Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kozubik: Kto to widział, żeby powstania śląskie nazywać wojną domową

Teresa Semik
Sierżant Kozubik w mundurze Luftwaffe...
Sierżant Kozubik w mundurze Luftwaffe... arc. rodzinne
Józef Kozubik trafił do Luftwaffe nie z własnej woli. Pochodził ze Świętochłowic. Nigdy nie opowiadał dzieciom, że był na tej wojnie. "Tylko służyłem w wojsku" - powtarzał, bo nie wyzwolił się z wojennej traumy - pisze Teresa Semik

W rodzinnych albumach Kozubików niewiele pozostało fotografii żołnierza Luftwaffe z drugiej wojny światowej. Józef Kozubik kazał żonie zniszczyć wszystkie zdjęcia, łącznie z dokumentami, które pochodziły z tamtych czasów.

- To nie był strach przed przeszłością - twierdzi jego syn, Bogdan. - On nie chciał widzieć tych niemieckich zdjęć, nie chciał tych wspomnień.

Bogdan Kozubik ze Świętochłowic nie ma dziś kłopotu z określeniem swojej tożsamości i narodowości.

- Jestem Ślązakiem Polakiem. Ale najpierw Ślązakiem - mówi. Tak uczył go ojciec i dziadkowie. W domu zawsze się godało po śląsku, odkąd tylko pamięta.

Ojciec - Józef Kozubik urodził się w 1919 roku, gdy wybuchło pierwsze powstanie śląskie. Mama - Gertruda, z domu Kołodziej, urodziła się w 1921 roku, gdy w historii Polski zapisywało się trzecie powstanie śląskie. To był, oczywiście, zbieg okoliczności, ale to, że dziadkowie poszli się wtedy bić o Polskę (czy, jak kto woli - o lepszy byt), już nie.

- Dziadek Kozubik zakończył powstanie na Annabergu, czyli na Górze Świętej Anny - przypomina jego wnuk, Bogdan. - Na wzór cesarza Wilusia (Wilhelma II) nosił długie, zakręcone wąsy, bo taka była wtedy moda, ale w głębi duszy czuł się Ślązakiem Polakiem.

Świętochłowice - rodzinne strony Kozubików i Kołodziejów zostały po powstaniach po niemieckiej stronie.

- Politycznie dziadkowie nie osiągnęli sukcesu, ale obronili swój dorobek, swój byt - twierdzi pan Bogdan. - Szli na plebiscyt, żeby głosować przeciwko Niemcom. Potem porwali się do walki i zaryzykowali życie. Wprawdzie do Polski nie trafili, ale wracali do domu z nadzieją, że może sobie odetchną i wreszcie Niemcy dadzą im spokój.

Obydwaj dziadkowie byli górnikami. Jeden pracował na starej "Matyldzie" w Świętochłowicach, a drugi na "Barbarze" w Chorzowie. Dziś już żadna z tych kopalń nie fedruje.

Doma ino sie godało. Wprawdzie Józef Kozubik poszedł przed wojną do niemieckiej szkoły, bo innej w Święto-chłowicach przecież nie było, ale zawsze już był niepokornym Ślązakiem. - Niemcom to się nie podobało i wzięli go na roboty do Zagłębia Ruhry - twierdzi jego syn Bogdan. - Pracował dla przemysłu hutniczego Niemiec szykujących się do wojny.
Tam, w Zagłębiu Ruhry, dostał powołanie do niemieckiego wojska. Służbę miał pełnić w Luftwaffe, w obsłudze naziemnej lotnictwa. Trafił do Norwegii. Jego jednostka brała udział w bitwach o Narwik, a potem bombardowała alianckie konwoje z pomocą, które płynęły do Murmańska.

- On nigdy nam nie mówił, że był na tej wojnie - przypomina syn Bogdan. - Z uporem powtarzał, że służył w wojsku nie z własnej woli. A rozkaz to rozkaz. Bronił się przed tymi wspomnieniami nie ze strachu. "Synek, ty tego i tak nie zrozumiesz, boś tam nie był" mówił do mnie. W samolotach, które bombardowały alianckie konwoje, byli jego koledzy. W tonących okrętach ginęli ludzie, przez lornetki obserwował, jak idą na dno.

W 1944 roku Józef Kozubik został ranny, stracił palec lewej ręki. Dostał urlop zdrowotny i przez Hamburg ruszył w stronę Śląska. Dotarł do Katowic tuż po wyzwoleniu. Dom w Świętochłowicach był już w zasięgu ręki i właśnie wtedy został internowany przez polskie wojsko. Siedział w więzieniu przy ul. Mikołowskiej trzy miesiące za to, że służył w niemieckiej armii.

Niczemu nie zaprzeczał, ale powtarzał, że jest Ślązakiem, że służba w niemieckim wojsku nie była jego wyborem i teraz bardzo chce wrócić do domu. Tłumaczyła się z tej wojny cała jego śląska rodzina.

Józef Kozubik wyszedł na wolność, ale został powołany na kilka miesięcy do polskiego wojska jako kierowca. Jeździł po Śląsku z zaopatrzeniem. Potem jeszcze miał na karku bezpiekę, której znów musiał się tłumaczyć, dlaczego nie służył w Wehrmachcie, tylko w Luftwaffe, a przecież nie miał wpływu na tę decyzję. Po przesłuchaniach dali mu spokój.
Wkrótce Józef ożenił się z Gertrudą, mieli sześcioro dzieci. Tradycyjnie, jak to na Śląsku, pracował na kopalni "Polska" w Świętochłowicach. Tej kopalni też już nie ma, bo została zlikwidowana.

- Jego pasją był żużel, a w Świętochłowicach była jedna z najsilniejszych drużyn w Polsce - przypomina syn Bogdan. - Nawet jak widział, że interesuję się historią, nie chciał opowiadać o wojnie. Nie chciał oglądać żadnych filmów wojennych, bo na nich żołnierz niemiecki był wyłącznie zły, a przecież byli też tacy, którzy pomagali, dzielili się z jeńcami obiadem. Częściej w naszym domu rozmawiało się o powstaniach śląskich. "Pamiętajcie dzieci, my som Ślonzoki" - wbijał nam do głowy.

Dlatego Bogdana Kozubika cieszy zapowiedź, że w Świętochłowicach może będzie muzeum powstań śląskich. Nie rozumie, dlaczego ktoś chce odbierać rybnickiej szkole imię powstańców śląskich, dlaczego odziera się z dumy ludzi, którzy ginęli za własne ideały.

- Jestem dumny z powstańców, wychowałem się w ich tradycji - mówi. - Kto to widział, żeby nazywać ich terrorystami i głosić, że to była wojna domowa.
Pasją Bogdana Kozubka stała się historia. Zbiera pamiątki dokumentujące przeszłość. Do muzeum w Świętochłowicach przekazał dziennik komendanta powstań śląskich, Alfonsa Zgrzebnioka. Znalazł go wśród makulatury. Na targach staroci w Bytomiu kupił reprodukcję przedstawiającą kapitulację Niemiec na Annabergu. Niemcy stoją w mundurach z białą flagą, a obok nich są powstańcy.

Należy też do Stowarzyszenia Na Rzecz Zabytków Fortyfikacji "Pro Fortalicium". Pomaga w zabezpieczaniu bunkra w Piaśnikach, który był częścią Obszaru Warownego "Śląsk" w II RP. Gdy rekonstruują wydarzenia z lat wojny, przebiera się za żołnierza polskiego z 1939 roku.

- Komu jest potrzebna ta awantura wokół gwary śląskiej? - pyta. - Ślązocy sami dadzą sobie radę. Bydom godać, bydzie godka. I niech każdy godo po swojemu. Nie ma jednej gwary śląskiej.

Bogdan Kozubik organizuje w Świętochłowicach święto "wodzionki", która należy do tradycyjnej kuchni tego regionu.

- Jest jeszcze w nas dużo energii śląskiej, ale ona się wykrusza, odkąd zaczęto werbować ludzi do hut i kopalń - przekonuje. - Do śląskości ma prawo każdy, kto kocha Śląsk. Wrośli w tę ziemię i to są nasi ludzie. Czasem nawet poradzom godać po naszymu.

Zrozumieć Śląsk i losy Ślązaków

W historii Śląska nic nie jest tylko białe lub tylko czarne.
Aby lepiej zrozumieć pogmatwane losy Ślązaków, rozpoczynamy cykl publikacji o prawdziwych wydarzeniach z życia śląskich rodzin, trudnych wyborach i krzywdach. Zachęcamy Czytelników do współredagowania tej strony. Prosimy o kontakt: [email protected] lub Media Centrum, ul. Baczyńskiego 25a, 41-203 Sosnowiec, tel. 32 634-21-52.

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO



*Pamietacie zabawki z PRL? ZOBACZCIE ZDJĘCIA
*Gdzie jeździliśmy kiedyś na weekend? ZOBACZ ZDJĘCIA ARCHIWALNE
*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!