Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O Śląsku, Wigilii, i rodzinnych świętach Bożego Narodzenia z premierem Mateuszem Morawieckim, rozmawia Jędrzej Lipski

Jędrzej Lipski
Mateusz Morawiecki, premier RP
Mateusz Morawiecki, premier RP Fot. KPRM
Bez względu na to, czy się lubimy, czy nie, zawsze potrafimy ze sobą bardzo efektywnie pracować. Bo to jest w naszym wspólnym interesie. Nie musimy rezygnować z różnic, które nas dzielą, ale musimy umieć pielęgnować ten wspólny mianownik, który nas łączy. Bo czyż nie mamy takiego wspólnego mianownika? Żyjemy na tej samej ziemi, mówimy tym samym językiem i jesteśmy z tym samym państwem związani, na dobre i na złe - mówi Mateusz Morawiecki, premier rządu w rozmowie z Jędrzejem Lipskim

Wydarzenia, do jakich doszło we władzach województwa śląskiego, rokosz marszałka Chełstowskiego, stawiają Zjednoczoną Prawicę w dość trudnej sytuacji. Jakich działań, mających załagodzić skutki tego bądź co bądź kryzysu, możemy się spodziewać?
Kryzys wywołany przez marszałka Chełstowskiego był rozczarowaniem, ale na pewno nie był zaskoczeniem. To, że z marszałek Chełstowski spogląda w stronę opozycji było widoczne od dłuższego czasu. Wybrał prywatne ambicje kosztem interesów Śląska.
My nadal jesteśmy skoncentrowani na przygotowywaniu i wdrażaniu wielkich programów, które są dla rozwoju Śląska absolutnie niezbędne. Fundusz Restrukturyzacji Śląska przyniesie wielkie korzyści, ale wymaga mrówczej pracy, zarówno rządu jak i samorządu. Jeśli chce się wdrażać przedsięwzięcia tak ogromne, to zupełnie nie ma przestrzeni na partykularne ambicje, na małe gry personalne. Śląsk ma wspaniałą przeszłość, a przed nim jeszcze większa przyszłość. W maju ubiegłego roku zawarta została umowa społeczna, obejmująca kwestie górnictwa i rozwoju regionu, który po prostu musi stawać się jak najbardziej nowoczesny. Stąd i finansowe wsparcie Funduszu Restrukturyzacji Śląska musi być jak największe. I jak największe musi być zaangażowanie ludzi, mających z tego Funduszu zrobić użytek. Z niepokojem przyglądałem się jak marszałek Chełstowski skupia się na zupełnie czym innym. No ale trudno – pracę na rzecz Śląska będziemy kontynuować bez względu na personalne rozgrywki opozycji.

Z tą współpracą może być kiepsko, bo przecież odejście marszałka Chełstowskiego przewróciło układ polityczny w województwie śląskim. Opozycja zwiększyła swój wpływ na decyzje zapadające na szczeblach samorządowych. Nie obawia się pan premier oporu samorządów wobec decyzji rządowych, dotyczących regionu?
Mam świadomość, że będzie trudno. Marszałek Chełstowski sam zapowiada opór, zapewne chcąc przypodobać się nowym kolegom. Śląscy samorządowcy stoją więc przed pytaniem, czy wspierać działania rządu na rzecz dynamicznego rozwoju i gruntownej modernizacji regionu, czy koncentrować się na sprawach drugorzędnych. Przyszedłem do polityki z przekonaniem, że różnice powinny nas wzmacniać, a nie dzielić. Różnorodność to bogactwo, to potencjał rozwojowy, dzięki niej świat jest piękny. Różnice powinny zachęcać do spotkania, a nie blokować współpracę. Wiele lat temu bardzo interesowałem się różnymi społeczeństwami, rozmaitymi gospodarkami i starałem się dociec, czemu niektóre zawdzięczają wyjątkowo duże sukcesy. Ciekawiło mnie, na czym polegały osiągnięcia tzw. azjatyckich tygrysów. To prawda, że wiele tamtejszych prorozwojowych czynników trudno byłoby u nas zaimplementować, bo wynikają z tego, co zbyt bardzo nas kulturowo różni. Ale np. jedna rzecz już kilkadziesiąt lat temu stała się tam powszechnie obowiązującą normą. Taką, która nie tylko dała napęd tamtejszym gospodarkom, ale też bardzo korzystnie wpłynęła na międzyludzkie relacje. Według niej bez względu na to, czy się lubimy, czy nie, zawsze potrafimy ze sobą bardzo efektywnie pracować. Bo to jest w naszym wspólnym interesie. Nie musimy rezygnować z różnic, które nas dzielą, ale musimy umieć pielęgnować ten wspólny mianownik, który nas łączy. Bo czyż nie mamy takiego wspólnego mianownika? Żyjemy na tej samej ziemi, mówimy tym samym językiem i jesteśmy z tym samym państwem związani, na dobre i na złe, od blisko jedenastu już stuleci. I pomimo wszystkich różnic wszyscy chcemy lepiej żyć i zostawić Polskę bardziej dostatnią dla kolejnych pokoleń. Wszyscy chcemy, by nasze dzieci miały jak najlepszą przyszłość w jak najlepiej rozwiniętym, jak najbardziej bezpiecznym kraju.

No ale jednak już przecież widać, że niedawne wydarzenia w województwie śląskim stanowić mogą pewnego rodzaju poligon do działań opozycji wobec nadchodzących wyborów zarówno parlamentarnych, jak i samorządowych. Czy nie można w tym upatrywać zagrożeń dla polskiej demokracji? A może należałoby się zastanowić nad zmianami w przepisach ordynacji wyborczych?
Opozycja jest konsekwentna w tym założeniu, przyjętym już siedem lat temu, że będzie opozycją totalną. Polega to na mówieniu zawsze „czarne” ilekroć my powiemy „białe”. To jest kurs destrukcyjny. Opozycja najwyraźniej zapomniała, że wszyscy płyniemy na tej samej łodzi. Różne programy, odmienne stanowiska, całkowicie różne poglądy – to oczywistość. Ale w racjonalnej, zdrowej demokracji są obszary dyskusji czy nawet konfliktu, ale i obszary współpracy. Nawet na wojnach dochodziło do różnych porozumień między zdeklarowanymi wrogami. A my, na litość Boską!, przecież nie jesteśmy wrogami! Konkurentami, rywalami, niech będzie, że i przeciwnikami politycznymi, ale przecież nie wrogami! Możemy się nawet bardzo dużo spierać, ale przede wszystkim mamy obowiązek pracy dla tej samej Polski, dla tego samego województwa, powiatu czy gminy. Na Śląsku powinno to być rozumiane wyjątkowo dobrze, bo to region wyjątkowy. Ludzie ze Śląska znani są ze wspaniałego etosu pracy i współpracy. Przez całe pokolenia jeden odpowiadał za drugiego. Bez tego Śląsk nie byłby tym, czym jest. Bez tej solidności, bez oparcia na tradycji, na odwiecznych żelaznych zasadach. To nie była nigdy ziemia dla cwaniaków, dla krętaczy. Jeśli taki tu się uchował, to poważania tu nie miał. Na Śląsku ludzie nie dają się łatwo omamić. Ja się tu ciągle przekonuję, że ta tradycja prawdziwej mądrości, uczciwości jest tu bardzo silna, bardzo powszechna. Dlatego mam niezłomną wiarę w dobrą przyszłość tego regionu. I jestem pewien, że to właśnie w tę ziemię, w tych ludzi warto i trzeba inwestować.

Województwo śląskie to strategiczny obszar dla polskiej energetyki. To tutaj znajduje się najwięcej kopalni węgla kamiennego. Czy rząd planuje doinwestowanie przemysłu wydobywczego, by w możliwie krótkim czasie zwiększyć ilość polskiego węgla dla polskiej gospodarki?
Unia Europejska musi wyciągnąć wnioski z ostatnich doświadczeń, kiedy to nagle trzeba było sprowadzać węgiel z drugiego końca świata, nie tylko ponosząc koszty transportu, ale także oczywistego w takiej sytuacji wzrostu cen. Ja zawsze uważałem, że racjonalne wydobycie powinno być kontynuowane, a nasze górnictwo węgla kamiennego długo jeszcze nie powie swojego ostatniego słowa. Tym bardziej, że dojrzewają nowe technologie, które mają je uczynić bardziej bezpiecznym i bardziej opłacalnym. Może wreszcie ekonomiczne podstawy będzie miała prowadzona na większą skalę podziemna gazyfikacja węgla? A może jeszcze coś innego? Bez względu jednak na to, jakie nowe techniczne możliwości czas przyniesie, wiemy, że na wielu obszarach musimy być dużo bardziej niezależni, w znacznie większym stopniu samowystarczalni. Zasada ta dotyczy wszystkiego, ale energetyki, w tym surowców energetycznych w szczególności.

Z wielu wypowiedzi pana premiera jednak wynika, że Śląsk nie będzie już stał przede wszystkim na kopalniach i hutach. Nie one mają być podstawą gospodarki naszego województwa i nie górnictwo czy hutnictwo w przyszłości będzie głównym skojarzeniem z naszym regionem?
Śląski przemysł ciężki czy wydobywczy odegrał rolę trudną do przecenienia. To dzięki niemu, a przede wszystkim ludziom żyjącym i pracującym na Śląsku przed stu laty odbudowująca swą niepodległość Polska zdołała mocno stanąć na własnych nogach. Aż strach pomyśleć, co by z nami wtedy było, gdyby nie Śląsk. Świat się jednak zmienia, zmienia się gospodarka. Pamiętajmy, że przecież dwieście lat temu tych kopalni i hut nie było. I nie było tych jakże dla nas oczywistych, ze Śląskiem powszechnie kojarzonych industrialnych pejzaży, tej specyfiki tutejszych miast. Szybko i radykalnie tego nie zmienimy, ale te tradycyjne gałęzie śląskiej gospodarki będą ustępowały miejsca nowym - bardziej wydajnym, generującym lepiej płatne miejsca pracy. Tutaj trzeba inwestować i rozwijać nowoczesny przemysł, bo Śląsk ku temu odpowiednie tradycje gospodarcze. Polska ma dług wdzięczności wobec Śląska, ale przede wszystkim Polacy wiedzą, że Śląsk to miliony ludzi przygotowanych do tego, żeby rozwijać nowoczesne gałęzie przemysłu. Jeśli o tę ziemię dobrze zadbać, to będzie ona miała wielką przyszłość. I jestem pewien, że najlepiej zadba o nią Prawo i Sprawiedliwość.

Zbliżają się Święta. Jakie pan premier z czasem tym wiąże wspomnienia i jak pan spędza Boże Narodzenie?
Na wszystkie wspomnienia nie starczyłoby nam czasu… Wigilia i pierwszy dzień Świąt to zawsze były dla mnie dni spędzane wraz z rodziną, a drugi dzień Świąt – z całym mnóstwem bliższych i dalszych znajomych. Mieszkanie moich rodziców było wręcz mikroskopijnych rozmiarów i aż wierzyć się nie chce, jak wielu ludzi było wtedy w stanie się w nim pomieścić. Właśnie z powodu tych trudności lokalowych, tych kilkunastu lat oczekiwania w kolejce na przydział normalnego mieszkania mój ojciec zaczął budować dom letni, na kawałku wydzierżawionej ziemi kilkanaście kilometrów za miastem. Wraz z rodziną i przyjaciółmi składał ten dom z kupowanych za grosze stropowych belek, pochodzących z wyburzanych kamienic. Z czasem okazało się, że powstał z tego prawdziwy dom, który ciągle doposażany, docieplany nadawał się do całorocznego zamieszkiwania. Miałem kilka lat, kiedy właśnie w nim zaczęliśmy co roku spędzać Boże Narodzenie. I Święta tam zawsze były nadzwyczajne. Zimy często były śnieżne i niezwykła była już sama droga do kościoła na pasterkę, prowadząca przez pola zasypane białym puchem. A potem ten nasz drewniany domek pełen był ludzi z okolicznych wiosek. Rodzice szybko zaprzyjaźnili się tam chyba ze wszystkimi i w te Święta śpiew kolęd godzinami niósł się po całej okolicy. Co roku był to czas wielkiej radości. Mocno zapadły mi w pamięć też pierwsze Święta w stanie wojennym. Nasz wcześniejszy świat w sporej części przewrócony został krótko po północy z 12 na 13 grudnia 1981, wraz ze wdarciem się do mieszkania grupy funkcjonariuszy SB. Ojciec od razu musiał się ukrywać, ale co robi, dowiadywaliśmy się co dwa dni z kolejnych gazetek „Z Dnia na Dzień”. Bo w coraz większych nakładach pismo Regionalnego Komitetu Strajkowego ukazywało się co dwa dni, a w każdym był jakiś tekst podpisany przez mojego ojca. SB poszukiwała też mojej najstarszej siostry, od której po kilku dniach ktoś przekazał nam list z wiadomością, że jest we w miarę bezpiecznym miejscu, w którym dniami i nocami zajmuje się drukowaniem prasy zepchniętej do podziemia Solidarności. Potem okazało się, że pierwszy raz z tego domu–drukarni wyszła dopiero wiosną. W czasie tych pamiętnych Świąt z 1981 roku nagle zostaliśmy więc bez mojego ojca i bez najstarszej siostry. Nasza mama od razu włączyła się w organizowanie pomocy potrzebującym – rodzinom uwięzionych, wyrzuconych z pracy. W pierwszych dniach stanu wojennego wracała tuż przed godziną milicyjną, bo wcześniej odwiedzała prześladowanych, by dowiedzieć się, jaka pomoc jest im potrzebna, przynosząc paczki żywnościowe, przygotowywane w naszym kościele parafialnym. Miałem wtedy trzynaście lat, no i cóż – byłem jedynym mężczyzną w rodzinie. Wraz z szesnastoletnią si-ostrą Martą postanowiliśmy, że zdejmiemy mamie z głowy cały trud opieki nad naszą najmłodszą, ośmioletnią wówczas siostrą Marysią oraz wszystkie przygotowania do Świąt. To też były niezapomniane Święta – biedne, raczej smutne, ale jakoś daliśmy wtedy z Martą radę upiec, ugotować wszystko, co wtedy na stole powinno być. Była choinka, były kolędy, ale trudno było wtedy uwolnić się od myśli, co będzie dalej z Polską, jaki będzie los naszych bliskich i innych tropionych przez komunistyczne służby, uwięzionych. Myślami byliśmy też przy tych rodzinach, w których ojcowie, synowie czy bracia zginęli w czasie pacyfikacji kopalni i innych zakładów. Tak, te Święta sprzed 41 lat też na zawsze zostaną w mojej pamięci…

A teraz, widząc codzienną pana aktywność, często przejawiającą się w obecności w tylu miejscach aż trudno uwierzyć, że pozwoli pan sobie na jakieś dłuższe świętowanie.
Do popołudnia Wigilia jest dniem pracy, ale w tym roku szczęśliwie wypada w sobotę, więc mam szansę w domu być wcześniej. Zawsze jest ona u nas bardzo tradycyjna. Bardzo się staramy, by niczego nie uronić z przepięknych polskich zwyczajów. Podobnie jest w pierwszy dzień Świąt, spędzany z najbliższymi. A jeśli chodzi o drugi to przyznaję się, że zwykle zaczyna mi się już wtedy głowa wypełniać tym, czym mam się zajmować od pierwszego poświątecznego poranka. Ale to też przecież sprawy nie tylko ważne, ale i takie, dla których zawsze mam energię, którymi zajmuję się z wielką ochotą.

Nie pozostaje więc chyba nic innego, jak życzyć i jak najpiękniejszych Świąt i dalszej niespożytej energii.
Ja również i panu i redakcji i wszystkim czytelnikom życzę Świąt jak najwspanialszych, jak najprawdziwszych, a w nadchodzącym roku samych dobrych dni.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera