Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołtysek: Kukiełkowe szkoły

Marek Szołtysek
Z filmów czy z życia znana jest taka scena, że mąż chce się przytulić do żony albo dziecko do matki, ale ona nie ma czasu, bo suszy włosy, robi fryzurę albo makijaż. A wszystko to w denerwującej atmosferze pośpiechu, żeby zdążyć na czas. I taka sytuacja podobna jest do współczesnego szkolnictwa. Dlatego z okazji tzw. Dnia Nauczyciela warto zauważyć, że nasze szkolnictwo, rozumiane jako system edukacji w ogólności, skupione jest na sobie i nie ma czasu uczniów przytulić, bo ciągle robi nerwowe makijaże.

A wiadomo, dla męża i dzieci makijaż żony i matki jest bez znaczenia, bo kobiety malują się głównie dla siebie i innych kobiet. Tak samo jest z reformami w naszych szkołach i uczelniach - mają one znaczenie chyba tylko dla grona urzędników oświaty i edukatorów, którzy z tego żyją w sensie ideologicznym i materialnym. Inni zaś mają z tego tylko nerwową atmosferę.

Uzmysłowiłem to sobie, będąc na jednej z imprez w chorzowskim skansenie, gdzie występował teatrzyk kukiełkowy z Wrocławia, prowadzony przez dwóch aktorów. A właściwie nie wiem, czy byli to aktorzy, czy może tylko chętni do tej roboty ludzie. Przyjechali kiepskim autem, mieli teatrzyk skonstruowany ze starych rurek, taśmy klejącej i czerwonego materiału. Nie chcieli nagłośnienia ani oświetlenia. Nie używali komputerów ani rzutników multimedialnych, ale tylko głosu, wyobraźni i trzech kukiełek, a wokół nich było pełno dzieci, bo chciały coś ciekawego zobaczyć i usłyszeć. I niestety, tej świeżości, normalności i zwykłego kontaktu człowieka z człowiekiem, bez makijażu, brakuje naszemu szkolnictwu.

Kompetencje do takiej surowej oceny mam jako ojciec sześciorga dzieci. Doskonale widzę nerwy mojej żony, która wraca z dwugodzinnych wywiadówek w szkole, gdzie dyrektor fandzoli coś o planach edukacji szkoły, systemach oceniania i wpłatach na rady rodziców, natomiast o swoim dziecku niewiele się wtedy można dowiedzieć. A jak w takiej szkole jest naprawdę, to wszyscy rodzice widzą każdego dnia. Nie lepiej jest też na studiach. Jeden syn studiujący w Katowicach pisze bez przerwy jakieś bezduszne testy i inne egzaminy pisemne, a kontakt w cztery oczy z profesorem na egzaminie zna tylko z moich opowieści i z lektury o średniowiecznym szkolnictwie. Oj, przydałby się u nas "edukacyjny papież Franciszek"!

I jeszcze, żeby te słowa ostatnie naszej edukacji wybrzmiały regionalnie, to dodam, że - moim zdaniem - lepiej, żeby szkolnictwo w dzisiejszej kondycji nie brało się zbytnio za śląskości i regionalności w ogóle. Bo może tu wiele zepsuć! Podobnie jak wprowadzenie przed 20 laty do naszych szkół katechezy nie przynosi, delikatnie mówiąc, tak dorodnych owoców, jak się spodziewano. Na szczęście nasz system edukacji nigdy nie będzie w stanie całkiem zniszczyć naturalnej chęci człowieka do nauki, ale zawsze lepiej, jak za kukiełką stoi ciekawy człowiek niż za człowiekiem nędzna kukła.

[email protected]

WIĘCEJ FELIETONÓW MARKA SZOŁTYSKA NA DZIENNIKZACHODNI.PL [CZYTAJ]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!