Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KSSE ma 20 lat. Piotr Wojaczek, prezes KSSE wspomina jej początki

Monika Krężel
KSSE ma 20 lat. Piotr Wojaczek, prezes KSSE wspomina jej początkiPiotr Wojaczek
KSSE ma 20 lat. Piotr Wojaczek, prezes KSSE wspomina jej początkiPiotr Wojaczek Arkadiusz Gola/Dziennik Zachodni
Rozmowa z Piotrem Wojaczkiem, prezesem zarządu Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej: KSSE obchodzi właśnie 20-lecie założenia i może się pochwalić świetnymi wynikami - powstało tu 60 tys. miejsc pracy, a inwestycje w strefie wyniosły 24 mld zł. Ale początki nie były łatwe. Z Podstrefy Tyskiej KSSE dostałam zdjęcia sprzed 20 lat. Widać na nich rozsypujące się, zniszczone szklarnie po zakładzie ogrodniczym. Dziś w tym miejscu stoi fabryka Isuzu. Pamięta pan prezes te szklarnie?

I to bardzo dobrze. One są często bohaterami mojej anegdoty. W latach 60. czy 70. Bułgaria, zaprzyjaźniony kraj z bloku socjalistycznego, podarował polakom projekt gospodarstwa szklarniowego do produkcji pomidorów i kwiatów. Nasz naród dostał nawet całą technologię, która nadawała się niestety do klimatu czarnomorskiego. U nas te sadzonki, zajmujące kilkanaście hektarów pod szkłem, zużywały tygodniowo chyba prawie cały pociąg węgla - tyle potrzebowały ciepła. I jak nastał prawdziwy rynek, okazało się, że za tak wysoką cenę nie da się sprzedać ani pomidorów ani kwiatów. W latach 90. zakład upadł. To gospodarstwo należało do Agencja Nieruchomości Rolnych, a  my te szklarnie rozebraliśmy, aby naszym klientom zaproponować teren pod inwestycje.
Ziemia chemicznie była czysta, ale okazało się, że pół metra poniżej fundamentów leżały tony różnych rzeczy. Nie mieliśmy o tym wiedzy, gdy pierwszy nabywca - spółka Isuzu zdecydowała się na ten teren. Inwestor zabudował pod dachem 10 hektarów, ale w sumie kupił 35 ha. Byliśmy pewni, że pozostałą ziemię zagospodaruje kolejnymi projektami, ale nasz klient usypał wzniesienia, obsadził je trawą i strzygł ją perfekcyjnie przez co wyglądała jak pole golfowe. Zaproponowaliśmy więc inwestorowi, żeby sprzedał nadmiar gruntu. Bardzo długo nic się tam nie działo, aż pojawił się amerykański klient, który chciał ten teren przejąć. Deweloper w jego imieniu kupił ziemię i wybudował tam hale.

Do KSSE idealnie pasuje piosenka Golców: "Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco". Chyba te słowa odnoszą się do większości inwestycji?

Jak najbardziej. Chociaż gdyby na terenach było ściernisko, to byłoby pół biedy. Wystarczy wspomnieć, jak wyglądały tereny Pola Warszowickiego w Żorach - były tam m.in. instalacje górnicze z szybami wentylacyjnymi, głębokie obetonowane dziury, łaźnie, itd. A trzeba pamiętać, że zagraniczny klient jest bardziej wybredny, nikt nie  potrafił oszacować do końca ryzyka przy kupnie wątpliwego terenu - więc nie łatwo było  znaleźć na taki teren klienta. Dopiero, gdy jedna, druga  polska firma tam zainwestowała , to wtedy najczęściej pojawia się klient zagraniczny. Zdarza się też, że zewnętrzni klienci oglądają mapy zalewowe terenów sprzed 100 laty, bo niektóre miasta jeszcze takie mają. Inwestorów interesują historyczne incydenty zalewowe czy wręcz powodzie, żeby ograniczyć związane z tym ryzyko inwestowania. Dzisiaj na tych terenach, wyglądających na początku o wiele gorzej niż ściernisko, mamy takie firmy, jak: Isuzu, Agora, Maspex, Nexteer (dawniej Delphi) czy firmę Rosa.

W niektórych gminach, jak np. Tychy wydaje się, ze nie ma już terenów pod kolejne inwestycje w strefie, a nowe miejsca pracy jednak powstają. Jak to jest możliwe?

My takie zjawisko nazywamy turbodoładowaniem. Rzeczywiście wygląda na to, że już wszystko sprzedaliśmy, powstało np. 6 tys. miejsc pracy, ale na własnym terenie klient robi kolejne projekty, zatrudnia dodatkowe osoby. Zdarza się też tak - jak zrobiło Isuzu - że jeśli inwestor widzi, że nie wykorzysta terenu, to sprzedaje go. Powstaje tam kolejny projekt, jest większa różnorodność. Kiedyś w Tychach na hektarze pracowało 30 osób, dziś 70. Kolejne działki są zabudowywane, to zjawisko sprzyja realizacji polityki  kotwiczenia inwestora. Naszym zadaniem jest stworzenie takich warunków, żeby klient nie poprzestał na jednym projekcie, ale żeby starał się udowodnić swoim właścicielom, że to miejsce jest wystarczająco dobre, aby robić w nim nowe projekty.

Czy 20 lat temu ktokolwiek by pomyślał, że KSSE osiągnie tak wielki inwestycyjny sukces?

Gdy rozpoczynaliśmy tworzenie strefy mieliśmy plany mówiące, że do 2016 roku będziemy mieć 25 tys. miejsc pracy i 7-8 mld nakładów na inwestycje. Życie przerosło te liczby.
Nie mieliśmy doświadczenia, nasi właściciele też go nie mieli. Mogło się udać, ale nie musiało. 20 lat temu namawialiśmy gminy, żeby uporządkowały swoją przestrzeń, że przemysł powinien być skoncentrowany poza centrum. My byliśmy i jesteśmy partnerem dla gmin przedstawiając im koncepcje zagospodarowania terenu - z konkretnym odpowiadającym potrzebom inwestorów podziałem nieruchomości, z potrzebną infrastrukturą . To była praca od podstaw, ale ważna była otwartość samorządów. Wielu prezydentów czy burmistrzów już wtedy miało świadomość, że miasta nie mogły rozwijać się bez miejsc pracy i podatków. Słabym ogniwem były przez moment rady gmin, które, bedąc niejednorodne w swych poglądach, miały problem z podejmowaniem kosztownych najczęściej  decyzji. Niekiedy wolały wybudować basen niż przygotować teren. Gliwice np. miały wydać 70 mln zł albo na obwodnicę albo uzbrojenie 360 hektarów w większości ANR-owskiego gruntu. Gdyby nie zainwestowano w tamte tereny, to miasto aż tyle by nie zyskało. Poza tym, dobry przykład się roznosił - jedni samorządowcy pokazywali drugim, że warto inwestować w tereny, bo weszli tam pierwsi inwestorzy.
My wykonywaliśmy pracę, którą normalnie robią deweloperzy i z tego żyją.

Problemów było mnóstwo. Mieliśmy uzbroić pierwsze 800 hektarów za ponad 200 mln zł, a nie mieliśmy pieniędzy - także na to, żeby je kupić od ANR- albo gmin. Ówczesny Minister Handlu  i Usług w odpowiedzi na prośbę o materialne wsparcie odpowiedział mi: "Radź sobie chłopie sam, ty jesteś na Śląsku". To była raczej zachęta i wyzwanie. Kredytu nikt nam nie chciał dać, bo teren nie był naszą własnością. W pewnym momencie zakończyliśmy negocjacje z właścicielami gruntu i zawarliśmy z nimi  umowy prowizyjne za  znalezienie klienta i sprzedaż gruntu. To one spowodowały, że nasza sytuacja materialna umożliwiła angażowanie się w zakup i uzbrajanie kolejnych terenów. Dopiero też w 2006 czy 2007 roku pomyśleliśmy o własnej siedzibie. Wcześniej wynajmowaliśmy pokoje w różnych instytucjach. W 2007 roku bez szkody dla misjii, czyli ograniczenia wyposażania terenu i oferowania go klientom, mogliśmy przenieść część środków na zakup siedziby. Rewitalizujemy miejskie budynki, to ma miejsce  w Katowicach, Żorach, Gliwicach  czy w Sosnowcu. Dzisiaj w naszej strefie jest wykonana infrastruktura za ponad pół miliarda.

Sukces miał wielu ojców?

Tak, bo to w tym przypadku absolutna prawda. Model współpracy z samorządami jest prawie  idealny. Dla mnie współpraca z mądrym samorządem  to 90 proc. sukcesu. My byliśmy katalizatorem, opoką, sterem, rozwiązywaliśmy  problemy, a gmina ograniczała dzięki temu ryzyko  ponoszonych wyrzeczeń. Dylemat typu: chodnik, nauczyciele czy uzbrojenie pojawia się w każdej gminie,w której  ktoś chce utworzyć park przemysłowy. Musieliśmy przekonać samorządy, że warto inwestować w tereny dla przyszłych inwestorów.

Przez wiele lat strefa wielu osobom kojarzyła się głównie z Oplem. Fabryka uważana była za lokomotywę, koło zamachowe całej strefy. Gdyby General Motors nie zainwestował w Gliwicach, to czy dzisiaj KSSE byłaby w tym miejscu, w którym jest?

To skomplikowane pytanie. Myślę, że gdyby nie Opel, to nie byłoby dziś tak dobrze. Byłoby pewnie inaczej. Efekt Opla splótł się w czasie z nową tendencją występującą w motoryzacji. Przez wiele lat koncerny takie jak General Motors, Chrysler, Fiat tworzyły spółki na bazie swego majątku, które miały prawie wyłącznie dla nich produkować komponenty - elementy nadwozia,zespoły czy podzespoły, itd. W portfelu tych spółek było więc 100 proc. Fiata, GM czy Renaulta. Ale w latach 90. pojawił się kryzys światowy i firmy odcięły pępowiny właścicielskie, odsprzedając pakiety tych przedsiębiorstw. Dziś nie ma chyba firmy, która miałaby dla jednego odbiorcy więcej niż 30 proc. swojego  portfela. Reszta jest przeznaczona dla - nawet konkurujących ze sobą - odbiorców części. To w trakcie tego procesu przyszedł do Gliwic General Motors. Dzięki temu pojawiali się kolejni dostawcy dla różnych odbiorców.

Pierwsze lata bez Opla chyba byśmy nie istnieli, potem strefa zaczęła żyć własnym życiem. Strefa i tak by powstała, ale motoryzacja jest jej kołem zamachowym. To przecież w motoryzacji stosuje się bardzo nowoczesne technologie wykorzystywane w wojsku czy w przemyśle lotniczym tak więc to przyciąga kolejne branże.

Dzisiaj chyba trudniej jest też o przyciągnięcie inwestora? Podobne strefy działają w kilku regionach Polski, a także na Słowacji czy w Czechach.

Są w naszym kraju środowiska, które ciągle zadają pytanie, czy strefy są nam potrzebne, bo bez stref te firmy i tak by do nas przyszły. Złośliwa odpowiedź jest taka: zlikwidujmy strefy i zobaczmy, co się stanie. Ale logiczna odpowiedź to ta, że jeśli konkurencyjne otoczenie przestanie stosować zachęty dla inwestorów - to dopiero wtedy my też możemy to zrobić. Tak długo, jak Czesi, Słowacy, Węgrzy, Rumuni, za chwilę może Ukraina będą oferować zachęty inwestorom, my - chcąc im zaimponować - nie możemy z niczego rezygnować. Biznes trzeba czymś zachęcić, jeśli ma u nas zainwestować, ta sam sytuacja dotyczy oczywiście polskich firm, bo dziś mogą również wybrać lokalizację poza Polską.

Zachęty i tak są dużo niższe, niż na początku...

Oczywiście, dla dużej firmy wynoszą dzisiaj 25 proc, ale przez pierwsze lata, aż do 2001 roku, firmy miały nieograniczone ulgi. Firmy były zwolnione z podatku w wysokości 100 proc. poniesionych nakładów. Unia nie miała takich zasad. Gdy wchodziliśmy do Unii, to trzy lata wcześniej wprowadziliśmy unijne, czyli niestety gorsze zasady udzielania ulg. Wtedy inwestor z okresu przedakcesyjnego wybierając nas miał pewność, że po wejściu do Unii nic się nie zmieni.

Są też firmy, które nawet nie korzystają z ulg, ale są w strefie.

Tak. Część firm nie otrzymała ich od nas, część nie chciała, inna nie mogła. W naszej strefie skupiają się producenci i dostawcy  usługi na najwyższym poziomie. Dla niektórych mniejszych firm polskich oznacza to bycie w dobrym towarzystwie. Wielu małym i średnim firmom poprawiły się historie kredytowe przez to, że działają w strefie ułatwiając naturalny rozwój dzięki pozyskanym kredytom. Liczba przypadków nieosiągnięcia sukcesu w naszej strefie wynosi poniżej 2 proc., a i wtedy - jeśli komuś  się nie powiodło - to fabryka działa nadal z innym właścicielem czy ma inny profil.

Od kilku lat KSSE stara się też wspierać pracodawców w poszukiwaniu dobrze przygotowanych pracowników. Prowadzi program K2 polegający na połączeniu praktyki u pracodawcy z nauką teoretyczną. Wkrótce ruszą studia dualne prowadzone na tej samej zasadzie. Jakie jest zainteresowanie pracodawców tymi programami?

Coraz większe, a właściwie przerasta nasze oczekiwania. Na przykład ostatnio miałem spotkanie z belgijskim klientem z jego inicjatywy, który poszukuje specjalistycznych spawaczy i sam jest gotów partycypować w szkoleniach młodych ludzi, a także przyjąć studentów na praktyki z programu "dualne studia", zafundować im stypendia. Takich ofert cały czas przybywa.

Jakie KSSE ma plany na przyszłość?

Chcemy nadal zmieniać granicę strefy, czyli ją poszerzać. Nasza praca polega na tym, abyśmy  w celu zrównoważenia wpływu strefy na region odkrywali kolejne miejsca o odpowiednim potencjale społecznym, np. mniejsze, dobrze skomunikowane miejscowości, . Samorząd, jak mówiłem wcześniej, musi też ponieść wyrzeczenia i zainwestować, bo tylko wtedy inwestycja może się powieść. Musimy budować lokalne przewagi, wzmocnić gminy, które mają potencjał, ale nie wiedzą, jak go rozwijać.

Życzyłbym sobie podwojenia naszego obecnego wyniku w ciągu kolejnych 20 lat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty