Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni dzień kampanii, czyli nareszcie koniec! - felieton Szymona Karpe

Szymon Karpe
Z nieskrywaną tęsknotą czekałem na ten dzień - ostatni dzień żałosnej kampanii wyborczej. Wyjątkowo mdłej i dusznej, tradycyjnie mało merytorycznej i nieodnoszącej się do istoty wyborów samorządowych, gdzie decydujemy przecież o naszym najbliższym otoczeniu, o budowie chodnika, remoncie powiatowej drogi, szkolnej hali sportowej, a nie o tym czy pierwsze było jajko czy kura.

Niestety po raz kolejny najwięcej było mowy o ideologii, w telewizji i radiu serwowano nam niekończący się festiwal rzekomo uczonych dysput, niewykraczających poziomem ponad wątpliwe filozoficzne, prawnicze i publicystyczne kompetencje zapraszanych gości. Od samych kandydatów, z których znaczna część po niedzieli stanie się "wybrańcami narodu", nieraz częściej można było usłyszeć co sądzą o nowym filmie Smarzowskiego, niż co mają do powiedzenia na temat walki ze smogiem, czy poprawy bezpieczeństwa w mieście w którym chcą być radnymi, albo (o zgrozo!) burmistrzami czy prezydentami.

Kto śledził ten widział: majstra klejącego taśmą drzwi u podstawionej osoby, premiera ściskającego się z prostym ludem, który to na taśmach u Sowy szczerze wyznawał co ów lud "za miskę ryżu" powinien jego zdaniem robić, teleturniej czternastu wspaniałych zwany "debatą warszawską" albo katowickie show w Teatrze Korez, będące w zasadzie słabym performansem pana prowadzącego. I to w sumie wystarczy za komentarz mijającej kampanii wyborczej, której zwieńczeniem i ostatecznym mianownikiem jest cyniczne i marketingowe wykorzystywanie niedawnego protestu osób niepełnosprawnych przez główną partię opozycyjną oraz obrzydliwy, propagandowy spot na temat uchodźców w wydaniu partii rządzącej, wyśmiany nawet przez jej mniej lub bardziej jawnych akolitów z kręgów narodowych. Nitimur in vetitum – jak pisał kiedyś Nietzsche, a więc przekraczanie kolejnych granic dobrego smaku i absurdu było pewnego rodzaju miernikiem owej kampanii.

Domorośli znawcy Konstytucji i prawa spod szyldu PO, udający bezpartyjnych fachowców pisowscy działacze, a na rodzimym śląskim rynku Śląska Partia Regionalna, która – dzięki geniuszowi człeka odpowiedzialnego za rejestrację - na liście wyborczej widnieć będzie jako niewiele ludziom mówiący skrót "ŚPR". Doprawdy strach pomyśleć, że jedynym który w ostatnich dwóch miesiącach objawił autentyczny talent polityczny jest katowicki sędzia. W końcu te wybory decydują o codziennym życiu wszystkich mieszkańców gminy, województwa, Polski!

Przyziemne sprawy – w dobrym tego słowa znaczeniu – mam wrażenie nie wybrzmiały w tej kampanii ani trochę. Wojenka, partyjniactwo, perspektywa warszawska, po raz kolejny odniosły niezasłużony niczym triumf nad mądrze pojmowaną lokalnością i zdrowym rozsądkiem. W temacie regionalizmu i korzystania z mądrych wzorców innych krajów wiele musimy się jeszcze nauczyć. W końcu nawet oni – politycy – są ostatecznie jednymi spośród nas.

Z przyczyń osobistych, ale też studiów i zainteresowań najuważniej śledziłem kampanię w Lublińcu i Katowicach. W Lublińcu się urodziłem, spędziłem większość życia, w Katowicach zaś mieszkam na co dzień, studiuję, spędzam wolny czas. Z satysfakcją przyznaję, że to właśnie w Katowicach mieliśmy do czynienia z miarę wyważoną kampanią, z pewnością bardziej rzeczową niż firmowana w ogólnopolskich mediach kampania w Warszawie. I choć w licznych debatach (z czego - przede wszystkim z racji przyjętej formuły - najpoważniejszą była debata zorganizowana przez Dziennik Zachodni) główni kandydaci wypadli różnie (często wykazując się niewiedzą o mieście którym chcą zarządzać) to i tak był to spór jakoś odnoszący się do realnych problemów. Przywilej to dla wyborcy niebywały, gdyby tak uczciwie przyjrzeć się większości prezentowanych nam treści - co chyba najlepiej było widać na przykładzie kandydatów do sejmików wojewódzkich.

Tej satysfakcji nie mogę niestety powtórzyć mówiąc o kampanii wyborczej w rodzinnych stronach, gdzie trudno w ogóle mówić o jakiejkolwiek kampanii. Siły rządzące w powiecie lublinieckim, oprócz kilku plakatów (w tym rozwieszanych na tablicy informacyjnej w przedszkolu!) nie poczuły się zobowiązane spotkać z wyborcami i przedstawić program. Urzędujący burmistrz Lublińca nie raczył stanąć do debaty przedwyborczej z jedynym kontrkandydatem, choć znalazł czas na fotografowanie się ze współpracownikami na rynku miasta. Niestety trudno mówić tu o poważnym traktowaniu wyborców, o dyskusji nad propozycjami dla gminy, jeśli nie można nawet spotkać się z kandydatem, podzielić opinią, skonfrontować jego zamierzeń z zastrzeżeniami innych osób. W takich gminach - gdzie opozycja jest z różnych przyczyn słaba, podobnie jak miejscowe media - wybory wciąż świadczą raczej o parodii demokracji, niż rzeczywistej "władzy ludu".

Dobrze, że ta maskarada się już kończy. Dobrze, że poza wybranymi miejscami, gdzie czeka nas II tura, przedwyborczy casting dobiega końca, bo choć modeli w nim nie brakowało, więcej widzieliśmy ściemy niż talentu i pomysłu. Za dwa dni wybory i szlus. Tymczasowy koniec z gderaniem. Nareszcie koniec!

Szymon KARPE – student teologii i filozofii w ramach MISH na Uniwersytecie Śląskim, współprzewodniczący Klubu Dyskusyjnego UŚ, urodzony w Lublińcu, mieszka w Katowicach.

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

Jak głosować w wyborach? Jak oddać ważny głos?

Jakub Turowski z Facebooka w studiu Dziennika Zachodniego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo