Wojciech Borowik, prezes Stowarzyszenia i autor listu, w dramaturgicznych słowach określił ich sytuację. Są ofiarami swoich zasług dla Polski, za które spotykały ich więzienia, często rozbicie życia rodzinnego. To dzięki nim - dodał Borowik - odbudowane zostały demokratyczne instytucje, w tym Sejm i Senat. Zasiadający w nich parlamentarzyści są beneficjentami działalności opozycjonistów. Mówiąc wprost, parlamentarzyści - bez względu na polityczne przypisanie - winni przekazać nieokreślone bliżej kwoty na Fundusz Zasłużonych. Na jego czele stanęli działacze o niekwestionowanej pozycji życiowej i pięknej karcie opozycyjnej, tacy choćby jak mecenas Maciej Bednarkiewicz czy legendarny szef wydawnictw podziemnych Mirosław Chojecki.
Doceniam szlachetne intencje autorów listu, troskę o losy ludzi walczących o demokrację, ale w dokumencie uderza mnie naiwność myślenia i niezrozumienie co do koniecznych oraz rzeczywistych działań. Już dawno bowiem Sejm i Senat, miast zrzucać się na Fundusz Zasłużonych, winny przygotować stosowne ustawy i regulacje pozwalające na normalne życie ludziom opozycji. Zwłaszcza tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w upokarzającej sytuacji życiowej. Żadna zbiórka pieniędzy nie zastąpi czytelnych regulacji prawnych, umożliwiających dawnym opozycjonistom zakup lekarstw, opłacenie czynszu i mediów.
Jestem bezwzględnym przeciwnikiem politycznych odwetów, ale za niemoralną uważam sytuację, w której dawni funkcjonariusze PRL-u znajdują się w nieporównywalnie lepszym położeniu ekonomicznym niż opozycjoniści. Bardzo dwuznacznie odczytuję jednak procesy o odszkodowania i zadośćuczynienie za działalność antysocjalistyczną i internowania w stanie wojennym. Nie dalej jak w styczniu 2013 roku otrzymał je Zbigniew Romaszewski, były senator, aresztowany w 1982 roku i przetrzymywany w więzieniu przez kolejne dwa lata. Dopóki jednak nie dojdzie do rozstrzygnięć systemowych, takie procesy sądowe dzielące opinię społeczną będą miały miejsce, choć nie przesłonią pozytywnej oceny ruchu opozycyjnego i najważniejszych jego aktorów.
Fundusz Zasłużonych, zadośćuczynienia za szykany w PRL-u, to elementy szerszego zjawiska, o którym warto mówić. Chodzi o nierozliczenie historycznych krzywd i patologicznych zjawisk, o nieudolność parlamentu, polityków i organów sądowniczych w tym względzie. Bezkarni pozostali odpowiedzialni za sądowy mord na Auguście Emilu Fieldorfie "Nilu", generale brygady, bohaterze Armii Krajowej, powieszonym w 1952 roku po skandalicznym procesie. Stracono i zamordowano w 1948 roku innego bohatera drugiej wojny światowej - rotmistrza Witolda Pileckiego. Doceniam anulowanie tych haniebnych wyroków, ale taką decyzję trudno uznać za wystarczającą w demokratycznym społeczeństwie. Nawet wtedy, gdy obaj straceni uhonorowani zostali przez RP Orderem Orła Białego.
Przez ćwierć wieku czekaliśmy na Górnym Śląsku na ukaranie odpowiedzialnych za masakrę w kopalni Wujek i śmierć dziewięciu górników broniących swojej kopalni. Do tej pory nie zamknięto tragicznego rozdziału w dziejach kraju, związanego z wprowadzeniem stanu wojennego. Nie chodzi bynajmniej o wtrącanie do więzień dożywających swoich dni wojskowych jego organizatorów, w tym generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Idzie o sądowe rozstrzygnięcie: czy twórcy stanu wojennego złamali obowiązujące prawo, czy też nie, czy winni są nieszczęść i tej ponurej historii kraju, czy ich decyzje wynikały z wyboru mniejszego zła i działali z pobudek patriotycznych, osadzonych w realiach tamtego czasu.
Przez kilka lat śledziłem rozprawę z trudną historią w Republice Federalnej Niemiec, po włączeniu w jej granice Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Władze tego kraju potrafiły ustami przedstawicieli sędziów powiedzieć, co było bezwzględnie nagannym złem, a co bohaterstwem wartym pieśni, jak powiedziałby mistrz poezji Zbigniew Herbert. Osądzono nie tylko bezwzględnych funkcjonariuszy bezpieczeństwa NRD, ale też szeregowych żołnierzy strzelających do Niemców uciekających przez granicę i forsujących berliński mur. Wyroki często były symboliczne, ale wyraźnie piętnujące zło i jego powszechność. Fiodor Dostojewski słusznie mawiał, że tam, gdzie jest zbrodnia, tam musi być kara. W roku 2013, prawie ćwierć wieku po przełomie, ten związek był i wciąż pozostaje w RP zupełnie nieoczywisty.
Marek S. Szczepański
socjolog
*Elka rusza w Parku Śląskim WYBIERZ PATRONÓW GONDOLI
*Topless czy w bikini? Co wypada w czasie upałów? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Proces Katarzyny W.: Tajemniczy świadek ujawnia sensacyjne fakty
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?