Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wesoła wdówka" - nowa premiera Gliwickiego Teatru Muzycznego

Henryka Wach-Malicka
Mistrzowska para - Grażyna Brodzińska i Michał Musioł
Mistrzowska para - Grażyna Brodzińska i Michał Musioł mat. prasowe
Nie wiem, jak to policzono, ale wierzę Jackowi Chodorowskiemu, który w programie do "Wesołej wdówki", najnowszej premiery Gliwickiego Teatru Muzycznego, napisał, że tytuł ten doczekał się na świecie miliona przedstawień! I dalej grany jest przy pełnych salach.

A to oznacza, że zamiast narzekać, że klasyczna operetka jest niemodna, lepiej zdjąć czapki z głów i przyznać: gatunek miał, ma, i mieć będzie swoich zagorzałych wielbicieli. Im (wielbicielom, rzecz jasna) nie wystarczy jednak wprowadzenie "Wesołej wdówki" na afisz, oni (wielbiciele) chcą pełnej rozmachu, dobrze zaśpiewanej i zabawnie zrealizowanej inscenizacji.

Więc donoszę: z gliwickiej premiery w reżyserii Marii Sartovej będą zadowoleni! Przedstawienie spełnia wszelkie wymagania kanonu gatunku; Hanna Glawari nie biega po scenie w dżinsach, a Daniło Daniłowicz nie rozmawia przez telefon komórkowy. A jednak realizatorzy gliwickiej premiery dokonują drobnej korekty czasowej, przesuwając akcję utworu o kilkanaście lat do przodu. Zamiast więc pluszów i tiurniur, mamy na scenie z lekka geometryczną, chłodną architekturę w stylu art deco oraz stroje, stylizowane na lata 20. XX wieku. Ten zabieg, świetnie zrealizowany przez Barbarę Kędzierską (scenografia) i Tatianę Kwiatkowską (kostiumy) dyskretnie odmładza staroświeckie libretto, pozwalając widzom na sentymentalny dystans do przedstawianych wydarzeń. W niczym natomiast nie szkodzi muzyce Franciszka Lehara, pięknie wykonanej przez orkiestrę Gliwickiego Teatru Muzycznego, którą prowadził Wojciech Rodek.

Wielbiciele Bryana Adamsa będą szturmować Rybnik

Najnowsza, ale wystawiana już po raz czwarty w historii gliwickiej sceny, inscenizacja "Wesołej wdówki", skupia uwagę widzów na postaci głównej bohaterki, która urosła nieomal do symbolu kobiecości. Z wierzchu przewrotnej, w duszy (śpiewającej, gdy usta milczą) - ciepłej i tęskniącej za szczerym uczuciem. W premierowym spektaklu Hannę Glawari zagrała Grażyna Brodzińska. Jej piękna, elegancka i nieodparcie kusząca kokieterią, Hanna mogłaby właściwie zaśpiewać w tym spektaklu… jedną arię. A i tak byłby wielki sukces. Myślę o wyjątkowej wręcz interpretacji pieśni "Wilio, ach Wilio…", nagrodzonej gigantyczną owacją słuchaczy, z Bogusławem Kaczyńskim na czele.

Grażyna Brodzińska nadała jej przepiękny, nostalgiczno-liryczny (choć bardziej niż to się przyjęło, ściszony) charakter, czym idealnie skontrastowała wnętrze bohaterki z maskami, jakie przyjmuje ona w kontakcie z otoczeniem. Artystka miała zresztą godnego, scenicznego przeciwnika, zagranego z fantazją i doskonale zaśpiewanego przez Michała Musioła, w roli Daniła. Interesująco zaprezentował się także Łukasz Gaj w partii Kamila. W ogóle zespół Gliwickiego Teatru Muzycznego w stu procentach wykorzystał pomysł Marii Sartovej, która sekwencje akcji, zamieniła w osobne etiudy wokalno-aktorskie. Najpyszniejszą scenką tego rodzaju był chór podstarzałych amantów, wyśpiewujących przebój "Kobietki, ach kobietki". A układ choreograficzny do tego "numeru", zaprojektowany przez Zofię Rudnicką - bezcenny!

Wspominamy Irenę Kwiatkowską - ulubioną aktorkę kilku pokoleń

Jedyne, co mi przeszkadzało, to powrót niektórych artystów do maniery mówienia "z zaśpiewem" kwestii dialogowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!