Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magdalena Gorzkowska: Postawiłam wszystko na marzenie. Wiedziałam, że jak teraz nie wejdę na Everest, to może się już nigdy nie spełnić

Iwona Świetlik
Iwona Świetlik
Magda Gorzkowska w 2018 r. w drodze na Mount Everest
Magda Gorzkowska w 2018 r. w drodze na Mount Everest Archiwum prywatne Magdaleny Gorzkowskiej/Facebook
Przygodę ze sportem rozpoczynała jako lekkoatletka, zdobywając m.in. srebrny medal w sztafecie 4 x 400 m wraz z polską drużyną na Halowych Mistrzostwach Świata w Portland. Przyszedł jednak czas na nowe wyzwania i wybrała...góry. Dziś Magdalena Gorzkowska ma na koncie wejścia na Makalu (8463 m n.p.m.), Manaslu (8163 m n.p..) oraz jako najmłodsza Polka w historii, w wieku 26 lat, na Mount Everest (8849 m n.p.m.). Pochodzi z Bytomia.

Niedawno wróciłaś ze swojej kolejnej wyprawy. W maju tego roku celem było Denali - najwyższy szczyt Ameryki Północnej położony w górach Alaska, wznoszący się na 6190 m n.p.m. Czy to rzeczywiście najzimniejsza góra świata?

Denali to drugie miejsce na świecie pod względem najniższej zmierzonej temperatury. Góra potrafi zaskoczyć nawet doświadczone osoby właśnie ze względu na bardzo trudne warunki atmosferyczne. Mogą się one tam drastycznie i szybko zmienić. Nam trafiła się super pogoda. Na wyprawie nowością dla mnie było to, że samolotem lądowaliśmy na lodowcu na około dwóch tysiącach metrów i jako że nie ma tam tragarzy - rozpoczęliśmy drogę z sankami ważącymi około 50 kg (mieliśmy na nich wszystko, czego potrzebowaliśmy na trzy tygodnie, czyli jedzenie, gazy, kuchenki, namioty, łopaty, toalety przenośne itd.).Ogromny wysiłek, ale po to tam pojechałam, żeby to przeżyć. Poza tym Denali to poruszanie się po lodowcu usłanym szczelinami przez 20 km. Trzeba być cały czas czujnym.

Do gór wrócimy za chwilę. Natomiast początek Twojej kariery sportowej to lekkoatletyka i sprint. Jak wspominasz ten okres?

Zdecydowałam, że chcę pójść do klasy sportowej w wieku 13 lat, dostając wcześniej zaproszenie od trenera Jana Widery. Nie miałam talentu do sprintu. Koleżanki i koledzy byli lepsi, ale byłam jedyną której chciało się trenować i własną systematycznością oraz ciężką pracą doszłam do pierwszych wyników. W wieku 17 lat zostałam po raz pierwszy mistrzynią polski na dystansie 400 m i utrzymywałam ten tytuł przez kilka lat. Wygrywałam wtedy z Justyną Święty i Gosią Hołub-Kowalik, które dziś są mistrzyniami olimpijskimi. Później były sukcesy na arenie międzynarodowej, czyli srebro na Mistrzostwach Europy juniorów w sztafecie (2011), złoty medal młodzieżowych mistrzostw Europy w Tampere (2013), a w 2016 roku znalazłam się w składzie polskiej sztafety 4 x 400 m - zdobyłyśmy z dziewczynami srebrny medal podczas Halowych Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce w Portland. Lata 2013-2016 nie były kolorowe. Wyrzucono mnie z kadry, opłacałam obozy sama, zmieniałam trenerów, nie miałam żadnego progresu w wynikach, doskwierały mi problemy zdrowotne. Walczyłam o największe marzenie życia, czyli start w igrzyskach i nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Wielokrotnie słyszałam, by dać sobie z bieganiem spokój i że nic już ze mnie nie będzie. Wróciłam do czołówki Polski w 2016 roku, zostając wicemistrzynią świata w sztafecie. Jednak największego marzenia nie spełniłam, gdyż powołania na igrzyska nie otrzymałam. Lekkoatletyka to dla mnie 12 lat nauki, ciężkich treningów, sukcesów, ale i rozczarowań.

...i w 2016 roku przyszedł czas na zmiany. Poszłaś w góry.

Lekkoatletyka mnie już nie rozwijała. Znałam trening na pamięć, schemat który powtarzałam, z tygodnia na tydzień. Realizując go w kółko czułam, że nie rozwijam się jako człowiek. Rzeczywiście, przyszła pora na nowe wyzwania. Samo się ułożyło. Zaczęło się od Mont Blanc w 2016 roku. Wtedy już wiedziałam, że chce wejść na Mount Everest.

Zobacz także

Jednak wcześniej, w 2017 roku sprawdziłaś swoje granice wytrzymałości podczas wyprawy na Aconcaguę (6961 m n.p.m.), najwyższą górę Ameryki Południowej.

To była zdecydowanie najgorsza wyprawa pod względem niskich temperatur, które sięgały - 44 st. C. Mieliśmy jedną szansę na atak szczytowy w ciężkich warunkach. Stwierdziłam, że podejmuję próbę, choć prognozy były złe. Wychodząc na atak szczytowy, kiedy mój partner się wycofał, od 5 rana do godziny 15 nie miałam czucia w palcach u rąk. Nie umiałam odkręcić termosu, założyć raków, szłam na granicy hipotermii, ale wiedziałam, że dam radę. Z około setki osób ponad 90 procent zrezygnowało. Zostałam ja i grupa z Litwy. Ogromne wyziębienie, duża siła wiatru. Na szczycie byłam totalnie wyczerpana. Schodziłam jak najszybciej na dół. Po 10 h wróciło czucie. Na tej wyprawie dowiedziałam się, na ile sobie mogę fizycznie pozwolić i ile psychicznie znieść.

Najwyższą górę świata, Mount Everest (8849 m n.p.m.) zdobyłaś w wieku 26 lat, jako najmłodsza Polka w historii. Co tam było dla Ciebie największym wyzwaniem?

Na Everest trzeba przede wszystkim zebrać pieniądze. To ponad 140 tys złotych. Ja takiej kwoty nie miałam. Ponad 80 tys. pożyczyłam, resztę zorganizowałam. Wiedziałam, że jak nie teraz to drugiej takiej szansy może nie być i muszę wykorzystać możliwość pójścia z Polakami, Stefanem Brzeskim i Sylwią Bajek, którzy mieli całą wiedzę odnośnie organizacji oraz znali górę. Na szczycie byłam wzruszona, bo wiedziałam, ile musiałam pokonać trudności, żeby tam stanąć. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Nie miałam pieniędzy nawet na bilet powrotny do Polski. W domu nie miałam ich na rachunki. Byłam spłukana…ale szczęśliwa.

Wielu wspinaczy twierdzi, że Everest nie jest trudny technicznie. Czy przy świetnej kondycji, odpowiedniej aklimatyzacji i odrobinie szczęścia każdy może spróbować zmierzyć się z górą?

Najważniejsze to mieć determinację, ale ludziom jadącym na Everest jej nie brakuje. Nie ma tam ludzi z przypadku. Nie jest to najtrudniejszy ośmiotysięcznik, ale to nie zmienia faktu, że jest najwyższy i nawet wchodząc z tlenem nie jest to takie proste i dużo ludzi zawraca. Na pewno nie można lekceważyć Everestu. Było mi ciężko już na czterech tysiącach i jak pomyślałam, że jeszcze prawie pięć...Trzeba było sobie z tym poradzić, poukładać w głowie, dać sobie czas na aklimatyzację. Teraz, mając trzy ośmiotysięczniki na koncie, dopiero na ok 6,5 tys. m n.p.m. odczuwam wysokość. Im więcej obycia z górami wysokimi, tym człowiek lepiej znosi mniejszą zawartość tlenu.

Zobacz także

Zobacz także

W 2019 roku zdobyłaś Makalu (8463 m n.p.m.) i Manaslu (8163 m n.p.m.). Czy realizujesz stopniowo projekt wejścia na wszystkie ośmiotysięczniki?

Rozpoczynając przygodę z górami od razu miałam w planie zrobienie Korony Himalajów i Karakorum. Cel jest kosmicznie trudny. Motywowało mnie bycie pierwszą Polką, która tego dokona. Teraz nie mam na to parcia. Kocham góry i nie jest ważne, czy zrobię to pierwsza czy druga i czy w ogóle się uda. Najważniejsze to wracać z wypraw bezpiecznie, doświadczyć i wrócić bogatszym w przeżycia. Ja nie muszę niczego nikomu udowadniać, jestem spełniona. Celuję w kolejne ośmiotysięczniki, ale to samo w życiu musi się poukładać.

Na K2 próbowałaś już swoich sił, zimą 2021 roku. Co poszło nie tak?

Wycofaliśmy się, bo miałam bardzo poważne zatrucie pokarmowe. Zdecydowałam się na próbę, ale na K2 zimą trzeba być tytanem. Nie da się chorować na ataku szczytowym i dobrnąć do celu. Poza tym, idąc dalej naraziłabym mój zespół na problemy.

