „Fabuła tego filmu przypomina mi przecież...” i tu pada tytuł jakiegoś - widzianego we wcześniejszej czy późniejszej perspektywie czasowej - filmowego dzieła.

Nie chcę mówić, że kolejni scenarzyści (reżyserzy) „ściągają” fabułę z poprzedników (nie mam tu na myśli tzw. remake’ów), bo przecież może w ich głowie zakiełkować podobna myśl. Na przykład taka treść: on (albo ona) odziedziczył jakiś, często tajemniczy i niespodziewany spadek w postaci posiadłości za granicą. Aby uregulować formalności, wpadnie tam tylko „na chwilę”, chcąc pozbyć się (często kłopotliwego) nabytku, lecz po przybyciu na miejsce stanie się „coś”, co zaskoczy owego bohatera (bohaterkę), że zmieni całe swoje dotychczasowe życie. Wydaje się znajome? Oczywiście, bo natychmiast pojawia się w pamięci kilka filmów w takim klimacie, np. „Dobry rok” Ridleya Scotta z 2006 roku z Russellem Crowe i Marion Cotillard, gdzie brytyjski yuppie odziedziczył w spadku winnicę na południu Francji. Albo „Greckie wakacje” Bonnie Rodini z ub. roku, w którym zraniona w uczuciach przez partnera Olive, udaje się do Grecji, aby odnaleźć dom ojca.

I motyw Hellady uderza tu w punkt, bo trafił mi się ostatnio „Uśmiech losu” (ładnie zabrzmiało, ale, nie, nie! to tytuł filmu!) Andrzeja Jakimowskiego. Co ma wspólnego z dwoma wymienionymi? Jak pisałem wcześniej: jeno pewien szkielet, zarys fabuły; film zaś inspirowany jest ponoć historią Jacka Przybyłowskiego, fotografika urodzonego w Chorzowie, syna poety i pedagoga, który w 1987 roku opuścił Polskę i ostatecznie znalazł swoje „miejsce na ziemi” na hiszpańskiej wyspie Lanzarote.

Bohaterem „Uśmiechu losu” jest Andrzej, który przyjechał ze Śląska do Grecji, na wyspę Nisiros, bo odziedziczył tam spadek po stryju, Gerhardzie. Dociera z pośrednikiem w okolice i szukając na mapie, pyta tubylców: „Gdzie jest pole Niemca, Gerharda?”. Na miejscu okazuje się, że spuścizna po bracie ojca to kamieniste zbocze z wąskim otworem w skale (jak mówi Andrzej: „Koń musiałby się czołgać”), który prowadzi do jakiejś ponurej nory w środku. Pośrednik klepie po ramieniu rozczarowanego właściciela „fortuny” i mówi: „Nie martw się, wkrótce to sprzedamy”.

Sprawa nie jest jednak taka prosta, miejscowy notariusz informuje: aby Andrzej został właścicielem terenu, musi spłacić dług - 900 euro - jaki zaciągnął stryj Gerhard u Yannisa, dziadka urodziwej Leny. Właściwie te pieniądze winien jest Lenie, bo to ona opiekowała się schorowanym cudzoziemcem, zanosiła mu leki, wodę i pożywienie. Andrzej nie ma pieniędzy, więc aby móc sprzedać teren, musi dług odpracować. Toteż raz po raz udaje się do Biura Podróży i Spedycji, aby ponownie przebukować bilet „ze środy na piątek”. Praca do odrobienia długu stryja jest ciężka dla nienawykłego do wysiłku Andrzeja: musi przesiewać znajdujący się na zboczach góry gruz, pozostałą drobnicę (przeznaczoną do doniczek - jak mówi „pracodawca” Yannis) rozwozi w workach po okolicznych domach. Andrzej sprowadza pod zbocze porzuconą starą furgonetkę, w której zamieszkuje, codziennie rano ustawia statyw i fotografuje rozległy, surowy krajobraz wulkanicznej góry, następnie wykonane zdjęcia drukuje w dużym formacie w wiosce i przekazuje miejscowej kioskarce Marii na sprzedaż dla turystów.

Jak się okazuje, duszę artysty Andrzej przejął po stryju, bo tamten odwdzięczał się miejscowej ludności, płacąc za opiekę, namalowanymi obrazami. Sprawy proceduralne dotyczące sprzedaży własności komplikują się: trudno wyjaśnić, że zapisany w testamencie Andreas Kroll, to ten z paszportu - Andrzej Król. Tymczasem (jak poprzednio schorowanym stryjem) Andrzejem zaopiekuje się śliczna Lena, dostarczając mu na zbocze wodę, wino, ser, oliwki. Między młodymi rodzi się uczucie, co nie jest w smak zazdrosnym miejscowym twardzielom, zwłaszcza przystojnemu, rosłemu Nasosowi z bogatego klanu Hasapis.

Jak poradzi sobie z tym „problemem” Andrzej, zwany tam Andreasem, i czy znajdzie swoje „miejsce na ziemi”? Bardzo cenię dotychczasową twórczość Andrzeja Jakimowskiego za jego realizm, baśniowy klimat, a i metafizyczność jego dzieł. Czarował w swoim debiucie „Zmruż oczy” klimatem spokoju i ciszy polskiej prowincji, urzekał magią „Sztuczek” czy światem osób niewidomych w „Imagine”.

Ale do najnowszego „Uśmiechu losu” jakoś nie nabrałem przekonania, coś mi tu nie zagrało. Może dziwne, niekonsekwentne, czasem wręcz infantylne zachowanie głównego bohatera (wybitnie niepasujący mi do tej roli rozczochrany Mateusz Kościukiewicz): chce wrócić do Polski, a jednocześnie ciągle przesuwa termin wylotu? Czemu stryj Gerhard uważany był w Grecji za Niemca, choć Andrzej odpowiada zaciekawionej Lenie, że on jest Polakiem (też pyta, czy on jest Niemcem)? Jego angielski, którym się posługuje, razi sztucznością, zaś udziwniony język śląski, którym się posługuje dzwoniąc do matki, budzi zażenowanie i irytację (nie jestem Ślązakiem, ale czy używa się zwrotów: „muti” i „fati” wobec swych rodziców?). Monotonna jest proza jego dnia codziennego na wyspie, zbyt banalny i nieprzekonujący wydaje się wątek miłosny. Zresztą postać uroczej Leny (Ifigeneia Tzola) nie została wystarczająco wykorzystana, stanowi jakby tło do dziwacznego obrażania się Andrzeja i następnie dążenia do zgody wobec dziewczyny. Nie dziwi mnie, że wobec chwiejności chłopaka, kochający wnuczkę nad życie Yannis (Themis Panou) wątpi w jego uczucie, nie jest przekonany, aby oddać Lenę obcemu mężczyźnie: „Po co ci kobieta? Wypuścisz ją z rąk, jak dom i działkę!”. Natomiast dzięki operatorowi kamery, Adamowi Bajerskiemu, możemy podziwiać surowy krajobraz wulkanicznej góry, rozległe zbocza, na których pasą się kozy, z którymi znajduje wspólny „beczący język” tymczasowy właściciel terenu. „Uśmiech losu” to film do powolnego kontemplowania, sączenia fabuły w swym umyśle (niczym Yannis swoje „assyrtiko” z winorośli na wulkanicznej glebie), przy pięknej greckiej muzyce, nie bacząc na niekonsekwencje filmowego dzieła.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera