Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląskie. Jerzy dwa razy odnaleziony. Katowicki Zespół Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN odnalazł już 23 osoby

Grażyna Kuźnik-Majka
Grażyna Kuźnik-Majka
Danuta Włodarczyk z pamiątkami
Danuta Włodarczyk z pamiątkami Arkadiusz Gola
Więźniowie polityczni z lat stalinizmu mieli zniknąć, nawet ich kości władza się bała, ale tajemnice grobów teraz się wydają. Danuta Włodarczyk dzięki przyjaźni ze starszą siostrą Jerzego Kuczki mogła pomóc w poszukiwaniach grobu tego młodego, 19-letniego więźnia politycznego, pochowanego tajnie na cmentarzu w Panewnikach. Danuta go nie znała, myśli jednak o nim ,,nasz Jurek”. Katowicki Zespół Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN odnalazł już 23 osoby, pochowane potajemnie jako ofiary represji. Jest wśród nich ideowa młodzież, są żołnierze podziemia i zwykli ludzie.

- To była śląska, kochająca się rodzina o bardzo tragicznych losach - mówi o Kuczkach katowiczanka Danuta Włodarczyk. - I z czwórki rodzeństwa żadne nie zostawiło potomstwa, nie mieli komu opowiedzieć o swoich przeżyciach i przekazać rodzinnych dokumentów.

Dzięki przyjaźni z siostrą Jerzego Kuczki mogła pomóc w poszukiwaniach grobu najmłodszego z tego rodzeństwa, więźnia politycznego, pochowanego w tajemnicy na cmentarzu w Panewnikach. Nie znała go, ale teraz myśli o nim ,,nasz Jurek”.

Zespół Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN odnalazł szczątki Jerzego Kuczki, które zostaną jeszcze poddane badaniom DNA, ale wszystko wskazuje, że to on. Odkrycie zbiegło się z 74. rocznicą jego śmierci; zmarł w lipcu 1949 roku w katowickim więzieniu.

- Ten przypadek ma dla mnie duże znaczenie, bo potwierdza, że miałam rację, kiedy przeglądając materiały zadałam sobie pytanie, a gdzie spoczywa ten chłopak? Gdzie jest jego grób? W aktach nie znalazłam o tym żadnej wzmianki - opowiada Agnieszka Połońska z Zespołu do spraw Poszukiwań i Identyfikacji IPN w Katowicach.

Szkolna armia

Dwuosobowy zespół zaczął poszukiwania szczątków, ale nie było wiadomo, od czego zacząć. Nikt z bliskich Jerzego Kuczki już chyba nie żył, nie udało się do takiej osoby dotrzeć. On sam nie istniał w świadomości społecznej, nikt o nim nie wspominał na uroczystościach. Na cmentarzu Bonifratrów w katowickich Bogucicach był jednak grób Janiny Kuczki, zmarłej w 1999 roku. Może ktoś z rodziny?

- Zaczynamy od nitki, która nie zawsze prowadzi do kłębka. Tym razem tak było - mówi Agnieszka Połońska.

Rok 1949. Jerzy Kuczka za półtora miesiąca skończy dwadzieścia lat, kiedy pisze z więzienia przy ul. Mikołowskiej w Katowicach: „Kochani rodzice. Nie otrzymałem już od dłuższego czasu od was żadnego listu. Dlaczego nie staracie się o widzenie, które jest mi bardzo potrzebne? Jestem na izbie chorych, mam wysoką gorączkę, choruję na płuca i na żołądek”. Jest gorzej, niż wyznaje, nie może już nawet wstawać. Wycieńczony, majaczy w ostatnich chwilach o domowej kuchni. Prosi, żeby mu przysłać świeżej kiełbasy, surowych jajek, białego sera, mleka. Tłumaczy, że chciałby jeszcze żyć. I znowu wraca do marzeń: „Kochani, nie przysyłajcie mi smalcu, tylko dużo masła”.

Tak broni się ciało Jurka w ostatnich chwilach życia, podpowiada, co mogłoby je wzmocnić. Ale chłopak nie dostaje paczek z domu, władze więzienne postawiły już na nim kreskę, nie dostarczają mu żadnych przesyłek, nie ma widzeń. Nie jest leczony, szkoda lekarstw na politycznego wroga, szkoda lepszego jedzenia na suchotnika. Wątły organizm chłopaka nie wytrzymuje warunków w celi: ciasnoty, głodu, brudu, insektów, wydzielania wody, maltretowania, stresu. Trafił do izby chorych. Harcerz, syn patriotycznego kolejarza, brat dwóch sióstr należących do AK, siedzi od kilku miesięcy, skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach na trzy lata więzienia za udział w podziemnych młodzieżowych organizacjach - Polskich Sił Demokratycznych i Polskiej Tajnej Armii Demokratyczno-Wyzwoleńczej.

Ta ostatnia to po prostu grupa harcerzy działająca w liceum im. A. Mickiewicza w Katowicach, założona w sierpniu 1948 roku. Planowali kolportaż ulotek o treści „antyrządowej i antyradzieckiej”, wpadka jednak nastąpiła o wiele wcześniej, we wrześniu. Tajna Armia istniała więc tylko miesiąc, ale poniosła straszne konsekwencje. Zatrzymano 26 uczniów, zapadły wysokie wyroki.

Do tej organizacji przez kilka dni należał również młodszy o rok od Jerzego Bogdan Pyka, przyszły założyciel Oddziału Związku Młodocianych Więźniów Politycznych „Jaworzniacy”, niedawno zmarły. Za udział w PTAD-W ten sam sąd, który skazał Kuczkę, i za to samo wymierzył Pyce karę sześciu lat więzienia. Ucznia drugiej klasy gimnazjum oskarżono o próbę zmiany ustroju przemocą „w ten sposób, że był w stałym kontakcie z dowódcą organizacji, wykonywał jego polecenia oraz przechowywał w celu rozpowszechnienia pisma o treści antyrządowej, a także o to, że nie powiadomił władzy o broni palnej przechowywanej bez zezwolenia”. Bogdan Pyka siedział w Rawiczu, Potulicach, Jaworznie, ale przetrwał. Jerzy nie zdołał.

Ojciec szukał do końca

Może Jurek zapadł na gruźlicę, a to oznaczało najgorszy wyrok. Tadeusz Wolsza w pracy o metodach leczenia w stalinowskich więzieniach stwierdza, że gruźlica była wtedy dyżurną chorobą polskich zakładów karnych. Takich chorych spychano na margines, traktowano jak kule u nogi, politycznych w ogóle nie ratowano. Do 1947 roku więźniowie mogli jeszcze korzystać z leczenia otwartego w szpitalach miejskich, co i tak nie zdarzało się często, ale dawało nieco większe szanse. Potem jednak Departament Więziennictwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zadecydował, że mają powstawać małe szpitale więzienne. Oczywiście, prawie bez sprzętu, lekarstw, personelu. Umieralnie. Stąd, zdaniem autora, liczne zgony skazanych, które nie były wynikiem wykonywania kary śmierci.

Ale jakkolwiek zmarł więzień polityczny, nie urządzano mu pogrzebu, nie ujawniano miejsca jego pochówku. Zapadało milczenie. Rodzinom oddawano paczki ze słowami: - Już nie potrzebuje.

Siostra Jerzego, Hildegarda śle pisma do Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Katowicach. Prosi o „natychmiastowe zarządzenie zbadania lekarskiego więźnia Kuczki Jerzego”. Podczas jednego z rzadkich widzeń brat jej powiedział, że ma otwartą kawernę płuc, bardzo wysoką temperaturę i różne komplikacje. „Dalszy jego pobyt w więzieniu w tym stanie rzeczy zagraża jego młodemu życiu” - alarmuje siostra w czerwcu 1948 roku. Do następnego widzenia nie doszło, bo Jerzy nie mógł już iść o własnych siłach.

Przerażenie bliskich spotyka się z obojętnością służb więziennych, śląska rodzina Kuczków nic przecież nie znaczy. Hildegarda jako „Janina”, młodsza Ewa jako „Krysia” działały podczas wojny w Okręgu Śląskim Armii Krajowej. W dodatku rodzina ma tajemnicę: najstarszy brat siłą wcielony do Wehrmachtu, pod groźbą wysłania bliskich do obozu koncentracyjnego, zginął gdzieś na froncie wschodnim. Wiele rodzin z polskiego Śląska borykało się z takim nieszczęściem, a po wojnie jeszcze z brakiem zrozumienia Polaków z innych regionów.

W lipcu 1949 roku ojciec Ludwik Kuczka dowiedział się, że jego drugi syn też nie żyje, inny totalitaryzm znowu wziął swoją daninę. Jurek nie doczekał się badań, leczenia, masła ani dwudziestych urodzin. Daty i miejsca pochówku nie podano, nie wolno było o to się dopominać.

- Ojciec Jerzego głęboko to wszystko przeżywał, nie mógł pogodzić się ze stratą i z tym, że nie wie, gdzie chłopca pochowano - mówi Danuta Włodarczyk. - Janina pamiętała, że uparł się odnaleźć swoje najmłodsze dziecko i zrobić mu grób, jaki się jego synkowi należy. Był tym zadaniem przejęty, łapał każdy trop.

W końcu ktoś z kręgu duchownych zawiadomił Ludwika Kuczkę, że syna pogrzebano na cmentarzu w Panewnikach, bo tam zakopuje się ciała więźniów. Z pomocą kogoś życzliwego ojciec ustalił możliwe miejsce, gdzie mógł leżeć syn. Ale tablica stanęła tam o wiele później.

Dobry człowiek

Janina Kuczka stała się dla rodziny Danuty i Wiesława Włodarczyków kimś bliskim, przyszywaną babcią. Bardzo się polubili już podczas pierwszego spotkania.

- Byliśmy młodym małżeństwem, kiedy wprowadziliśmy się do domu na ulicę Racławicką w Katowicach - wspomina Danuta. - W tej kamienicy od urodzenia mieszkała pani Janina. Niosła właśnie pranie na strych, mąż jej pomógł i tak zaczęła się nasza serdeczna znajomość.

Starsza pani, urodzona w 1917 roku, była samotna po śmierci siostry Ewy. Drobna, niewysoka, zawsze zadbana, miała zwyczaj chodzić do ulubionego fryzjera na ulicę Kościuszki. Pracowała kiedyś w centrali farmaceutycznej Cefarm, sporo podróżowała, znała biegle języki, w tym angielski i niemiecki. Posługiwała się też piękną polszczyzną, a czasem zagadała po śląsku. Była rodowitą Ślązaczką, rodzina pochodziła ze Strzelec Opolskich, była propolska. Janina, a właściwie Hildegarda - imię po wojnie zmieniła, sporo opowiadała o swoim domu, rodzicach i rodzeństwie, ale Danuta nie wszystko zapamiętała. Dzisiaj żałuje. Ale to dzięki Włodarczykom pamięć o Kuczkach przetrwała.

- Kuczkowie bardzo się kochali. Janina miała szczęśliwe dzieciństwo, a potem przyszły nieszczęścia - mówi Danuta.

Wojna. Najstarszy brat musiał iść do Wehrmachtu, jego siostry harcerki wstąpiły do AK. W domu był dramat, strach o życie bliskich, tęsknota za przedwojennymi czasami. W takiej atmosferze wyrastał Jerzy.

- Na pogrzebie Janinki, która zmarła w wieku 82 lat, byli jej koledzy i koleżanki z AK, ciepło ją wspominali, bo była dobrym, dzielnym człowiekiem. Pochowała wszystkich bliskich, została sama, ale nie zgorzkniała, przygarnęła nas do serca - mówi Danuta.

Janina nie wyszła za mąż. Z jej rzadkich wyznań na ten temat wynikało, że zakochała się w człowieku, z którym nie mogła być, i była wierna temu uczuciu. Tyle chciała powiedzieć. A jej siostra Ewa, urocza przedszkolanka, szybko zachorowała na stwardnienie rozsiane. W tamtych latach nie umiano hamować postępów tej choroby, odsuwać w czasie kalectwa. Janina opiekowała się siostrą z oddaniem.

Samotne groby

Ewa chciała, żeby jej choroba, jej słabość na coś się przydała. Brała udział w skomplikowanych badaniach nad SM. Danuta wspomina, że jeszcze długo po tym, jak Ewa zmarła, przychodziły na jej adres bardzo szczegółowe, przygotowane w języku angielskim, ankiety z zagranicznych ośrodków medycznych.

Janina w końcu sama dbała o groby rodziców i siostry, pochowanych na cmentarzu Bonifratrów w Bogucicach. Miała dalszą rodzinę w Niemczech, dawniej nawet ktoś ją stamtąd odwiedzał, ona jeździła z wizytami na urlopy, ale coraz rzadziej. Zerwał się też kontakt z krewnymi z Opolszczyzny.

- Kiedyś poszłam z Janiną na grób jej brata Jerzego na cmentarz w Panewnikach. Widziałam jego imię i nazwisko. Ale Janina była coraz starsza, bez nikogo, kto by pamiętał Jerzego. Powiedziała, że jego grób można komuś odstąpić - przypomina sobie Danuta.

Tym bardziej, że grób był symboliczny, tylko prawdopodobny. Janina zdawała sobie sprawę z tego, że groby trzeba opłacać, a nie ma rodziny, na którą powinien spaść ten obowiązek. Chciała uporządkować sprawy przed odejściem, bez sentymentów. Odstąpiła też grób rodziców, siostry. Przygotowała tylko swój, nie wiedząc, jak długo będzie dla kogoś ważny.

- Jej grób był zadbany i dlatego trafiłam na panią Danutę - mówi z radością Agnieszka Połońska. - To był skarb. Okazało się, że katowiczanka dba o grób siostry Jerzego Kuczki, była jej sąsiadką, dobrze ją znała, wiele wie o ich rodzinie. Potwierdziła, że Jerzy został pochowany w Panewnikach.

Problem w tym, że Danuta nie pamiętała już, w którym miejscu widziała nagrobkową tablicę. A w księgach cmentarnych nie było żadnego wpisu o Jerzym Kuczce. Trzeba było szukać. I po raz drugi dzięki mrówczej pracy odnaleziono miejsce pochówku Jerzego. Badania antropologiczne wskazują, że to jest on.

Danuta zastanawiała się, co zrobić z rodzinnymi zdjęciami i dokumentami, które zostawiła jej do dyspozycji Janina. Oddać do Muzeum Śląskiego? Do jakiegoś archiwum? Trafiły do IPN.

- Wśród tych pamiątek jest rysunek Jerzego, przedstawia grób nieznanego żołnierza - mówi Agnieszka Połońska. - Jakby przeczuwał swój los. Ale przynajmniej to jego przeznaczenie udało się zmienić.

Po badaniach DNA, kości Jerzego spoczną pod takim nagrobkiem, jaki pewnie chciałby wystawić mu ojciec.

Zespół Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN powstał w 2016 roku, zajmuje się odnajdywaniem miejsc spoczynku osób, które straciły życie z powodu represji totalitarnych lub czystek etnicznych w okresie od 8 listopada 1917 do 31 lipca 1990 roku.

Zespół katowicki odnalazł dotąd szczątki 23 takich osób, rodzinom wręczono przygotowane noty identyfikacyjne. Brakuje jeszcze czasem badań DNA, bo ta procedura bywa skomplikowana, zwłaszcza gdy trzeba długo szukać bliskich, żywych czy zmarłych.

Zidentyfikowano jednak Irenę Odrzywołek z Jaworzna, 21-letnią strażniczkę więzienną, skazaną w 1946 roku w Katowicach na śmierć za pomoc w przygotowaniu wielkiej ucieczki działaczy podziemia z więzienia w Krakowie. Spoczywała w Panewnikach.

Na prywatnej posesji w Rycerce Górnej koło Żywca odnaleziono kości Mieczysława Inglota, 22-letniego żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych, który poległ w 1946 roku. A na Cmentarzu Centralnym w Gliwicach natrafiono na szczątki 52-letniego gospodarza Wojciecha Mszanika z okolic Nowego Targu, którego w 1951 roku skazano na pięć lat więzienia za zgodę na nocleg i podanie jedzenia ostatnim już, ledwo żywym partyzantom. Mszanik zmarł w gliwickim więzieniu.

- Ta postać szczególnie mnie wzrusza - przyznaje Agnieszka Połońska. - Udowadnia, że w latach represji ucierpieć może nie tylko ktoś czynnie walczący, ale też osoba, która kieruje się ludzkim odruchem, litością. I to bardzo niepokoi.

Nie przeocz

Zobacz także

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera