Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamusella o wyroku SN: Jak nie zauważyć istnienia Ślązaków i nie szanować miliona obywateli

Tomasz Kamusella
Polskie władze postępują zgodnie z zasadą nacjonalizmu: w narodowym państwie jest miejsce dla jednego narodu z jednym językiem - pisze Tomasz Kamusella z University of St. Andrews, komentując wyrok Sądu Najwyższego uznający narodowość śląską za nieistniejącą.

W okresie międzywojennym i za komunizmu polskie państwo i administracja wykazywały się niewielkim zrozumieniem - lub najczęściej jego brakiem - dla spraw Górnego Śląska i Ślązaków. Pomimo przegranego przez Polskę plebiscytu z roku 1921, autonomię międzywojennego województwa śląskiego drastycznie ograniczano, a w 1945 roku w ogóle ją zniesiono bez oglądania się na obowiązujące procedury prawne. Po II wojnie światowej ZSRR nadał Polsce większość ziem niemieckich na wschód od linii Odry i Nysy. W drugiej połowie lat czterdziestych ubiegłego wieku wygnano (oficjalnie "wytransferowano") z nich Niemców, zastępując ich polskimi oraz żydowskimi wygnańcami (oficjalnie "repatriantami") z polskich ziem wschodnich, przejętych przez ZSRR, jak i osadnikami z Polski centralnej.

CZYTAJ TAKŻE:
NARODOWOŚĆ ŚLĄSKA NIE ISTNIEJE? ŚLĄZACY WALCZĄ O UZNANIE MIMO ORZECZENIA SĄDU NAJWYŻSZEGO

Kim są śląscy autochtoni

Zatrzymano za to "autochtonów," aby w oczach opinii światowej uzasadnić polskie prawo do właśnie co przejętych ziem niemieckich (autochton - kolonialne to w swej wymowie słowo greckiej proweniencji, oznaczające "osobę urodzoną na tej ziemi, w tym regionie," w łacińskiej wersji okazuje się też imperialnym określeniem na pierwotnych mieszkańców Australii, czyli Aborygenów). W skład tych tzw. autochtonów wchodziły dwie podstawowe grupy, tj. około 100.000 Mazurów (wcześniej obywateli Niemiec) w powojennym województwie olsztyńskim oraz 1,85 miliona Ślązaków. Tych drugich potrzeba było aż tylu, bowiem - prócz argumentu ideologicznego - w powojennej Polsce nie miał kto ich zastąpić w GOP-ie, który wtedy wytwarzał ponad połowę - a może nawet trzy czwarte - polskiego PKB. Trochę mniej niż połowa tej grupy, tj. 850.000 Ślązaków to byli obywatele Niemiec z niemieckiej części międzywojennego Górnego Śląska (pruskiej prowincji górnośląskiej). Aż 1 milion stanowili obywatele polscy z autonomicznego województwa śląskiego, którzy w czasie wojny uzyskali obywatelstwo niemieckie poprzez (w gruncie rzeczy przymusowy) wpis na DVL (Niemiecką Listę Narodowościową). Oficjalnie, jako "autochtonów," określano Ślązaków tylko z niemieckiej prowincji górnośląskiej, lecz w popularnym użyciu przyjęło się stosować ten pejoratyw także w odniesieniu do Ślązaków z byłego autonomicznego województwa śląskiego.

Los "robotniczej arystokracji"

W powojennej Polsce poddano wszystkich "autochtonów" odgórnej i przymusowej polonizacji (pod nazwą akcji "odniemczania" i "repolonizacji"). Osadzano ich w obozach pracy przymusowej, odbierano im mienie, karano za mówienie po niemiecku, w szkołach oduczano mówić po śląsku i mazursku; w wojsku nie dawano broni, tylko kierowano do pracy w kopalni bez wynagrodzenia; nieoficjalnie, ale otwarcie, uważano ich za "krypto-Niemców," i traktowano jako obywateli drugiej kategorii.

Nigdy nie w pełni i nigdy niewystarczająco polskich.

Dyskryminacja zelżała po roku 1956, ale na karierę w PRL-u autochton nie miał co liczyć, o ile nie nauczył się mówić i pisać "poprawnie po polsku," nie zapisał się do PZPR-u i nie wyniósł się ze swojego hajmatu - najlepiej do Warszawy, Krakowa lub centralnej Polski.

