Nasza Loteria

Szołtysek: Neclik z Nikisza

Marek Szołtysek
Rzeźba, na której Matka Boska ma włosy uczesane po śląsku
Rzeźba, na której Matka Boska ma włosy uczesane po śląsku z archiwum Marka Szołtyska
Jak dla całej Polski ważny jest niezwykły klimat krakowskiej starówki, tak dla Śląska rolę tę powinno pełnić osiedle familoków w katowickiej dzielnicy Nikiszowiec. Na tym stuletnim Nikiszu jest wiele ciekawych miejsc. Byłem niedawno w kościele św. Anny, gdzie w lewym ołtarzu bocznym jest rzeźba Matki Boskiej z Dzieciątkiem.

Jej charakterystycznym elementem jest sposób uczesania włosów Matki Boskiej. Bo zazwyczaj Madonnę przedstawia się w welonie i włosów nie widać w ogóle albo tylko trochę. Na Nikiszu jest jednak inaczej. Matka Boska ma uczesane włosy według mody dawnych Ślązoczek, czyli ma włosy na gładko, zwinięte z tyłu w kok. Zajmijmy się więc śląskim uczesaniem.

A zatem śląskie dziewczynki miały „myjnę”, czyli grzywkę, ale w miarę jak doroślały, to zapuszczały długie włosy i najczęściej czesały je na gładko i z tyłu plotły jeden lub dwa warkocze, które opadały na plecy lub na ramiona. Natomiast panny na wydaniu oraz dorosłe kobiety miały z zasady długie włosy. Nie były one jednak nigdy rozpuszczone, ale zawsze uczesane na gładko z „bruzdą”, czyli z przedziałkiem na środku głowy.

Z tyłu włosy były splecione w jeden warkocz, który następnie zwijano w specjalny kok, nazywany po śląsku: neclik, nestlik, bublik, dudlik, cubek czy czubek. Inne sposoby czesania włosów były jedynie nieznacznie zmienioną formą ułożenia warkocza. Tak więc do czepców, zwłaszcza czepców z budą oraz do galandy, trzeba było w innym miejscu - bardziej na czubku głowy - zwinąć kok, aby ułatwić umocowanie nakrycia głowy.

Podobnie było z zakładaniem podkowiastego czepca pszczyńskiego albo chustki purpurki. Do tego trzeba było obwinąć warkocz dookoła głowy. Mówiło się wtedy o warkoczu „na okręckę” albo „na chomełkę” czy „na chomliczkę”. Gdy kobieta miała mało włosów, to „okręckę” czy „chomełkę” robiła sobie z wikliny albo z pasków materiału. Na noc Ślązoczki rozczesywały włosy, splatając je w luźniejszy warkocz, aby dać włosom odpocząć.

Najbardziej typowym jednak sposobem czesania się Ślązoczek był ten neclik. Tak czesała się moja babcia Agnieszka, prababcia Paulina i prawie wszystkie znane mi przed laty tradycyjne Ślązoczki. Dlatego wcale nie dziwię się, że artysta tak samo uczesał swoją rzeźbę Matki Boskiej w kościele na Nikiszu.


*Oto Rysio! Największe dziecko w Polsce urodzone do wody przyszło na świat w Zabrzu ZDJĘCIA
*Rolnik szuka żony w TVP: Łzy i rozpacz były prawdziwe
*Tragiczny wypadek w Katowicach: Samochód zmiażdżony ZDJĘCIA
*Ustroń: Ewakuacja supermarketu po ataku pająka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

c
cirano
Ślonsko Krysia kojarzy mi się zawsze z rolom abo roladom na gowie. Dziś tego uczesania sie jusz niy praktykuje, ale w latach 60-tych była nojpopularniyjszo
b
bajbus
nie wierz człeku co piszesz musisz pamiętać ze były to budowle wznoszone 100 lat temu ubikacje na półpiętrze wtedy to było coś zważywszy że były to mieszkania dla robotników a po drugie nie post pruskie musisz podszkolić się w historii bo ojciec pochodził z małopolski a więc nie może być prusakiem a po trzecie pokaż mi w Polsce miejsce gdzie dla rodzin tych robotników jeździł regularnie pociąg bez płatny aż do 1978r a po czwarte na tamte czasy była to nowoczesna pralnie dla rodzin z wyżymaczka suszarnią i maglownią w jednym miejscu też za darmo mógłbym tak wyliczać 9 bloków a do tego 6 parków 4 baseny jeden kryty ogród ze sceną lodowisko boisko piłkarskie szkoła z dwoma boiskami cała zaplecze sklepowe wszystko w jednym rynku i potężny kościół nawet szalet miejski był pokaż mi gdzie takie dzisiaj mieszkania budują tak nowoczesne tak zwane sypialnie ja tam mieszkałem 25 lat i nie miało prawa się nudzić więc najpierw poznaj jak jest naprawdę bo dzisiaj już każdy ma łazienkę w mieszkaniu no może jeszcze ktoś się taki znajdzie że niema ale to już jest naprawdę bardzo mały procent pozdrawiam
f
filatelista
Któregoś dnia przyszliśmy na obiad. Nie wolno było się rozejść na bloki. Staliśmy na placu apelowym. Nadszedł wieczór. A my bez jedzenia. Przed nami kantyna SS-Mannów. Słychać ryki pijackie Niemców. Jest późna godzina nocna. Cały sztab wychodzi z kantyny. Na czele idzie komendant Karl Chmielewski. Każe przynieść kozła. Wyszukuje z szeregu więźniów i poleca żołnierzowi bić na koźle wyciągniętych więźniów. Może 20, może 30 więźniów tak „rozpracowano”. Mój blok ogarnia podniecenie. Każdy dygoce, nie wytrzymuje nerwowo. Widzi to blokowy i upomina „seid ja ruhig (?). Ja stoję w ostatnim rzędzie – tych najwyższych. W pewnej chwili ktoś z szeregu stojącego przede mną na czworakach wkręca się do samego środka bloku. Inni idą jego śladem. Wszyscy zbijają się w kłąb, trzymają się kurczowo i słychać jakieś pomruki, zawodzenia. Jęki, płacz bitych rozlega się na placu. W pewnej chwili mój blok załamuje się i wszyscy w panicznym strachu zbijają się do środka, tworzy się kłębowisko, które zatacza się to w jedną to w drugą stronę. Ja stoję ogłupiały na swoim miejscu, bo nie ma mowy abym dostał się do środka kłębu.
Blokowy bierze deskę i wali po głowach. Inni blokowi przychodzą mu na pomoc i bijąc bez litości chcą rozerwać ten kłąb. Próbują na nowo sformować blok, ale bez skutku. Na rozkaz Lageraeltestera blokowi każą nam włazić pod bloki (bloki stoją na palach) i stamtąd wołać „Józef Nowak wo bist Du”. Ale zanim udaje nam się wejść pod blok dostajemy mocno kijami, deskami. Ta „zabawa” trwa chyba 2 godziny. Wreszcie powrót na plac apelowy i stójka bez kolacji i obiadu. Nazwałem tę noc „Nocą szatana”.
W tym obozie wolno było napisać po raz pierwszy list do domu. Chociaż, nie wolno było nic o sobie ani o obozie napisać – to jednak poprzez sfingowane imiona i nazwiska, można było podać niektóre wiadomości. W listach obozowych – będzie dużo nazwisk, ale każde coś oznacza. I tak Maciuś – to ja, Onkel Kopiasz – to ksiądz w Straconce.
e
eme
tys na słonsk przyjechał i żeś się nauczol srac po ludzku ale noprzód jak kozdy wulc żeś nakrod lajtongi ze wullhauzu ciulu niymyty
S
Sandman.
Post pruskie koszary dla siły roboczej. Ludzie tam żyją bez prysznica, bez łazienki. Ja wolę nowoczesne bloki z osobnym ustępem dla każdego mieszkania...
Wróć na dziennikzachodni.pl Dziennik Zachodni