Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wracamy po 41 latach. Oni w DZ kreślili plany na życie

Katarzyna Domagała
Rok 1971 i zdjęcie z "Dziennika Zachodniego". Po przepracowaniu 2308 godzin, pan Henryk wraz z żoną oglądają mieszkanie
Rok 1971 i zdjęcie z "Dziennika Zachodniego". Po przepracowaniu 2308 godzin, pan Henryk wraz z żoną oglądają mieszkanie arc. DZ
Zakasali rękawy, by wybudować własne "M". Do mieszkań wprowadzili się 41 lat temu przed świętami. Byliśmy z nimi wtedy, jesteśmy dziś. Pytamy "co słychać?". W odpowiedzi słyszymy "dziękujemy, wszystko dobrze". Pisze Katarzyna Domagała

Nie wyróżnia się niczym. Ma cztery piętra. Równy rząd mniejszych okien zaznacza, gdzie jest klatka schodowa. Domofon przy drzwiach i metalowa barierka przy schodach. Blok jakich wiele. I co z tego! - mówią nasi bohaterowie. Dla nich jest bezcenny. Był spełnieniem marzeń. Długo wyczekiwanym prezentem, który dostali na dwa miesiące przed Bożym Narodzeniem. Doskonale pamiętają, jak wyglądały pierwsze święta we własnym mieszkaniu. Tak samo kolor ścian w sypialni. Nie może być inaczej. Kazimierz Chećko i Henryk Choszczewski dostali klucze do własnych mieszkań w 1971 roku. Wcześniej przez dwa lata każdego dnia przychodzili budować swój przyszły dom. Byliśmy z nimi, w dniu, kiedy odbierali klucze do mieszkań. Pisaliśmy o nich w "Dzienniku Zachodnim". Po 41 latach, pytając, jak im się żyje, znów odwiedziliśmy ich przed świętami.

Bardziej docenia się to, co powstało siłą własnych rąk

W 1971 roku dziennikarz, który relacjonował dla czytelników naszej gazety uroczystość wręczenia kluczy pierwszym lokatorom nowo wybudowanych bloków przy ul. Hajczyka w Dąbrowie Górniczej (dziś ul. Paryska), podał liczbę godzin przepracowanych na budowie. "Najwięcej, bo 2312 godzin odpracował Kazimierz Chećko - II walcownik Walcowni Huty »Dzierżyńskiego« (...) 2308 go-dzin przepracował Henryk Choszczewski". Jak wyjaśniał, "przyszli mieszkańcy odpracowują na budowie jedną trzecią wkładu. Dzięki temu czas oczekiwania na mieszkanie skraca się z 6 lat do 2,5 roku". Dziś nie do pomyślenia, by ktoś samemu zakasał rękawy i zabrał się za budowę wspólnego bloku.

- A szkoda, bo bardziej docenia się rzeczy, które samemu się wykonało - mówi pan Henryk. I jak dodaje, choć trudno w to uwierzyć, kiedyś młodzi ludzie mieli większe szanse na własny kąt. Zapisywali się na listę, szli na budowę i patrzyli, jak blok rośnie. Dziś niby łatwiej dostać wymarzone "M" - wystarczy mieć pieniądze. - Tylko skąd je brać? - pyta retorycznie. - Muszą rodzice pomóc albo w totolotka wygrać. Inaczej młodzi nie mają szans.

Blok na Hajczyka powstawał przez dwa lata. Praca ciężka i męcząca, jak na każdej budowie. Tym bardziej że chodziło się tam po dniówce na hucie. Mimo to chciało się, bo człowiek widział, za co pracuje. W październiku 1971 roku w końcu spełniły się marzenia. Robotnicy, którzy sami wybudowali sobie mieszkania, dostali do nich klucze. Na rodzinę przypadło średnio ok. 35 m kw.

- To było wielkie wydarzenie - ze wzruszeniem po latach wspomina ten dzień Marianna Chećko, żona pana Kazimierza.
Nowe życie zaczęło się dla nich 20 października 1971, o godz. 15 lub 16 w domu kultury "Kultura" w Dąbrowie Górniczej. Zebrały się w nim całe rodziny, by z rąk przewodniczącego ZG ZMS Jana Maja, osobiście odebrać klucze. Zjechali się też dziennikarze. Później nowi lokatorzy, uroczyście, przemaszerowali do swoich nowych mieszkań. I tak zaczęli nowe życie na swoim.

Ideał, czyli jedna rodzina w jednym mieszkaniu

Życie "na kupie". Tak można nazwać lata, które w 1971 młode rodziny zostawiały za sobą. Państwo Chećkowie przez dziesięć lat po ślubie, wraz z synem, mieszkali u rodziców pana Kazimierza. - Mieszkanie większe, trzy pokoje, ale do podziału na trzy rodziny - wspomina pan Kazimierz.

- Przy jednej kuchni trzy kucharki, to problem, więc wyczekiwaliśmy końca budowy. Bo co swoje, to swoje, jakie by nie było - zauważa jego żona. Choć mieli propozycję zamiany mieszkania na większe, nie skorzystali. Wolą swoje 38 m kw. Pani Marianna pracowała jako kucharka w barze, później w sanepidzie. Znała ludzi, miała kontakty. Szybko więc udało jej się umeblować pokoje. Od ojca dostali telewizor Belweder, spalił się. Po roku mieli nowy. - Pierwsi mieliśmy też kolorowy telewizor, sąsiedzi z całego bloku przychodzili do nas oglądać programy.

*Niesamowity Dreamliner w Pyrzowicach ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*HC GKS Katowice od szatni ZOBACZ ZDJĘCIA TYLKO W DZ
*Ślązacy zazdroszczą Katalończykom autonomii: prawda czy fałsz? [CZYTAJ I SKOMENTUJ]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Również pan Henryk pierwsze lata małżeństwa spędził "na kupie". W dwóch pokojach u teściów mieszkało pięć osób: on z żoną, teściowie oraz brat żony.

- Chcieliśmy się jak najszybciej wyprowadzić. Już na święta byliśmy u siebie. Swoje trzeba było odstać, ale udało się szybko kupić najprostsze meble, na jakie było nas wtedy stać. Jednak teściowie mieszkali niedaleko, więc Wigilię spędziliśmy u nich.
W nowym mieszkaniu na świat przyszło dwóch synów i metraż okazał się zbyt mały. Przenieśli się do dzielnicy Reden, do trzypokojowego mieszkania. Urodził się trzeci syn. Po dwudziestu latach w małżeństwie pojawiły się pęknięcia. Choszczewscy rozwiedli się. Pan Henryk zamieszkał w trzecim mieszkaniu, w samym centrum Dąbrowy Górniczej. Dziewięć lat temu poznał swoją drugą żonę. Ale sentyment do mieszkania, które sam sobie zbudował, pozostał. - Jakieś pięć lat temu poszedłem pod mój pierwszy adres. Chciałem wejść do starego mieszkania, poczuć jego klimat. Przecież tak ciężko na niego pracowałem - wspomina pan Henryk.

Gdyby życie można było przeżyć jeszcze raz

Gdybyście mieli możliwość zmienić coś w swoim życiu, co by to było? - pytamy naszych bohaterów. - Życie nam się dobrze ułożyło - mówi pani Marianna. - Tylko zdrowia brakuje do pełni szczęścia. Mąż po dwóch zawałach, udarze, praca na hucie zabrała mu słuch - dodaje. - Ja żałuję, że ludzie się zmieniają. Jak się człowiek wprowadził, to jeden z drugim żył wspólnie. Teraz każdy sobie. Pozamyka się. Patrzy tylko na siebie. Nie ma wspólnoty. Tylko zazdrość. Kiedyś tak nie było, byliśmy dla siebie życzliwsi - mówi pan Kazimierz. - Może jedną rzecz bym zmienił - po zastanowieniu odpowiada pan Henryk.

Do dziś żałuje, że zrezygnował ze studiów. Szkołę średnią skończył z wyróżnieniem. Dzięki temu dostał się na Politechnikę Częstochowską bez egzaminu. Kierunek modny do dziś - budowa maszyn. Po trzech miesiącach zrezygnował, ale nie dlatego, że nie chciało mu się uczyć. Męczyły go codzienne dojazdy, a rodziców nie było stać, by opłacać stancję na miejscu. Jego błąd po latach naprawił najmłodszy syn. Skończył uczelnię, której nie udało się jego tacie. - Tylko dziś dyplom stracił na wartości - zauważa pan Henryk. - W latach mojej młodości nie do pomyślenia było, aby inżynier czy magister nie miał pracy. Firmy zabiegały już o absolwentów liceów i techników. Kiedy słyszę, co dziś dzieje się z młodymi ludźmi, jak długo są na bezrobociu, to aż żal ściska. Start mają gorszy niż my mieliśmy w latach 70.


*Aquadrom w Rudzie Śląskiej - najpiękniejszy park wodny w Polsce ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*75. urodziny Stanisława Oślizło. Benefis legendy Górnika Zabrze ZDJĘCIA
*Morderstwo w Skrzyszowie - NIEZNANE FAKTY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!