Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr na wsi? Czemu nie?

Michał Smolorz
Proszę sobie wyobrazić, że w maleńkiej alzackiej wsi Kirrwiller, liczącej 520 mieszkańców, jakiś zapaleniec wybudował wielki, profesjonalny teatr z widownią na 1000 miejsc, jakiego nie uświadczysz w naszych miastach o metropolitalnych ambicjach.

Podróże ciągle kształcą, choć dziś bez trudu można dojechać w dowolny zakątek świata. W ubiegłym tygodniu byłem w Alzacji - regionie francusko-niemieckiego pogranicza, pokrewnym Śląskowi pod wieloma względami. Trafiłem do maleńkiej gminy Kirrwiller (raptem 520 mieszkańców), której architektura jako żywo przypomina zabudowę wsi w Opolskiem, czułem się zatem swojsko, jak w Heimat.

Proszę sobie wyobrazić, że w tej małej wsi jakiś zapaleniec wybudował wielki, profesjonalny teatr z widownią na 1000 miejsc (!), jakiego nie uświadczysz w naszych miastach o metropolitalnych ambicjach.

Wyposażenie: światło, nagłośnienie, scena z zapadniami, klimatyzacja - wszystko wedle najwyższych zawodowych standardów. Jakby tego było mało, w tym samym kompleksie jest gigantyczna restauracja z podobną liczbą miejsc konsumpcyjnych, dużą estradą i tanecznym parkietem. W knajpie na okrągło odbywają się biesiady z miejscowym piwem, winem i znakomitą kuchnią regionalną, do których z estrady przygrywają zespoły z kategorii "Heimatmelodie", tylko bardziej profesjonalne od naszych, grające na żywo, a nie z playbacku. Oczywiście, program estradowy, pospołu niemiecki i francuski (a czasami nawet amerykański) z daleka pachnie kiczem, ale jest to kicz z rzetelnym warsztatem muzycznym i estradowym - a nie jarmarczna tandeta, jaką dobrze znamy z naszych estrad.

Kiedy już pojemy, popijemy i potańcujemy, możemy przejść do teatru, gdzie odbywa się widowisko rewiowe, najprawdziwszy musichall w paryskim stylu, jakiego nie powstydziłyby się "Moulin Rouge", "Folies Bergere" ani "Casino de Paris". Wszystko prawdziwe: schody i bajecznie zgrabne girlsy z obnażonymi cyckami i piórami w pupach, balety różnych stylów, iluzjoniści wszelkiej maści, akrobaci (w tym znani z polskiego "Mam talent"), pop-tenorzy, parodyści, treserzy zwierząt - i co tylko jeszcze wymyślono w tej dziedzinie sztuki. Wszystko w najlepszym gatunku, dwie godziny przedniej rozrywki w wygodnych fotelach za jedyne... 27 euro (a więc 100 złotych).
Z czego ten inwestor żyje na tak głębokiej wsi? Ano żyje, widownia i restauracja są zapełnione, show must go on. Po prostu wszedł we współpracę z biurami podróży, które autokarami przywożą tu chętnych z obu stron niemiecko-francuskiej granicy, do tego setki prywatnych samochodów stojących zawsze na obszernych parkingach. Toutes proportions gardées frekwencja jest organizowana podobnie jak w polskim sanktuarium w Licheniu. Tyle że u nas zamiast teatru na odległej wsi wybudowano wielką świątynię, do której tłumnie zmierzają niezliczone wycieczki, po drodze handlujące garnkami albo kosmetykami. I tu i tam interes się kręci, choć cele odmienne, mechanizm ten sam. Do tego dochodzą kongresy, sympozja i seminaria, których organizatorzy ustawiają się w kolejkach, bo i zaplecze hotelowe znakomite, i program do wyboru, do koloru.

Czy to byłoby możliwe w naszych warunkach ? Teoretycznie można sobie wyobrazić taki Teatr Górnośląski (wedle postulatu Mariana Makuli) zlokalizowany hen pod Raciborzem w znakomitym krajobrazie przy czeskiej granicy. Tam nasi hajmatowcy graliby od rana do wieczora, zaś zwożona autokarami publika biesiadowałaby przy piwie, golonkach i krupniokach. Z estrady śpiewałby swoje tęsknoty a to Mirek Szołtysek, a to Zbyszek Karpowicz, do rozkosznych figur swych długonogich refrenistek. A gdy już lud poje i popije, mógłby obejrzeć kolejną operetkę przetłumaczoną przez Mistrza Makulę na śląski język.

Jest tylko jeden problem: w takim Kirrwiller wszyscy płacą za siebie, wszystko odbywa się na podstawie rzetelnego rachunku ekonomicznego. U nas klientela przyzwyczaiła się biesiadować za publiczną kasę. Bez gminnych pieniędzy, za pomocą których wójtowie, burmistrzowie i prezydenci nakręcają sobie punkty wyborcze, hajmatowcy umarliby z głodu. A jak tu Dni Kostuchny, sztandarową imprezę prezydenta Katowic przenieść pod Racibórz?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!