Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tokarz, filozof, gracz giełdowy. W biznesie liczą się fantazja, szczęście i wytrwałość

Magdalena Nowacka-Goik
Bytom Square - biznes w budynku dawnych Zakładów Odzieżowych Bytom
Bytom Square - biznes w budynku dawnych Zakładów Odzieżowych Bytom Mat. prasowe
Rozmowa z Olgierdem Lizoniem, prezesem spółki i kompleksu o nazwie Bytom Square.

W ciągu dwóch lat przejął pan i wyremontował budynek dawnych Zakładów Odzieżowych Bytom. Na przestrzeni prawie 9 tysięcy mkw. działa tu prężnie kilkanaście firm różnych branż, a wszystkie to znane w całej Polsce marki. Swoją siedzibę ma tu ING Bank Śląski. A pan deklaruje, że za rok w pozostałej części budynku będzie 150 pokoi hotelowych, głównie pod spotkania konferencyjne, chociaż nie tylko. Bytom Square okazał się sukcesem. Jakie cechy charakteryzują człowieka, któremu udaje się taki biznes?
Trudno być dobrym biznesmenem bez wyobraźni. Ale poza wyobraźnią, trzeba też dysponować zdolnością oceny tego, czego potrzebuje rynek. A jeśli nie jesteśmy w stanie ocenić tego dokładnie, to stworzyć daną potrzebę na tym rynku. To już buduje wizjonera-biznesmena. Dla mnie takim wzorcem pod tym względem jest Elon Musk, prezes m.in. koncernu Tesla Motors. Ale to oczywiście ideały na wielką skalę. W przestrzeni takiego średniego biznesu, w którym ja funkcjonuję, to poza wizją, najwięcej potrzeba wytrwałości. Projekt Bytom Square, który realizuję, wymaga cierpliwości, w czym - chociaż może zabrzmi to przewrotnie - nie do końca najlepiej się czuję. Wolę spontanicznie pociągnąć za lejce i pognać, nawet w bliżej nieokreślonym kierunku, aby poczuć wiatr. A nie koncentrować się na twardych analizach. Ale od tego, na szczęście, mam współpracowników. Korzystając z analiz opartych o matematykę, potrafią mi wybić z głowy zapędy zbyt fantazyjne. Dlatego ważne jest dla biznesmena słuchanie innych. A najlepiej otaczać się mądrzejszymi od siebie, a wtedy człowiek może nie tyle jest skazany na sukces, co bezpiecznie zmierza w kierunku jego osiągnięcia. Bytom Square jest na takim etapie.

Biznes prowadzi pan w Bytomiu, mieszka w Chorzowie. Ale urodził się pan w Rybniku, wychował w Jastrzębiu-Zdroju, mieszkał przez długi czas w Cieszynie. Tam był pan radnym, a nawet startował na stanowisko burmistrza i to dwa razy.
W pierwszych wyborach były to działania spontaniczne i dość nowatorskie, jak na kampanię samorządową. Oparta była nie o marketing polityczny, a o akcje charytatywne. M.in. udało nam się pomóc choremu dziecku licytując piłki, podpisane przez polską i niemiecką reprezentację, oraz pomalować oddział szpitala dziecięcego w Cieszynie. To były konkrety, bez wydawania pieniędzy na ulotki. Wtedy osiągnąłem całkiem niezły wynik jak na osobę nieznaną i taką, co nie zajmowała się samorządem. Nie udało się, ale byłem drugi.

Czy te doświadczenia pomogły panu w późniejszej drodze budowania swojego biznesowego działania?
To oczywiście różne płaszczyzny. Ale wyniosłem z tego okresu zdolność do współdziałania z ludźmi o różnych poglądach, jeśli jest wspólny cel. Ta ośmioletnia kariera samorządowa dała mi poczucie, że trzeba słuchać innych, aby znaleźć najlepsze rozwiązania. Biznes tak samo zasadza się na współżyciu społecznym.

Kim pan chciał zostać w dzieciństwie?
Najpierw policjantem. Potem sporo czasu poświęciłem muzyce, uczyłem się grać na fortepianie. I nawet myślałem o stworzeniu zespołu. Ale pewnie właśnie zabrakło wytrwałości.

CZYTAJCIE DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Ciekawa jest pana droga zawodowa prowadząca do biznesu, bo ostatecznie wybrał pan studia filozoficzne.
Postanowiłem zostać myślicielem (śmiech). Byłem przekonany, że kariery w pracy fizycznej nie osiągnę. Nie udało mi się dostać do najlepszego ogólniaka, który sobie wybrałem. I trafiłem do liceum zawodowego, gdzie miałem zostać tokarzem. Pomyślałem jednak, że niezbyt dobrze się w tym widzę i chciałem szukać szczęścia w pracy naukowej. Dostałem się na filozofię we Wrocławiu. I tak studiowałem 5 lat. Wtedy zetknąłem się z początkiem giełdy papierów wartościowych. To był czas, że większość tych, którzy wtedy startowali na giełdzie, osiągała sukces. Wystarczyła odwaga.

Te pierwsze zarobione pieniądze to właśnie na giełdzie?
Tak. Co znamienne, właśnie wtedy moje losy związały się z Bankiem Śląskim, co się potem potwierdziło w przyszłości. Udało mi się zarobić przy zakupie znaczącego pakietu akcji Banku Śląskiego, przy okazji głośnej prywatyzacji. To były te pierwsze duże pieniądze, zarobione jednorazowo. Pozwoliły mi funkcjonować, jako inwestorowi, który zajął się analizą spółek giełdowych. Po studiach szybko udało mi się znaleźć dobrą pracę. To był 1994 rok. Moja aplikacja trafiła w ręce Sycylijczyka, pracownika Fiata Auto Poland, który zaprosił mnie na rozmowę. Miałem okazję błysnąć znajomością języka włoskiego i przekonałem go do siebie. Studia też się przydały. Sposób formułowania zdań i reagowania na podchwytliwe pytania, tego się na nich nauczyłem. Ponadto na filozofii uczymy się, jak przyswajać nową wiedzę. Połączenie człowieka, który skończył studia związane z naukami społecznymi, a jednocześnie ma przygotowanie techniczne, było moim atutem. Ale przyznaję, trzeba trafić na sprzyjające okoliczności. Po Fiacie przeszedłem do szwajcarskiej firmy. Podczas jednego ze szkoleń zauważył mnie prezes Cezary Przybysławski, wtedy prezes zarządu Zakładów Odzieżowych Bytom SA, który zaproponował mi stanowisko dyrektora i prokurenta. I tak trafiłem do ZO Bytom. Spędziłem w tej firmie wiele lat, na stanowisku dyrektora personalnego i odpowiedzialnego za rozwój sieci handlowej sklepów.

Potem był jednak czas, kiedy chwilowo był pan bez pracy. Nie można jednak powiedzieć, że nic pan nie robił.
Szukałem wtedy możliwości szybkiego zarobienia pieniędzy. Próbowałem zainteresować firmy produktem, którego opakowanie można byłoby wykorzystać do reklamy. To była... wykałaczka. Założenie było takie, że człowiek jest podatny na reklamę w danej przestrzeni. Przychodzi gość do restauracji, czekając na posiłek chciałby jakoś sobie zająć ten czas. Ulotka na stole jest kontrowersyjna. A ładnie opakowana wykałaczka, na której jest prosty przekaz reklamowy? No, ale nic z tego nie wyszło. To były trudne czasy poszukiwania szczęścia w życiu. I wtedy pojawił się pomysł Bytom Square.

Czyli stworzenia w dawnych halach Zakładów Odzieżowych Bytom miejsc na biura i firmy różnych branż. Brzmiało jednak właśnie bardziej jak wizja, a nie jak realny projekt. Patrząc na to, ile trzeba było zainwestować, wielu nie wierzyło, że uda się to firmie z takim średnim doświadczeniem, którą pan wtedy reprezentował.
Nie ukrywajmy, potrzebne było też szczęście. A mnie dopisało. Dotarła do mnie informacja, że jest potężna instytucja finansowa (ING Bank Śląski - przyp. red.), która poszukuje nowej siedziby. To była iskra, która zapaliła ten projekt. Z fantasmagorii zaczął być realny. Już wiedziałem, że jest ktoś, kto może rozpocząć proces komercjalizacji, wejścia w ten obiekt. I da sygnał swoim prestiżem innym najemcom, którzy też wtedy zauważą potencjał przestrzeni tej starej fabryki odzieżowej; szansę, żeby tu swój biznes zlokalizować i uruchomić. Oczywiście po uzyskaniu informacji, trzeba było przeprowadzić długie i trudne negocjacje z pierwszym najemcą. Żeby zrobić to w tak krótkim czasie, musieliśmy mieć dobry projekt, na którym przewidzieliśmy też wszystkie trudności. I je wyeliminować. Pozostało jeszcze namówić przyjaciół, rodzinę, żeby złożyli się do kapelusza. Ryzyko było. Ale udało się.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty