Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywozili maszyny, zakłady, a nawet pracowników. Tak Sowieci "wyzwalali" Śląsk. Rozmowa z Dariuszem Węgrzynem

Magdalena Grabowska
Magdalena Grabowska
Oddział sowiecki na ulicach Bytomia - 1945 r.
Oddział sowiecki na ulicach Bytomia - 1945 r. Archiwum Państwowe Katowice
Styczeń 1945 r. Armia Czerwona wkracza do Śląska i "wyzwala" Górnoślązaków spod okupacji nazistowskiej. Sowieci bez powodu przechwytują mężczyzn i wywożą ich w głąb ZSRR. Nieświadomi tego co ich czeka, górnicy, hutnicy i wielu innych zostawiają swoje rodziny na pastwę losu. Zdesperowane kobiety by utrzymać rodzinę, chwytają się każdej pracy... Nawet tej w kopalni. W rozmowie z Dariuszem Węgrzynem, który tworzy bazę danych osób deportowanych do ZSRR z Górnego Śląska w 1945 roku, przyglądamy się temu, jakich dramatycznych wydarzeń doświadczył nasz region.

Spis treści

Wywózki do Związku Radzieckiego z Górnego Śląska dotyczyły pojedynczych osób czy całych rodzin?

Nie spotkałem się z przypadkiem, żeby z Górnego Śląska deportowano rodzinę. W lutym 1945 roku rozpoczęła się wywózka mieszkańców, głównie obejmująca mężczyzn, w tym pracowników lokalnych zakładów przemysłowych, hutników i górników. Trwała od lutego do marca/kwietnia. Wtedy zakończono deportację ponad 40 tys. mężczyzn, w większym stopniu z obszaru niemieckiej części Górnego Śląska, będącego częścią Rzeszy Niemieckiej przed wybuchem wojny. Ci mężczyźni zostali skierowani głównie do sowieckich łagrów zlokalizowanych na Ukrainie (Donbas), czy Białorusi. Odnosząc się do kobiet, faktycznie były deportowane, ale stanowiły niewielką grupę, około 4-5 proc. Często były aresztowane i kierowane w głąb Związku Sowieckiego, na obszary takie jak Ural.

Zima 1945 roku: Armia Czerwona wkracza do Gliwic. Dla mieszkańców nastał czas czerwonego terroru
Zima 1945 roku: Armia Czerwona wkracza do Gliwic. Dla mieszkańców nastał czas czerwonego terroru ARCHIWUM IPN

Kogo deportowano? Czy istniał określony profil osób wywożonych na Wschód?

Organy bezpieczeństwa Związku Radzieckiego najpierw aresztowały ludzi w momencie wkroczenia na określony teren na całym Górnym Śląsku, zarówno w części, która przed wybuchem wojny znajdowała się w granicach II Rzeczypospolitej, jak i w części „niemieckiej”. Za frontem posuwały się formacje NKWD i kontrwywiadu wojskowego „Smiersz” i aresztowały wszystkich podejrzanych. Zatrzymani stanowili szerokie grono osób- od członków struktur partii nazistowskiej, organizacji nazistowskich, administracji, po młodocianych z młodzieżowych organizacji. W praktyce wielu aresztowanych było przypadkowych, wystarczył jeden donos. Warto zaznaczyć, że wszystko działo się pod koniec wojny, a wejście Sowietów było dogodnym momentem do rozliczeń.

Wysyłając donos na kogoś, NKWD przychodziło i zabierało go z domu. Motywacją mogła być zemsta sąsiadów lub kwestie majątkowe, gdyż pozostawiony dom stawał się łupem. Sowieci aresztowali także ludzi podejrzanych nie tylko o związki z nazistowskimi strukturami, ale także członków polskiej konspiracji niepodległościowej. Przyszłych łagierników pozyskiwano także w ramach tzw. "zbiórki" ogłoszonej na obszarach, które przed wojną należały do Rzeszy Niemieckiej, zwłaszcza na Górnym Śląsku. Mężczyźni w wieku produkcyjnym byli zobowiązani zgłosić się w wyznaczonych punktach. Twierdzono, że będą pracować na zapleczu frontu. Nakazywano im zabrać zapasy żywności na 15 dni. Każdy sobie więc pomyślał: „przepracujemy 2 tygodnie na miejscu i wrócimy do naszych dotychczasowych zajęć, czyli do pracy w kopalniach i hutach”.

"Przekazanie kluczy do miasta przez wyzwolicieli Bytomia". Tak zapisano ten dzień. Po wkroczeniu Armii Czerwonej władze sowieckie najpierw
"Przekazanie kluczy do miasta przez wyzwolicieli Bytomia". Tak zapisano ten dzień. Po wkroczeniu Armii Czerwonej władze sowieckie najpierw deportowały mieszkańców Bytomia do niewolniczej pracy na Wschód. Ze zbiorów Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.

Okazało się jednak, że tych ich internowano i zmobilizowano – nie do służby wojskowej, ale do pracy, i to nie na miejscu, a w Związku Sowieckim. Większość deportowanych, aż 3/4 z nich, to ci mężczyźni, którzy sami zgłosili się do punktów zbiórki, sądząc, że popracują na zapleczu i wrócą. Były pewne obostrzenia, że jeśli ktoś się nie zgłosi, może być ukarany. Nawet pojawiło się dość sarkastyczne stwierdzenie, że jeśli ktoś się nie podporządkuje rozkazom sowieckim to trafi na Sybir. Tymczasem Ci, którzy się zgłosili tam również trafiali. Nikt więc nie był świadomy co go dokładnie czeka i jak długo będzie przebywał w łagrze.

Wywozili maszyny, zakłady, a nawet pracowników. Tak Sowieci
NAC

Obydwie te grupy, zarówno ci aresztowani, jak i zmobilizowani, nie mieli żadnego wyroku sądowego, zostali zatrzymani bez sądowej decyzji. To było ważne, ponieważ nie mieli pewności, jak długo tam zostaną. Bez określonego wyroku nie mieli pojęcia, ile czasu spędzą w łagrach. W przeciwieństwie do skazanych, którzy mieli perspektywę końca kary i nadzieje na jej skrócenie w wyniku np. amnestii, ci ludzie nie znali swojej sytuacji, co utrudniało im przewidywanie przyszłości i wpływało na ich kondycję psychiczną.

Czy na terenie Górnego Śląska również były podobne obozy?

Powstała sieć obozów przejściowych, zbierających deportowanych Górnoślązaków przed wywózką na wschód. Osoby zgłaszające się były tam gromadzone, przetrzymywane i przygotowywane do deportacji. Prowadzono selekcję, zwalniając jedynie tych, którzy nie nadawali się do podróży. Obejmowało to osoby z widocznym kalectwem lub starsze, które nie miały szans na przeżycie w sowieckich łagrach. Takie przypadki były jednak rzadkie. Ludzi trzymano przez pewien czas, organizując wagony kolejowe, po czym wysyłano ich do Związku Sowieckiego. Jednym z najbardziej znanych obozów był ten w Łabędach, gdzie część osiedla mieszkaniowego opróżniono z dotychczasowych mieszkańców, otoczono drutem kolczastym i utworzono obóz przejściowy. Oprócz łagrów przesyłowych do jesieni 1945 roku istniało sporo obozów demontażowych. Praca w nich polegała głównie na codziennym demontowaniu, pakowaniu i wysyłaniu maszyn oraz urządzeń z zakładów przemysłowych do Związku Sowieckiego. Od lata 1945 roku stopniowo likwidowano je, gdyż interesujące Sowietów zakłady przemysłowe były kompletnie zdemontowane. Do pracy w obozach demontażowych wykorzystywano głównie miejscową ludność. Przetrzymywano w nich młodych chłopców, dziewczyny i dorosłych mężczyzn powyżej pięćdziesiątego roku życia. W obozach tych gromadzili się ludzie młodzi, którzy wcześniej nie kwalifikowali się do wywózki przez Armię Czerwoną, oraz starzy, zastraszeni perspektywą wyjazdu na Wschód. Obozy demontażowe były zasiedlone także przez Polaków spoza Górnego Śląska, często powracających z robót przymusowych w Trzeciej Rzeszy. Często byli zatrzymywani w drodze powrotnej do domu przez NKWD. Musieli w nich pracować mimo zakończenia II wojny światowej.

Przenoszono całe zakłady na wschód łącznie z pracownikami?

Władza komunistyczna Polski stopniowo przejmowała pełną kontrolę nad tymi obszarami Górnego Śląska, które przed wojną należały do III Rzeszy. Sowieci początkowo nie wpuszczali polskiej administracji, uznając ten obszar za zdobyczny, który należy najpierw ogołocić z różnego rodzaju dóbr. W efekcie zakłady chemiczne w rejonie Koźla, czy Kędzierzyna zostały zdemontowane do fundamentów, a ich infrastrukturę wysłano na wschód. Wywożono pojedyncze maszyny, jak frezarki i tokarki, a także całe linie przemysłowe. W ramach reparacji wojennych Górnoślązacy zostali wysłani do Związku Sowieckiego, aby pracować jako obywatele Rzeszy Niemieckiej, odpowiadając za to, co armia niemiecka zrobiła na wschodzie. Zdarzały się sytuacje, że ludzie wywiezieni w głąb Związku Radzieckiego pracowali na tych samych maszynach, co na Górnym Śląsku przed deportacją. Jest to pewna ironia. Niemieccy historycy wywózkę cywilów ze społeczności uznanych za niemieckie z Europy Środkowej i Wschodnie do pracy przymusowej w ZSRR określają jako "żywe reparacje".

Można powiedzieć, że Sowieci próbowali przenieść Górny Śląsk do siebie?

Może nie aż tak, ale chodziło o pozyskanie jak największej ilości dóbr. Obszar Górnego Śląska był silnie uprzemysłowiony, a główna część przemysłowa, w tym Katowice, Gliwice, Bytom i Zabrze, zostały zajęte szybko i bez większego oporu. Nie było znacznych zniszczeń infrastruktury przemysłowej, a Niemcy, pracując do ostatniej chwili, zorientowali się, że nie mogą jej wywieźć na Zachód. Zakazano stosowania taktyki „spalonej ziemi”, więc kopalnie pracowały do ostatniego dnia pobytu niemieckiej armii. Mimo krótkotrwałego braku prądu, zakłady mogły szybko zostać uruchomione. Teren był bogaty, umożliwiał wywóz sprzętu i nawet relokację pracowników, zwłaszcza robotników górnośląskich, którzy trafili na Ukrainę do Donbasu, przypominającego Górny Śląsk z kopalniami, hutami i przemysłem ciężkim i wydobywczym. Ci ludzie doskonale mogli się tam sprawdzić jako robotnicy przymusowi. Zaczęto ich jednak powoli zwalniać do domów już od połowy 1945 roku, ale tylko chorych i niezdolnych do pracy, czyli mówiąc brutalnie zbędnych dla Sowietów.

Większość mężczyzn w wieku produkcyjnym została wywieziona. Jak funkcjonowały kopalnie i zakłady bez pracowników?

Po deportacji wielu mężczyzn, nie było łatwo. Największe wyzwania dotyczyły kopalń w rejonie Bytomia, Gliwic i Zabrza. Większość zdrowych mężczyzn została z tych obszarów wywieziona. W kopalniach z rejonu Zabrza w okresie wojny zatrudniano około 20 tys. osób. Po reaktywacji pod polskim zarządem w marcu 1945 roku, liczba pracowników spadła do 3 500, a do końca roku 1945 udało się pozyskać tylko 10 tys. pracowników. Brak górników stanowił ogromny problem, zarówno dla kopalni, jak i dla rodzin, które straciły swoich jedynych żywicieli.

"Zabrze-Wschód" w 1948.
"Zabrze-Wschód" w 1948. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Typowo śląska rodzina, to najczęściej matka bez wykształcenia, która prowadziła dom i zajmowała się rodziną oraz ojciec, który oczywiście pracował na grubie lub w hucie, przynosił wypłatę i nagle w lutym marcu 1945 r. to się wszystko załamuje. Nie ma tego mężczyzny, nie ma wypłaty, którą dostaje matka, co więcej, nie ma w ogóle możliwości pomocy ze strony sąsiadów. Wszystkich mężczyzn, także i tych z sąsiedztwa zabrano i rodziny z całej okolicy znajdowały się w takiej samej tragicznej sytuacji. Często pracowali w tych samych kopalniach, byli kolegami z pracy, ale teraz pojechali do Związku Sowieckiego. Rodziny znalazły się w katastrofalnej sytuacji. Pracy jest w brud, ale to są prace dla mężczyzn, w hutach, w kopalniach, w zakładach przemysłowych. Natomiast niewykształcona kobieta miała ciężko, bo trudno było jej znaleźć zatrudnienie. Część z nich idzie na sąsiednie obszary wiejskie, pomaga przy pracach rolnych, a oczywiście zapłatą nie jest żadna gotówka, tylko żywność. Tam się pojawił też problem, bo wprowadzono kartki żywnościowe.

"W połowie 1945 roku kobiety były tak zdesperowane, że około 500 z niemieckiej części Górnego Śląska podjęło pracę w kopalniach"

Jeżeli kobieta nie pracowała, to przysługiwały kartki dla dzieci w wieku do 16 lat. Jak się jednak nie pracuje, to się nie ma pieniędzy, żeby te kartki wykupić. Kobieta mogła podjąć pracę, ale jako osoba niewykształcona. W skutek niskich zarobków, kobiety miały trudności w zakupie żywności także na wolnym rynku, gdzie jedzenie było droższe. Ogólnie rzecz biorąc życie tych kobiet było niezwykle trudne, próbowały wiązać koniec z końcem. W połowie 1945 roku kobiety były tak zdesperowane, że około 500 z niemieckiej części Górnego Śląska podjęło pracę w kopalniach pod ziemią. To było niezgodne z przedwojennym prawem górniczym Polski, które zabraniało im pracę pod ziemią. Władze polskie w Katowicach zareagowały na tę sytuację i do jesieni 1945 roku kobiety przestały zjeżdżać pod ziemię. Kopalnie natomiast miały trudności z kadrą górniczą, a próby zastąpienia brakujących mężczyzn innymi pracownikami napotykały trudności ze względu na wymagane doświadczenie. Pomysł ściągnięcia pracowników z innych regionów Polski okazał się niewystarczający ze względu na niskie zarobki, trudną i niebezpieczną pracę, oraz problemy z zakwaterowaniem. W lipcu 1945 roku niektóre kopalnie zdecydowały się wyrzucić niepracujących mieszkańców z lokali górniczych. Dotychczas zajmowali je pracownicy deportowani do ZSRR wraz ze swoimi rodzinami. Znalezienie nowego miejsca zamieszkania było trudne. Czyniono to w celu osiedlenia nowych pracowników, którzy gotowi byli podjąć zatrudnienie, ale wymogiem był przydział lokum.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera