Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plastikowa Matka Boska już niemodna. W Częstochowie spada sprzedaż dewocjonaliów

Bartłomiej Romanek, Janusz Strzelczyk
Drewniany różaniec za  80 zł. Do kupienia także w USA za 16 dol.
Drewniany różaniec za 80 zł. Do kupienia także w USA za 16 dol. arc.
Sprzedawcy dewocjonaliów pod Jasną Górą zamykają interesy. Powód? Pielgrzymi już nie szturmują straganów, aby kupić religijne pamiątki. - Plajtujemy, mamy kilkadziesiąt złotych dziennego utargu. Z tego nie da się przeżyć - narzekają właściciele kramów spod Jasnej Góry.

Sprzedaż dewocjonaliów spada z kilku powodów. Ten najważniejszy to mniejsza liczba pielgrzymów, którzy pojawiają się w Częstochowie. Jeszcze 15-20 lat temu rocznie na Jasną Górą przybywało nawet 7 milionów pątników. Teraz ocenia się, że pielgrzymów w ciągy 12 miesięcy jest nie więcej niż 4,5 miliona.

Drugi powód to zubożenie społeczeństwa. Coraz częściej pielgrzymi pojawiają się w jasnogórskim sanktuarium tylko po to, by się pomodlić. Na kupno pamiątek ich po prostu nie stać. - Przychodzę tutaj co roku. Pamiątki kupiłem tylko wtedy, gdy byłem tu po raz pierwszy. Teraz jak każdy, staram się oszczędzać - mówi pan Paweł, który wczoraj przyszedł do Częstochowy wraz z pielgrzymką wrocławską.

To jednak nie wszystkie przyczyny kryzysu w handlu dewocjonaliami - rynek niszczy bowiem również import tego rodzaju produktów z Chin. Są one, co prawda, kilkanaście razy tańsze od rękodzieła, ale dominuje wśród nich tandeta i kicz. A stragany z dewocjonaliami przy ul. św. Barbary w większości oferują chińskie wyroby. I coraz częściej nie maja one nic wspólnego z tradycją i pamiątkami dla pielgrzymów.

Tymczasem Chińczycy przygotowują się do przejęcia rynku dewocjonaliów na całym świecie. By wzmocnić swoją pozycję odkupują nawet pewne patenty m.in. na produkcję różańców.

Jaka przyszłość czeka więc handel nakierowany na pątników? - Zauważyłem, że pielgrzymi coraz częściej wybierają produktu dobrej jakości. To szansa dla nas, bo mamy w ofercie produkty wykonane najlepiej i najstaranniej - mówi Marek Gzel, producent dewocjonaliów z Częstochowy.

Kupcy handlujący pamiątkami przy ulicy św. Barbary w Częstochowie zwijają interes. Nawet teraz, w szczycie pielgrzymkowym ze 130 stojących tam straganów kilkanaście jest nieczynnych.

Anna Gocel, związana rodzinnie z handlem przy ul. św. Barbary wylicza koszty: 900 zł miesięcznie na ubezpieczenia, 500 zł za dzierżawę miejsca. Tymczasem handel idzie tylko kilka miesięcy w roku - od połowy maja do końca września. Reszta roku to martwy okres, a klientów i tak ubywa.

- Kiedyś handlowało się przed wejściem do klasztoru, potem tam, gdzie jest parking przy ul. 7 Kamienic - wspomina jedna z handlarek związana z tym handlem od pokoleń.

Tutaj handlować nie wolno

Teren przed klasztorem jest własnością paulinów. Straż klasztorna i strażnicy miejscy pilnują, żeby nikt, kto nie ma zezwolenia klasztoru, nie handlował w tym miejscu. Przy 7 Kamienic jest parking, który miasto oddało klasztorowi na cele kultu religijnego.

Teraz pielgrzymi przywożeni są do sanktuarium autokarami na parkingi przy domu pielgrzyma i przy 7 Kamienic. I idą prosto na Jasną Górę. A tam sprzedawane są pamiątki i dewocjonalia w klasztornych halach Claromontana.

Kupcy ze św. Barbary w 2002 roku zapłacili 250 tys. zł za wybrukowanie chodnika i postawienie 130 drewnianych kramów. Dostali wtedy od miasta dzierżawę na 15 lat. Stowarzyszenie płaci rocznie 55 tys. zł. Kicz już nie jest w cenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!