Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blask i urok w dobie kryzysu

Michał Smolorz
Komunizm obrzydził nam wiele ważnych zjawisk, w tym pojęcie dobrej roboty.

Powszechne PRL-owskie partactwo przykrywano propagandową papką typu "walczymy o socjalistyczny znak jakości" albo "jesteśmy drużyną DO-RO". W ten sposób coś, co dawniej było niezbywalną cechą śląskiego charakteru, zostało trwale zużyte i ośmieszone.

Piszę o tym przy nietypowej okazji, po teatralnej premierze. Profesjonalni krytycy dali już pełne entuzjazmu recenzje z premiery musicalu "Oliver!" w reżyserii Magdaleny Piekorz w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Entuzjazm uzasadniony, też wyszedłem z teatru rozpromieniony i pełen radości ducha. Nie wdając się w artystyczną analizę dzieła, co zrobili już fachowcy, pozostanę przy tytułowej Dobrej Robocie. Bo chorzowski spektakl jest najlepszym dowodem, że nie tylko w przemyśle, w rzemiośle, w usługach materialnych, ale także w sztuce opłaca się nie ulegać pokusie łatwizny. Że opłaca się nie chodzić na kompromisy z jakością. Że opłaca się nie szukać ersatzów dla zapchania dziur finansowych.

Nasza prowincjonalna działalność kulturalna jest trwale skażona takimi pokusami: byle taniej, byle prościej, byle szybciej. Nie tylko w kulturze gminno-festynowej, gdzie osiągnięto już poziom zatrważający, także w świecie profesjonalnej sztuki na poziomie wojewódzkim. Po co wydawać na teatralną premierę sto, dwieście, trzysta albo i pięćset tysięcy złotych, ba, nawet milion (a tyle to często musi kosztować), skoro jest reżyser oferujący produkt za trzydzieści tysięcy albo i mniej. Przecież nie trzeba budować kosztownych dekoracji, jeśli można grać na pustej scenie i uzasadnić to napuszonym bełkotem: "w mojej sztuce aktor nie chowa się za scenografią, musi dać z siebie wszystko". Po co szyć galerię kosztownych kostiumów, skoro można grać w T-shirtach ("tylko tą drogą widz skupia się na aktorskiej ekspresji"). A kiedy już kostium jest niezbędny, zawsze można przenicować zakurzone zapasy magazynowe. I po co w musicalu 30-osobowa orkiestra, skoro można muzykę nagrać na komputerze, a potem odtwarzać z płyty?
Wyrażam więc pani Magdalenie Piekorz i dyrektorowi Teatru Rozrywki najwyższe uznanie, że nie ulegają takim pokusom, że nie sprzedają nam takich namiastek. W czasie, gdy wszyscy usprawiedliwiają swoją niemoc światowym kryzysem (jakaż to cudowna wymówka dla nierobów i urzędowych impotentów!), oni oferują produkt, w którym wszystko jest w najlepszym gatunku, w którym nie ma ersatzów, który lśni broadwayowskim blaskiem w najlepszym znaczeniu tego słowa. To po prostu tak musi być zrobione, bez tego nie będzie efektu!

Oczywiście, jest to warunek konieczny, acz niewystarczający, potrzeba jeszcze kapki talentów, ale w sztukach scenicznych nie mogą one zastępować wszystkiego. Rzemiosło i produkcja na najwyższym poziomie są w teatrze tak samo ważne, jak przy wytwarzaniu samochodów. Czymś przecież limuzyny BMW różnią się od aut Tata.

W przypadku Magdaleny Piekorz mamy do czynienia z jeszcze jednym nietypowym i dlatego fascynującym zjawiskiem: jest ona po prostu przemiłą, przesympatyczną, a przy tym do cna elegancką kobietą. Nie wiem z czego to się bierze, ale te cechy charakteru widać potem w sztuce. A przecież w Polsce utarło się, że Prawdziwy Artysta musi być aroganckim, antypatycznym, gburowatym łachmaniarzem, demonstrującym głęboką pogardę dla konsumentów sztuki. Wiedzą o tym już na pierwszym semestrze studenci reżyserii, a potem demonstrują przez resztę zawodowego żywota. Spotkałem niedawno takiego "artychę" na przyjęciu dyplomatycznym. Snuł się nieogolony pomiędzy stolikami z winem, w dziurawych sztruksach i zdeptanych trampkach, głęboko w d... mając to całe wyfraczone towarzystwo.

Przy okazji przepraszam pana Dariusza Miłkowskiego, dyrektora Teatru Rozrywki, że znów o jego firmie napisałem w superlatywach. Zapewne po raz kolejny zaszkodziłem mu w oczach przełożonych z Urzędu Marszałkowskiego oraz u pozostałych dyrektorów wojewódzkich placówek kultury (pocałunek śmierci?). Kiedy ostatnio napisałem coś dobrego o Teatrze Rozrywki, pan dyrektor dwoił się i troił, aby się od tej pochwały odciąć, więc ze łzami w oczach zapewniał, że jest ona "głęboko szkodliwa".
Nic z tego. Nie wzruszają mnie te łzy, dalej będę chwalił. Za dobrą robotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!