Jerzy Giedroyc i Herling-Grudziński nie zgadzali się co do oceny prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Pisarz zaproponował Jerzemu Turowiczowi, że może drukować w kierowanym przez niego „Tygodniku Powszechnym”, ale redaktor naczelny się nie zgodził. Wówczas „Dziennik” zaczął być publikowany w „Rzepie”. Po drugie, Herling był świetnym eseistą piszącym o sztuce i literaturze. Po trzecie, Grudziński nigdy nie napisał monumentalnej powieści.
Oprócz kolejnych tomów „Dziennika pisanego nocą”, jego „Inny świat” jest jedyną większą książką, ale nie jest to beletrystyka, tylko łagrowe wspomnienia. Pisząc beletrystykę, Herling doszedł do perfekcji w krótkich formach. Jego opowiadania i nowele są mistrzowskie.
Moje ulubione to „Wędrowiec cmentarny” wydany już po śmierci pisarza. Bohaterem opowiadania jest człowiek współodpowiedzialny za masakrę w Srebrenicy, który z fałszywym paszportem trafia do Włoch i mieszka na rzymskim cmentarzu. Trzykrotnie czytałem „Wędrowca”. Ten trzeci raz zainspirował mnie do napisania powieści „Miasto umarłych” (Warszawa 2017) o Łazarzu, który w czasie wojny jest mieszkańcem nekropolii rozsianych po okupowanej Polsce i w III Rzeszy.
Łazarz jest między innymi świadkiem hekatomby, którą Armia Czerwona sprawiła mieszkańcom Gliwic w styczniu 1945 r. Nieco ponad czterdzieści lat później, w 1987 roku, jeden z mieszkańców Gliwic zechciał przeczytać m.in. coś z twórczości Herlinga i napisał list do „Kultury” z prośbą o kilka książek. W Instytucie Literackim spakowano książki i nadano paczkę do PRL. Przesyłka trafiła na lotnisko, a z niego do Głównego Urzędu Ceł, gdzie została rozpakowana i sprawdzona. Spośród kilku tytułów celnicy zatrzymali „Dziennik pisany nocą” z lat 1980-1983.
W piśmie skierowanym do adresata urzędnicy tłumaczyli, że „Dziennik” „zawiera treści szkodliwe dla dobra i interesów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, a ponieważ przywóz takich publikacji jest zakazany, Urząd Celny w Warszawie orzekł przepadek zatrzymanej publikacji”. Adresat był uparty i odwołał się od decyzji urzędników, którzy ponownie wysmarowali do niego odpowiedź, w której oczytany „intelektualista” tłumaczył grzechy Herlinga-Grudzińskiego. „Autor potępia ustrój socjalistyczny, określając go jako »komunistyczny wariant faszyzmu«, a ustrój radziecki to według niego »groźny dla Polski sąsiad”.
Ponadto „w kilku rozdziałach autor tendencyjnie opisuje sytuację stanu wojennego, gloryfikując działaczy »Solidarności« i KOR, natomiast ośmiesza przywódców partii”. Według autora tego pisma Herling swym „Dziennikiem” „godzi w konstytucyjne zasady polityki zagranicznej naszego państwa i w jego sojusze”. Pod pismem podpisał się mgr J. Marcinkowski, naczelnik odpowiedniego wydziału Głównego Urzędu Ceł. W wewnętrznych dyspozycjach peerelowskiej cenzury nazwisko Herlinga-Grudzińskiego znalazło się tak, jak wiele innych, na indeksie. Jego oraz innych nieprawomyślnych pisarzy należało eliminować „z prasy codziennej, radio i TV, z wyjątkiem informacji krytycznych”.
Po przemianach roku 1989 Herling-Grudziński był bardzo krytyczny wobec postkomunistów, którzy przepoczwarzyli się w socjalistów. Wspomniałem już, że z redaktorem „Kultury” poróżniła pisarza ocena Kwaśniewskiego. „Wybór Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta III Rzeczpospolitej w 1995 roku Gustaw Herling-Grudziński przyjął z ogromną goryczą. Jego niezgoda w znacznej mierze wpłynęła na ponowne, ostateczne już rozstanie z paryską »Kulturą«. Naczelny pisma, Jerzy Giedroyc, zaakceptował bowiem nową sytuację i przyjął postkomunistycznego polityka u siebie.
Nawet wbrew intencjom księcia z Maisons-Laffitte był to jasny sygnał, nie tylko dla wielu polskich intelektualistów, że postkomunizm nie tylko jest do ustrojowego oswojenia, ale i postkomuniści mają pełne prawo decyzji w polskich sprawach” (Krzysztof Wołodźko). Dwadzieścia lat temu „Gazeta Wyborcza” zaatakowała Herlinga tekstem prof. Ireny Grudzińskiej-Gross, która wytłumaczyła czytelnikom, że pisarz pod koniec życia nie wiedział, co mówi i pisze, oczywiście wciąż tworząc świetną prozę i eseje.
A pisał np. o Adamie Michniku: „I tak oto, 19 listopada [1995], wielkie dzieło Adama Michnika zakończyło się historycznym sukcesem. Wiosną, tuż po Okrągłym Stole, objeżdżał całą Polskę w glorii niezłomnego więźnia komunistów i arcyfechmistrza polityki polskiej. Wtedy właśnie Michnik obwoził po kraju swego prywatnego pomazańca, występował z nim publicznie w aulach uniwersyteckich i dyskutował z nim – na oczach zdumionych słuchaczy – jako z tym, z kim on, A.M., chce budować nową niekomunistyczną Polskę. Tym pomazańcem był dobrze w Polsce znany młody aparatczyk, symbol pezetpeerowskiego oportunizmu, Aleksander Kwaśniewski”.
Nie przeocz
- Janusze tatuażu i mądrości na skórze. Zobaczcie najnowsze prace tych "artystów"
- Kto najpiękniejszą sportsmenką świata? Jest nowa liderka rankingów urody
- Memy o wakacjach w górach cieszą się ogromną popularnością w sieci. Zobacz!
- Górnik Zabrze: Zaczyna się budowa czwartej trybuny. Pierwsze zdjęcia z placu budowy
Zobacz także
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?