Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syn o Michale Smolorzu: Wszystko, co robił, miało pokrycie w prawdzie. Szukał jej

Paweł Smolorz
Michał Smolorz składa życzenia nowożeńcom - podczas ślubu swojego syna Pawła
Michał Smolorz składa życzenia nowożeńcom - podczas ślubu swojego syna Pawła arc. rodzinne
Ojciec żył tak mocno swoją "małą ojczyzną", że odszedł jak górnośląski "starzik" - niespodziewanie, nagle, bez cierpienia, a przy tym nie zostawiając po sobie bałaganu. Prawie jak w scenariuszu, który sam by sobie napisał - pisze Paweł Smolorz, syn zmarłego Michała Smolorza. CZYTAJ DALEJ KONIECZNIE

Zawsze w moich oczach był prawdziwym górnośląskim "chopem": twardym, męskim, nie do złamania. Nie patrzył wstecz. Kiedy mówił "A", nie mogło zabraknąć "B".

CZYTAJ WIĘCEJ O WIELKIM PUBLICYŚCIE:
KLIKNIJ TUTAJ Michał Smolorz FELIETONY I OPINIE

Pamiętam, gdy zabrano Mu możliwość pracy w telewizji, po prostu siadł za kierownicą miejskiego autobusu. Miał prawo czuć się zażenowany. Ale nie dał po sobie tego poznać. Przynosiłem Mu śniadanie, sadzał mnie na desce rozdzielczej i pozwalał otwierać drzwi pasażerom. Byłem z Niego dumny. Dla Niego był to trudny czas. Dowiedziałem się o tym, gdy byłem już dorosłym człowiekiem. Późno, bo prawdziwy Górnoślązak daje rodzinie poczucie bezpieczeństwa. I w tym był mistrzem.

Nic jednak nie ma za darmo. Bo od innych wymagał tyle samo, co sam dawał, i - co jasne - nie wszyscy potrafili temu sprostać. Ale nigdy o to nie miał żalu. Żal miał dopiero, gdy nie robiło się nic, bo w Jego słowniku nie było słowa "nic". Dlatego nie cierpiał bezczynności, nie cierpiał lenistwa. Zawsze z przesadną skromnością mówił: "Ja nie mam talentu" i z przesadną szczerością dodawał: "Ty też nie masz talentu, dlatego bądź dobrym rzemieślnikiem, bo tylko dzięki ciężkiej pracy możesz te braki nadrobić". Nie docierał więc do Niego banał. Banał był dla Niego zerowym wysiłkiem intelektualnym.

Dlatego, gdy dostawało się od Niego prezent, ten był zawsze przemyślany, zawsze z drugim dnem - czasami złośliwym, czasami dowcipnym, czasami poważnym, tak jakby coś chciał przez to powiedzieć. Uwielbiał też takie dostawać. Nie śmiałbym dać Mu na urodziny "stówy" w kopercie.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Felietony Michał Smolorza ZNAJDZIESZ TUTAJ

Uwielbiał rozmawiać. Dyskutowaliśmy przy każdej okazji. Najczęściej w rodzinnym gronie, co zazwyczaj stawało się kaźnią dla innych gości. W rezultacie burzliwych dyskusji zostawaliśmy sami przy stole, nie zauważając, że może innych w tym dniu nie interesują sprawy Śląska, Kościoła, mediów, polityki... Siadała obok moja żona, kopała mnie pod stołem - to był zawsze znak, że pora kończyć, bowiem stabilność imprezy jest mocno zagrożona. Kończyliśmy, oczywiście, dopiero wtedy, gdy Ojciec miał poczucie zwycięstwa. Bo On nigdy nie mógł czuć się przegrany. To byłaby słabość, a słabość to coś nie w Jego stylu.

Może dlatego kreował się na człowieka mocno oszczędnego w wyrażaniu uczuć. Może dlatego nigdy nie widziałem, by płakał. Od tego miał ludzi. Do "emisji" uczuć namaścił więc Matkę. Kobietę, którą mocno... kochał. Ponieważ Ojciec właściwie był nieprzerwanie w pracy, Matka została Jego "pełnomocnikiem do spraw kontroli nad potomstwem". Ingerował? Tak, ale tylko na Jej wyraźne polecenie. Ten "ostry" podział obowiązków rodził nieraz zabawne scenki. W dzień obrony mojej pracy magisterskiej wczesnym rankiem odwiedziłem Rodziców, ponieważ chciałem, by życzyli mi powodzenia. Otworzył mi Ojciec.

"A ty coś taki elegancki?" - spytał. Oznajmiłem Mu więc stan faktyczny. "Już? Dzisiaj? Kurde, ale ten czas leci... No... to powodzenia!" - dodał.

W całym naszym procesie edukacji Ojciec miał jedno zajęcie - wywiadówki. Nie wzbraniał się przed nimi. Gdy wracał, i tak nic nie wiedział. Potem dowiedzieliśmy się od innych rodziców, że siadał w ostatniej ławce i drzemał. No cóż, "chop" musi czasem odpocząć.

Kłóciliśmy się. Miałem do Niego wiele pretensji. O to, że wiecznie wszystko krytykuje i nie da się Go niczym zadowolić. O to, że jest wybuchowy i konfliktowy. O tę przesadną szczerość. O bezgraniczną upartość, przesadny pedantyzm. O nadmierny konserwatyzm...

Dopiero, gdy sam założyłem rodzinę i nauczyłem się patrzeć na Niego z boku, zobaczyłem, że te Jego wady to także moje wady. I dopiero wtedy zrozumiałem, że wszystko, co robił, miało pokrycie w prawdzie, której szukał. Wszystko było wypadkową czegoś, bo będąc człowiekiem takiej wiary w to, co się robi, nie można być innym. Udało mi się Mu to wszystko powiedzieć.

To pewne, że Ojciec sam pisał treść swojego życia, bo przecież nikt nie mógł Mu czegoś kazać. Tylko jeden wątek nie pasuje w tym scenariuszu. Tylko to ktoś błędnie dopisał. Umarł jak - a nie jako "starzik". Z tym nigdy nie będę mógł się pogodzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!