W odpowiedzi na nieustającą dyskryminację i uwłaczanie godności ludzkiej praktycznie wszyscy Mazurzy wyjechali do RFN między rokiem 1956 i 1981. Mieli gorzej od Ślązaków, bo przez swą religię - luteranizm - byli poważani za jeszcze mniej polskich niźli ci pierwsi. Mimo to od lat pięćdziesiątych XX stulecia po rok 1993 do Niemiec wyjechała też połowa Ślązaków - około 900.000 osób. Z pozostałej połowy, zaraz po upadku komunizmu, prawie 350.000 Ślązaków zadeklarowało narodowość niemiecką, a listy z tymi deklaracjami zdeponowano w ambasadzie RFN. Przejmujący obraz dyskryminacji Ślązaków od lat trzydziestych po czasy transformacji systemowej dał Jan Kidawa-Błoński w filmie "Pamiętnik znaleziony w garbie" (1993). To samo dla ukazania tragicznych powojennych losów Mazurów uczynił ostatnio Wojciech Smarzowski w obrazie "Róża" (2011).

W wolnej i demokratycznej Polsce nareszcie wszyscy mieli poczuć się jak u siebie w domu bez względu na różnice etniczne, polityczne, religijne, rasowe czy językowe. Ale w procesie przyśpieszonej deindustria-lizacji GOP-u, z dnia na dzień górnicy i hutnicy trafili z szeregów "arystokracji robotniczej" wprost na bezrobocie. Wentylem bezpieczeństwa dla narastającej frustracji społecznej i politycznej na Górnym Śląsku okazało się uznanie istnienia mniejszości niemieckiej w tym regionie.

Zrezygnowano z podtrzymywania ideologicznego mitu o "polskich autochtonach". Od roku 1992, kiedy ratyfikowano polsko-niemiecki traktat graniczny (1990) oraz niemiecko-polski traktat o dobrym sąsiedztwie i współpracy (1991), niemieckie placówki konsularne poczęły wydawać Ślązakom obywatelstwo niemieckie, bez konieczności udawania się w tym celu na emigrację do Niemiec. Obywatelstwo to potwierdzano paszportem RFN, który zezwala na legalne zatrudnienie w Niemczech, a od roku 1993 także w innych krajach właśnie wtedy powstałej Unii Europejskiej.

To proste rozwiązanie problemów bytowo-materialnych miało zastosowanie głównie w przypadku Ślązaków z międzywojennej prowincji górnośląskiej (tj. województwa opolskiego), bowiem o wiele mniejsze szanse odzyskania lub uzyskania obywatelstwa niemieckiego mieli Ślązacy z międzywojennego autonomicznego województwa śląskiego. Pozostawieni sami sobie przez partie ogólnopolskie stali się zapleczem i elektoratem autonomistów śląskich oraz śląskiego ruchu etnicznojęzykowego (narodowego). W roku 1990 powstał Ruch Autonomii Śląska (RAŚ), który od roku 2010 współrządził województwem śląskim.

Drugą - etnicznojęzykową płaszczyznę wymiaru śląskości - miał zagospodarować Związek Ludności Narodowości Śląskiej (ZLNŚ) powstały w roku 1996.

Jednak władze polskie uczyniły wszystko, aby uniemożliwić rejestrację ZLNŚ, postępując zgodnie z zasadą środkowoeuropejskiego nacjonalizmu: że w "prawdziwie" narodowym państwie jest tylko miejsce dla jednego narodu, z jednym językiem narodowym. W roku 2000 z "przypadkowo ujawnionego" raportu UOP (Urzędu Ochrony Państwa) można było się dowiedzieć, że RAŚ i Ślązacy stanowią "największe wewnętrzne zagrożenie" dla państwa polskiego.

To tylko grupa regionalna

ZLNŚ nie zarejestrowano po dziś dzień. Administracja i sądownictwo polskie uzasadniają tę decyzję autorytatywnie stwierdzając, że Ślązacy to "grupa regionalna lub społeczna narodu polskiego," dodając jeszcze, iż ZLNŚ to "partia kanapowa".

Jednak już wkrótce obywatele RP, w tym i Ślązacy, mogli dać wyraz swojej woli w kwestii własnej tożsamości w spisie ludności z roku 2002. Okazało się, pomimo fałszerstw spisowych (następnie krytykowanych przez ONZ), że 176.000 osób zadeklarowało narodowość śląską, a 57.000 mówienie językiem śląskim w domu. Ślązacy okazali się największą liczebnie mniejszością narodową w dzisiejszej Polsce.

Władze zignorowały te deklaracje, pomimo że stanowiły one oficjalną odpowiedź na równie oficjalne zapytanie w spisie ludności przeprowadzonym przez polski rząd. W ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regional- nym z 2005 roku próżno by szukać zapisu o języku śląskim i mniejszości śląskiej. Jednak, pomimo upartego zaprzeczania istnieniu obydwu, w pierwszym niesfałszowanym spisie postkomunistycznym z roku 2011, okazało się, iż 850.000 osób zadeklarowało narodowość śląską, a 529.000 mówienie językiem śląskim. Wedle tych danych, Ślązacy to największa mniejszość narodowa w Polsce, a język śląski jest drugim największym językiem w tymże kraju zaraz po polszczyźnie.

Obecnie 250.000 Ślązaków mieszkających w Polsce posiada obywatelstwo niemieckie, co wraz z liczbą 850.000 narodowych deklaracji śląskich daje liczbę ok. 1,1 miliona Ślązaków. Oczywiście, to uproszczony szacunek, bowiem osoby z obywatelstwem niemieckim też mogły deklarować narodowość śląską, a niektóre osoby o śląskim pochodzeniu zapewne deklarowały wyłącznie narodowość polską.

Od wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2004 r., wartość identyfikacyjno-zatrudnieniowa paszportu niemieckiego nie jest już taka znacząca jak to wcześniej bywało. Teraz i polski paszport daje taki sam dostęp do rynku pracy w Niemczech i gdzie indziej w Unii. Spowodowało to wzrost atrakcyjności tożsamości śląskiej w województwie opolskim (w sporej mierze pokrywającym się z niemiecką Prowincją Górnośląską). Temu zapotrzebowaniu wyszło naprzeciw Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej (SONŚ) założone w roku 2011. Zapewne w obliczu tak dobitnych i jasnych wyników ostatniego spisu ludności sąd w Opolu nie zdecydował się zablokować rejestracji SONŚ. Rejestrację tą jednak bezustannie zaskarża opolska prokuratura, tak jakby nie o prawo, a o politykę tu się rozchodziło.

Ślązacy są czy ich nie ma?

W decyzji kasacyjnej z dnia 5 grudnia 2013 roku, polski Sąd Najwyższy podzielił opinie tejże prokuratury, tym samym "odrejestrowując" SONŚ. Sąd Najwyższy argumentuje, że "wyniki spisu powszechnego przeprowadzonego w 2011 r. nie mogą implikować poglądu o istnieniu narodu śląskiego". I dodaje, że mniejszość śląska nie może istnieć, bowiem "w ustawie z dnia 6 stycznia 2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym […] wśród mniejszości narodowych lub choćby etnicznych - nie wymienia się Ślązaków".

Jak to możliwe - warto spytać - że polska administracja nie potrafi zauważyć istnienia Ślązaków oraz ich języka i - w imię dziwnie pojmowanych zasad demokracji - woli nie szanować woli prawie miliona obywateli? Ślązacy są, ale ich nie ma? O co tu chodzi? Wydaje się, że w Polsce ważniejsze od demokracji i rządów prawa jest pryncypium ciągłego pogłębiania etnicznojęzykowej polskości, nawet wbrew prawu i w jawnej sprzeczności z zasadami demokracji oraz międzynarodowymi zobowiązaniami przyjętymi przez Polskę.

Przemyśliwując nad tym, naszło mnie ciekawe spostrzeżenie. Źródeł tradycji nowoczesnego polskiego prawodawstwa trzeba doszukiwać się w tych systemach prawa i administracji państwowej, jakie istniały przed rokiem 1918 na terenach, z których utworzono polskie państwo narodowe po I wojnie światowej. Były trzy takie systemy wypracowane w Austro-Węgrzech, Niemczech (Prusach) oraz Rosji. W szkolnej narracji historyczno-narodowej w roli głównego przeciwnika istnienia narodu polskiego i polskiej państwowości osadzono Rosję, opatrywaną takimi negatywnymi przymiotnikami, jak "autorytarna" lub "carska". Stąd zdawałoby się, że po zachodnioeuropejskiemu bardziej demokratyczna i liberalna tradycja polskiej państwowości winna się odwoływać do modelu austro-węgierskiego lub co najmniej prusko-niemieckiego.

Jednak nie. W przypadku budowania polskiej państwowości narodowej rosyjski model centralistycznego autorytaryzmu (vel "sterowanej demokracji") okazał się bardziej przystający do politycznych wizji warszawskich polityków niźli tradycje federalne kontynuowane we współczesnych Niemczech czy Austrii. W Polsce pojęcie federalizmu interpretuje się jako niemożliwy do zaakceptowania zamach na jedność i jednolitość państwa. Ale - co gołym okiem widać, na przykładzie tego, dokąd wyjeżdżają Polacy - że gospodarczo, politycznie oraz pod względem poziomu życia, model niemieckiego lub brytyjskiego federalizmu jest o niebo atrakcyjniejszy niż polski lub tym bardziej rosyjski centralizm. Nie słyszałem o Szkotach, Anglikach bądź Niemcach masowo emigrujących do Polski czy Rosji. To około 3 milionów Polaków, którzy wyjechali po wejściu Polski do UE w 2004 roku, udało się głównie do Wielkiej Brytanii i Niemiec.

Zaklinanie rzeczywistości

Na przyszły rok (2014) zostałem zaproszony na konferencję w Harvard Ukrainian Re-search Institute (Ukraińskim Instytucie Badawczym) na Uniwersytecie Harvarda w USA. Konferencja ta została zorganizowana na 150-lecie wydania cyrkularza wa-łujewskiego (1863). W słynnym tym okólniku minister spraw wewnętrznych Imperium Rosyjskiego Piotr Wałujew stwierdził, że "języka małorosyjskiego [tj. ukraińskiego] nie było, nie ma i być nie może". Okazało się, że carski minister się mylił, czego jasnym dowodem jest istnienie państwa Ukraina z ukraińskim - jako językiem oficjalnym i narodowym.

Nie jest to jednak dostateczna wskazówka dla współczesnej polskiej administracji i sądownictwa. W przypadku Górnego Śląska głównym wymiarem praworządności pozostaje wciąż "podejście wałujewskie", inaczej określane "zaklinaniem rzeczywistości". Tak więc, wedle Sądu Najwyższego "Ślązaków i języka śląskiego nie było, nie ma i być nie może".

Smutno, że nie pamięta się przy tym o mądrej przestrodze światowej sławy językoznawcy, klasyka polskiej myśli liberalnej oraz kandydata na urząd prezydenta RP w roku 1922, Jana Baudouina de Courtenay. Otóż, pisał on, że "[ż]aden warszawski polityk, który chciałby zmienić Kaszubów, Ślązaków czy Białorusinów w Polaków, nie ma prawa czuć się dotknięty tym, że carska administracja próbuje zmienić Polaków w Rosjan".

Lecz wolne i demokratyczne państwo polskie za bardziej stosowne, demokratyczne i nowoczesne uznaje nadal trzymanie się logiki wałujewskiej.

***

Dr hab. Tomasz Kamusella
z University of St. Andrews - jest polskim historykiem, absolwentem Uniwersytetu Śląskiego, zajmującym się m.in. dziejami i polityką językową Europy Środkowej oraz Śląska, teorią narodu i nacjonalizmu, szczególnie etnicznojęzy-kowego, integracją europejską, a także socjolingwistyką i mniejszościami etnicznymi oraz narodowymi. Opublikował sto kilkadziesiąt artykułów dotyczących różnych aspektów nacjonalizmu, polityki językowej, integracji europejskiej oraz dziejów Europy nowożytnej. Ostatnio zajmuje się wpływem polityki na myślenie o językach oraz udziałem filologii w procesach narodowotwórczych.Publikuje książki w językach polskim i angielskim.

Co orzekł Sąd Najwyższy:
"Grupa etniczna, sama siebie określająca Ślązakami, nie stanowi odrębnej narodowości, a dążenia do autonomii są sprzeczne z konstytucją, osłabiają polską integralność i jedność narodową" - tak zdecydował kilka dni temu Sąd Najwyższy i nakazał ponowne rozpatrzenie wniosku o rejestrację Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej.

W ten sposób SN zakwestionował decyzję Sądu Okręgowego w Opolu, który w grudniu 2011 roku zezwolił na zarejestrowanie powstałego w tym samym roku SONŚ. Działacze Stowarzyszenia czekają teraz na zakończenie sądowych procedur w Polsce i zamierzają wnieść skargę o dyskryminację do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.


*Regionalna lista płac. Sprawdź, ile zarabiają [ZAROBKI OD 100 ZŁ DO 1 MLN ZŁ]
*Kuchenne Rewolucje w Tychach: Dom Bawarski Tychy Magdy Gessler [ZDJĘCIA + WIDEO]
*Najpiękniejsze polskie kolędy [POSŁUCHAJ i WYBIERZ]
*Najlepsze prezenty na święta Bożego Narodzenia [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!