Kilkanaście tygodni temu pobiegłaś w Wings for Life World Run w Poznaniu. W lipcu planujesz wystartować w PKO Piekarskim Półmaratonie. Czy bieganie nadal sprawia Ci frajdę?

Lubię biegać i robię to regularnie. Teraz bieganie to dla mnie przede wszystkim narzędzie treningu wytrzymałościowego pod wyprawy. Co roku stawiam sobie kilka spontanicznych celów biegowych, jak na przykład wymienione wyżej zawody.

Zobacz także

Jesteś zapraszana przez przedszkola, szkoły, gdzie opowiadasz dzieciom i młodzieży o swoich górskich wyprawach. Co dają Ci takie spotkania?

Cieszę się, że mogę inspirować ludzi. Pokazuję im, że można robić rzeczy, które wydają się niemożliwe, trudne i nieosiągalne. Mówią mi nieraz, że dzięki mnie zrobili krok w stronę marzeń, poczuli energię do działania. Bo tak właśnie jest - trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i odpowiadać za marzenia. W przedszkolach i szkołach zawsze znajdzie się grupa bardzo zainteresowanych tematyką dzieciaków. Zadają mi wiele pytań, a ja cierpliwie odpowiadam, pokazuję im sprzęt.

Jak przygotować się kondycyjnie do wyprawy w góry wysokie?

To jest inny temat dla sportowca, a inny dla kogoś, kto ze sportem nic nie miał wspólnego. Trenowałam 12 lat wyczynowo sport, więc moje ciało jest zaadoptowane do dużego wysiłku. Dla przeciętnego człowieka podstawa to trening tlenowy, wytrzymałościowy jak bieganie, pływanie, rower. Ważne są treningi siłowe oraz wspinaczkowe. I oczywiście dobrze jest chodzić często w góry i doświadczać, bo z tym docelowo mamy do czynienia. Treningi muszą być urozmaicone, zwiększamy stopniowo ich intensywność. Wszystko musi mieć swój schemat.

Jesteś także dietetyczką, tak więc nie sposób nie spytać Cię o odżywianie. Inne jest w bazie, a inne w obozach pośrednich do szczytu. Najważniejsze jednak są nasze nawyki żywieniowe na co dzień. Na co należy zwrócić uwagę?

Dokładnie tak - zdrowe odżywianie na co dzień i odpowiednia masa ciała to podstawa. Trzeba pamiętać o makroskładnikach i mikroskładnikach oraz nawodnieniu organizmu. Przed wyprawą warto zbadać sobie poziom żelaza we krwi i ewentualnie dosuplementować organizm. W bazach mamy kucharzy, więc jemy np. omlety czy owsianki na śniadania, makarony, ryże, ziemniaki mięso na obiady, są kolacje składające się z pieczywa i różnych dodatków. W czasie akcji górskiej najważniejsze to dostarczać najprostsze źródła energii, czyli węglowodany, zmniejszając w ten sposób straty glikogenu. Aby korzystać z glukozy, która krąży we krwi i dzięki której lepiej się czujemy oraz mamy więcej siły, musimy jak najwięcej podjadać słodkich rzeczy, bogatych w szybko przyswajalne cukry proste, jak żelki czy galaretki i nie robić długich przerw od jedzenia. Prawidłowe odżywianie w trakcie wysiłku determinuje nasz sukces. Organizm musi mieć energię, żeby się aklimatyzować i odbudowywać. Ważna jest świadomość potrzeb organizmu.

Jaką rolę pełni determinacja w drodze na szczyt?

Kiedy na wyprawie ktoś nie realizuje własnego marzenia, tylko dostał pieniądze na tacy i jedzie, ma na starcie dużo mniejszą determinację. Natomiast jeśli ktoś wie, czego chce, sam organizuje wyprawę i wszystko załatwia, ma wysoki poziom determinacji. Wystarczy zapytać, ile ta osoba pokonała trudności po drodze, aby osiągnąć cel.

Jakie masz najbliższe plany jeśli chodzi o górskie wyprawy?

W tym roku na ośmiotysięcznik już nie pojadę. W Pakistanie trwa sezon wspinaczkowy. Natomiast jesienią nie mam celi, które mnie przyciągają. W Himalaje lub Karakorum chciałabym się znów wybrać w przyszłym roku. Być może latem to będzie Nanga Parbat lub Gaszerbrum I czy II. Kto wie...

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

Ja również dziękuję.

Rozmawiała: Iwona Świetlik

Zobacz także

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera