- Ludzie żyją w strachu i boją się, że stracą pracę - przyznaje Władysław Zientek ze Związku Zawodowego Kuźników.
Kuźnia Polska to jeden z największych i najstarszych pracodawców na Podbeskidziu (ma ponad 200-letnią tradycję), zatrudnia obecnie 760 osób. Produkuje odkuwki stalowe głównie dla przemysłu motoryzacyjnego. Jest największą tego typu firmą w Polsce i jedną z większych w Europie. Odbiorcami są znane marki światowe Toyota, Opel, TRW, czy Valeo.
Zakład został sprywatyzowany w 2004 roku i niedługo po tym zaczął przynosić całkiem niezłe zyski. Dramatyczna sytuacja, w jakiej obecnie znalazła się skoczowska Kuźnia to efekt spekulacyjnych walutowych transakcji opcyjnych, jakie w minionym roku zawarł zakład w kilku bankach.
- Te umowy opcyjne nas dobiły - nie ukrywają pracownicy. Jak się okazuje, transakcje zabezpieczały sprzedaż euro na poziomie 3,40 zł. I do końca 2008 roku spółka terminowo regulowała należności z tytułu opcji. Gdy jednak euro zaczęło się umacniać, z każdym dniem zadłużenie firmy wobec banków wzrastało. Z początkiem 2009 roku zadłużenie Kuźni przekroczyło wartość jej majątku. Spółka straciła płynność finansową, a do bielskiego sądu trafił wniosek o przeprowadzenie kontrolowanej upadłości.
Z prezesem zarządu skoczowskiej Kuźni, Ryszardem Sofińskim, mimo kilku prób, nie udało się nam skontaktować. - Prezes teraz nie będzie rozmawiał na ten temat - usłyszeliśmy w końcu w sekretariacie. - Odbyła się pierwsza rozprawa i teraz czekamy na odpowiedź sądu, która ma nadejść w ciągu 14 dni.
Wcześniej w swoich wypowiedziach dla mediów Sofiński nie ukrywał, że jeśli sytuacja tego będzie wymagała, to czas pracy zostanie skrócony, a pracownicy będą wysyłani na bezpłatne urlopy. Zaś zwolnienia będą tylko takie, jakie planowano wcześniej. Według nieoficjalnych informacji w tym roku w zakładzie mówiło się o zwolnieniu ok. 50 osób. Jeśli jednak poprzez sąd nie uda się porozumieć z wierzycielami, pracę mogą stracić wszyscy. Produkcja w Kuźni już została ograniczona.
- Produkujemy dla branży motoryzacyjnej, a tu jest stagnacja. Dlatego my na tym cierpimy - przyznaje Zientek.
Janina Żagan, burmistrz Skoczowa, podkreśla, że zamknięcie zakładu byłoby bardzo niekorzystną sytuacją dla gminy. - Wierzę, że ludzie zarządzający tym zakładem są na tyle odpowiedzialni, że nie dopuszczą do jego zamknięcia. Rozmawiałam z dyrektorem Kuźni i usłyszałam, że będą ograniczać produkcję, by nie zwalniać ludzi - mówi. Żagan dodaje, że ze spotkań z innymi przedsiębiorcami działającymi na terenie Skoczowa wynika, że i oni są skłonni ograniczać produkcję, aby tylko nie zwalniać pracowników.
- Kryzys prędzej czy później minie i wtedy będą potrzebni do pracy fachowcy - uważa burmistrz Skoczowa.
Koniec kuźni?
W minionym roku została zlikwidowana kuźnia w Ustroniu. Czy teraz zamknięty zostanie w Skoczowie?
Zakład w Skoczowie został oddany do użytku w 1968 roku. Ale tradycje kuźnicze związane są przede wszystkim z Ustroniem, gdzie w 1772 roku został uruchomiony piec, z którego otrzymano pierwszą surówkę. Zakłady kuźnicze w Ustroniu działały nieprzerwanie przez 236 lat. Decyzję o ich zamknięciu zarząd Kuźni Polskiej podjął w 2007 roku. Cała produkcja została przeniesiona wówczas do Skoczowa. O końcu kuźnictwa w Ustroniu decydowały przede wszystkim względy ekonomiczne. Z inicjatywy ustrońskiego muzeum w październiku 2008 roku byli pracownicy zostali zaproszeni do pamiątkowego zdjęcia na tle zamykanego zakładu. Przyszło kilkaset osób.
Nowe składki ZUS dla firm